Na Pyrkonie udało się zagrać w kilka nowości, więc postanowiłam odświeżyć nasz wątek i naskrobać krótką relację.
Na początek
Splendor - niby banalna gra polegająca na zbieraniu kryształów, które można zamienić na karty dające jeszcze więcej kryształów, ale daje niesamowicie dużo przyjemności i zdecydowanie uzależnia. Osobiście mam ochotę grać partię za partią. Co do mechaniki rozgrywki, to pisząc w skrócie gracz może wykonać jeden z ruchów: dociągnięcie różnokolorowych kryształów lub zakup karty. Wygrywa ten, kto pierwszy uzbiera 15 pkt. Punktowane są karty i losowe zadania "kto pierwszy ten lepszy" wykładane na początku rozgrywki i polegające na zebraniu odpowiedniej ilości kart w określonych kolorach. Proste, a ile radości daje
Ten tytuł z pewnością często będzie się pojawiał na naszym stole
Kolejną grą, w jaką zagraliśmy w piątek był
Tezeusz: Mroczna Orbita, czyli gra naszego rodzimego twórcy - Michała Oracza. Niestety nie udało nam się rozegrać partii do końca, bo już nas wyganiali z games roomu, ale te kilka rozegranych rund zostawiło po sobie dosyć przyjemne odczucie, choć nie wiem, czy jest to gra, do której ciągle bym wracała. Mechanikę ma dosyć interesującą polegającą na przemieszczaniu swoich jednostek po różnych obszarach koła. Obszary niezależne mają jakieś własne zdolności, a dodatkowo na wszystkich można zainstalować karty, które szkodzą przeciwnikowi lub coś nam dają. Ruch wykonuje się o tyle pól ile jednostek znajduje się na obszarze, z którego startujemy. Obszar pełen jednostek automatycznie uruchamia walkę pomiędzy wrogimi jednostkami (można ją też odpalić konkretną zdolnością jednego z obszarów). Wygrywa ten, kto na koniec gry będzie miał najwięcej punktów życia (punkty zwycięstwa), czyli grę zaczynamy z maksymalną możliwą ilością puntów zwycięstwa, które w trakcie stopniowo tracimy - odwrócony schemat
Po tej niepełnej rozgrywce do swojej kolekcji gry raczej bym nie kupiła, ale mogłabym w nią jeszcze kiedyś zagrać.
W sobotę udało mi się zagrać w jeden z tytułów z mojej want list, czyli w
Pośród Gwiazd. Gra przypomina trochę Suburbię i polega na budowaniu własnej stacji kosmicznej z kwadratowych kart wielkości tych z "Wysokiego napięcia", ale w mechanice mamy tu element card draftingu. Każdy gracz rozpoczyna rok (fazę gry - w sumie 4 lata) z ręką 6 kart, z których jedną wybiera, a resztę przekazuje kolejnemu graczowi i tak w kółko. Swoja kartę może wybudować albo odrzucić i w zamian dostać reaktor do budowy dostarczający energię (niektóre obszary wymagają jej do budowy) lub 3 kredyty (waluta gry). W opcji zaawansowanej są też rasy dające specjalne zdolności, cele do osiągnięcia na koniec gry i karty konfliktu. Z tymi ostatnimi jeszcze nie grałam. Gra lekka i przyjemna z odrobiną kombinacji, by ułożyć jak najlepszą stację. Znajduje się już w mojej kolekcji, więc mam nadzieję często wyciągać ją na stół
W przypadku
7 roninów udało nam się tylko wysłuchać zasady, bo mieliśmy zaklepaną inna obleganą grę (o której za chwilę) i musieliśmy niestety przenieść się na inny stolik, ale już samo wysłuchanie zasad dało pewien obraz. Gra jest dwuosobowa w typie area control. Jeden gracz gra siedmioma roninami, z których każdy ma jakąś zdolność, a drugi całą chmarą ninja (ich zdolność to ilość
). Tak więc dobrzy roninowie bronią wioski przed napaścią złych ninja
Do tego obszary wioski również mają zdolności do wykorzystania przez ninja. Wygrywa ten, kto przeżyje. Przy jakiejś okazji chciałabym w to jeszcze zagrać, szczególnie, że gra jest bardzo klimatyczna i ślicznie zrobiona. Ma ładną niewielkich rozmiarów planszę wioski, zasłonki w las bambusowy i mini plansze do rozstawienia swoich pionów za zasłonką. Myślę, że to tytuł, który mógłby się nadawać do zabrania ze sobą w podróż. Zastanowię się nad zakupem, a na razie wciągnę na moją wish list.
