Zasady turniejowe odbierałem jako opcję, której nie trzeba stosować. Faktycznie, trochę ułatwiają sprawę.
Patrząc jednak na normalną grę:
Nie do końca. Nie odejmują, tylko dodają ("In case of a tie for second...").Pierwszy i drugi warunek nie zachodzi.
1. USA rzuca kostką i odejmuje wynik rzutu.
2. UK/ZSRR są ex aequo, więc obaj rzucają kostką i odejmują połowę wyniku.
Ok, trochę się teraz rozjaśniło.
Co jednak nie zmienia faktu, zgadzam się z uwagami o zdecydowanym przekombinowaniu systemu zdobywania VP i warunków zwycięstwa. Plątanina wzajemnych powiązań prowadzi do przedziwnych sytuacji. A szukanie jakiegoś mitycznego subtelnego "punktu równowagi" jest tak skomplikowane i ... nienaturalne, że naprawdę wzbudza niechęć do gry. Absurdem jest przykład, który podał sam Herman w dyskusji na BGG, że jeśli ZSRR i US mają po 50 pkt, a Churchill tylko 25, to jeśli ACz nie stoi w Niemczech, a US nie ma atomówki, Churchill wygrywa.
Co wygrywa? Przy 25 pkt prawdopodobnie został pozbawiony kolonii, pozycja GB została zmarginalizowana (dwukrotna przewaga ZSRR i US nad nim), zasady światowej polityki są odmienne od wizji brytyjskiej, i właściwie dawne mocarstwo zostało sprowadzone do roli wasala USA (bo przecież nie sprzymierzy się z ZSRR). Ale wygrywa. Nie, to jest po prostu dziwaczne.
Niestety, ale przypomina mi się trzewiczkowy Stronghold, z irracjonalnymi warunkami zwycięstwa ("przegrywam by wygrać") tak skonstruowanymi, że lepiej było w pewnym momencie wpuścić oblegających do twierdzy, niż się w dalszym ciągu bronić. Nie przetrwało to próby czasu, i sam Trzewiczek musiał w końcu te warunki zwycięstwa przemodelować. Coś czuję, że z Hermanem będzie podobnie.