Szefostwo zadało mi tą zagadkę kiedyś w pracy
. Nadal pracuję, więc łatwo wywnioskować, że odpowiedziałem. A więc:
Kluczowym jest stwierdzenie, że zadanie jest możliwe do rozwiązania. A kiedy byłoby niemożliwe? Jakby któryś z uczestników sam tylko miał kropkę jakiegoś koloru. Wtedy naturalnie nigdy by nie odgadł jakiego koloru kropkę ma na czole. Ale znaczy to, że byli tacy uczestnicy, którzy widzieli tylko u jednego uczestnika kropkę w danym kolorze (na przykład nasz wątpiący nowicjusz mógł zauważyć, że tylko jedna osoba ma kropkę niebieską albo zieloną) - ale ponieważ zagadkę daje się rozwiązać, więc mogli się domyśleć, jaki kolor kropki mają na swym czole.
Ponieważ za pierwszym dzwonkiem wyszly 4 osoby, wiec byly dwie takie pary (w roznych kolorach kazda). Zostaje 27 osób.
Teraz każdy, kto widział dwie osoby z tą samą kropką (czerwoną) na czole i nadal je widzi (te dwie osoby nie wyszły) może się domyśleć, że jest trzecią osobą która ma na głowie kropkę czerwoną. Za drugim dzwonkiem wychodzą 3 osoby. Zostaje 24.
Teraz analogicznie powinny przygotować się do wyjścia wszystkie osoby które w tej chwili nadal widzą trzy osoby z kropką w tym samym kolorze, bo to by oznaczało, że są czwartą do kompletu. Ale ponieważ nikt nie wyszedł, więc możemy założyć, że nie było czterech osób z kropką w jednakowym kolorze. Przy trzecim dzwonku nikt nie wyszedł.
Za to na czwarty dzwonek wyszła przynajmniej jedna osoba. Ale my, rozumując jak wyżej, wiemy, że było tych osób 5. Zostaje 19 osób.
Na piąty dzwonek wychodzą nowicjusz i siostra, każde z innymi 5 osobami, 6+6 daje 12, a zostaje 7 osób z kropkami w jednakowym kolorze i wychodzą po szóstym dzwonku.
Mam nadzieję, że za bardzo nie zamotałem. Trzeba po prostu sobie rozpisać całą sytuację, a potem wszystko leci z górki.