Z kronikarskiego obowiązku:
Pirate's Cove (jeszcze raz dziękuję Ci Grzesiu za przyniesienie), okazało się zupełnie inną grą niż się spodziewałem. Na początku wydawała się strasznie skomplikowana, ale wyszło na to, że jest prosta jak drut. Nie wiele w niej niestety jest gry, myślenia i samej frajdy. Potyczki są mega losowe, a większy wpływ na rozgrywkę zamiast levelowania statku - mają karty. Piękna kobieta, ale niestety pusta.
Wielka szkoda, ale nadal będę szukał marynistyczno-pirackiego Świętego Graala.
Mauna Kea - najdziwniejsza i najszybciej skończona rozgrywka ever. Wygrała Sylwia, która jako jedyna zdążyła się ewakuować i której 2 na 3 ludki skończyły w lawie
. Reszta za bardzo kombinowała, więc gra skończyła się w dosyć nieoczekiwany sposób.
Udało się zagrać też w
Ninjato - Jestem odrobinę zawiedziony. Gra okazała się być bardzo losowa. Mamy wprawdzie wpływ na kontrolowanie tej losowości, ale jednak karty mogą nas strasznie skarcić. Pod koniec rozgrywki stała się rzecz przedziwna - z ostatniego miejsca wskoczyłem na drugie. Skończyłbym jako pierwszy, gdyby nie nieprzemyślana przez Artura wymiana jednego żetonu wpływu (wybrał losowo wartość) . Wygrała ponownie Sylwia (mieliśmy taką samą ilość punktów, ale jej udało się pozyskać więcej posłów). Reasumując - gra jest pięknie wydana, rozgrywka dość absorbująca, sporo kombinowania i ważnych decyzji, ale losowość strasznie potrafi dać się we znaki i to na wielu płaszczyznach. Jak się ma pecha na początku, to nadgonić można wyłącznie poprzez szczęśliwy zbieg okoliczności - np. brak uwagi oponentów. Nikt nie ogarniał, że jeżeli ja kupię zielonego posła, to nadrobię przez to 25 punktów.
Nie śledziłem specjalnie rozgrywek na innych stolikach, ale widziałem że grano w
Czerwony Listopad,
M.U.L.E. i
Łowców Skarbów.
Tyle ode mnie. W piątek już mnie niestety nie będzie. Bawcie się dobrze! Do zobaczenia za niecałe trzy tygodnie i podtrzymujcie tradycję w Podwieczorkach!