Lewis & Clark to chyba gra, w którą najbardziej chciałam zagrać na Pyrkonie. Niestety już po zagraniu nie mogę powiedzieć, że powaliła mnie na kolana. Owszem, była przyjemna i ciesząca oko (jest szalenie kolorowa), ale jakoś nie czułam jej. Otoczka fabularna to traperzy odkrywający Luizjanę w XIX w. Gra ma sprawiać wrażenie wyścigu, ponieważ wygrywa ten gracz, który pierwszy dotrze do źródła rzeki. Aby to osiągnąć mamy do dyspozycji zestaw kart, które zagrywamy zasilając innymi karami lub pionami Indian (czyli jest tu element budowania talii), piony Indian do wykonywania akcji w wiosce indiańskiej (element work placement) i zestaw dodatkowych kart, które można kupić, by podejmować silniejsze akcje. Zagrana karta daje efekt z naszego obszaru kart i z obszaru kart gracza po naszej prawej i lewej stronie (przypomina to trochę "7 Cudów"). Ponadto każdy gracz ma łódź do przewozu surowców i Indian i jeśli za dużo się na nią wpakuje, to traci się dni na zwijanie obozu i tym samym cofa na rzece. Ogólnie gra ma mocno zmiksowaną mechanikę, co w sumie nie jest złe. O dziwo wszystko to dosyć dobrze współgra ze sobą. Podobał mi się motyw kart i możliwość robienia takich niby kombosów. No i wizualnie gra jest strasznie ładna. Pewnie nigdy jej nie kupię, ale mogłabym w nią znowu kiedyś zagrać
Gwiadzy są w porządku to tytuł zakupiony przez znajomych na Pyrkonie, więc miałam okazję wypróbować go w hostelu ostatniego dnia imprezy. Gra polega na układaniu dwustronnych kafelków nieba w ten sposób, by można było uzyskać odpowiednią kombinację widniejącą na karcie stwora i tym samym go przywołać. Kafelki można przesuwać, zamieniać miejscami i przekręcać. Niestety nie przypadł mi ten tytuł do gustu. Za duża losowość i okropnie długi czas oczekiwania na swój ruch. Co gorsza w międzyczasie nie da się nic zaplanować, bo w czteroosobowej rozgrywce nim zdąży nadejść Twoja kolej całe niebo będzie już poprzestawiane. Irytujące.
Moją drugą zdobyczą na Pyrkonie było
Metallum - kolejny polski tytuł. Jest to gra dwuosobowa, która rozgrywa się w kosmosie. Obaj gracze chcą zdominować jak najwięcej planet z metallum (tytułowa substancja umożliwiająca człowiekowi podróże międzygwiezdne), wydobyć jak najwięcej i tym samym zarobić jak najwięcej, ponieważ pieniądze stanowią o wygranej na koniec gry. W tym celu muszą wysyłać swoje statki-fabryki (SF) w kosmos, by odkrywały nowe planety, na których następnie umieszczają swoje roboty wydobywcze, a uzyskane w ten sposób metallum sprzedają na koniec tury. Osoba, która dominuje planetę na koniec rundy dostaje więcej pieniędzy. Wartość wydobywczą planety można też podnosić lub obniżać specjalną akcją i kafelkiem. Zagraliśmy raz z Jackiem. Przegrałam, ale podobało mi się
Prócz akcji graczy ustalanych w tajemnicy za zasłonkami, można też skorzystać z tzw. instalacji planetarnych na planetach, na których aktualnie znajduje się nasz SF. Poza tym istnieje też możliwość zakupu kart dodających specjalne funkcje naszym SF lub planetom, na którym się znajdują. Zdecydowanie chcę w to pograć więcej
Na koniec gra, która wprawdzie nie była odkryciem Pyrkonu, ponieważ miałam już okazję zagrać w nią u Jacka, ale tak mi się spodobała, że na Pyrkonie pokazałam ją znajomym i rozegraliśmy jedną partyjkę. Mam na myśli
Eminent Domain. Jest to gra karciana, w trakcie której wykonuje się akcję z karty, by następnie zagrać również rolę pozwalającą nam uzyskać kolejną kartę, eksplorować planetę, podbić planetę czy zdobyć środki na podbicie planety. Jest to taka mieszanka Dominiona z rejsem, która bardzo mi podeszła. Teraz czekam aż Jacek kupi dodatek i jak się z tym nie pospieszy, to możliwe, że się złamię i sama go nabędę wraz z podstawką. Będzie to już wtedy totalny maniakalizm
Niestety nie udało mi się zagrać w "Nations" (odnoszę wrażenie, że to coś w stylu "Poprzez wieki") ani "Pana Lodowego Orgodu". Może będzie okazja na jakimś innym zjeździe maniaków planszówkowych, itp.