Jako gliwicki inżynier Mamoń, lubię te gry które znam
A że znam starocie, to bardzo lubię w nie grać. A że dodatkowo, Le Havre i Caylus to wybitne starocie, to tym bardziej wieczór zaliczam do udanych. Ale granie w starocie ma ten pewnien mankament, że człowiek zapomina, jak grać poprawnie. Ale o tym za chwilę.
Na pierwszą nogę Le Havre - Ryu stary wyjadacz, Tomek - druga partia po rocznej przerwie i ja. Na początku, każdy coś tam zbiera - Tomek głownie drewno, ja głownie jakieś rury i krowy, a Ryu głównie pożyczki
. Ale też lata temu nasi gliwiccy mentorzy mówili, że jak już bierzesz pierwszą pożyczkę, to bierz je już do końca, co Ryu skwapliwie realizował. Efekt był taki, że Tomek nie miał moich surowców do budynków, ja nie miałem Tomkowego drewna i tylko jakoś Ryu sobie budował i kupował bez przeszkód. No i miałem troszkę "pecha", bo siedziałem za Ryu'em, który starą gliwicką życzliwością grał w stylu: "Potrzebowałbym wziąć ryby, ale przecież nie mogę puścić Grzeniowi tego drewna"
Tak więc trochę czasu zajęło, zanim rozkręciłem maszynkę, ale nawet się udało. I wtedy nastąpiła wtopa, bo miałem przyszykowaną stal na stalowca i grzecznie sobie czekałem. Jedna tura - wchodzi rurowiec: ok, puszczam, nie potrzebuję. Druga tura - wchodzi stalowiec: Ryu przede mną, ok, wyhaczył swojego. Trzecia tura - wchodzi stalowiec dla mnie, ale to Ryu zaczyna turę i mi go zabiera!!!! WTF??!!! Acha - to Tomek odpuścił swojego stalowca, którego zabrał Ryu, a potem przyzwoicie wziął swojego. Jakbym grał więcej i częściej w Le Havra, to już po losowaniu kolejności podejrzaną apką Chwazi powienenem wiedzieć, gdzie i kiedy mieć stal. Wtedy byłbym mądrzejszy i wiedział, że mam brać rurowca z toną żywności na pokładzie. A tak zostałem ze stalą, którą koniec końców przetrzymałem do etapu luksusowców. Tyle, że za późno - po drodze brakowało żywności, brakowało miejsca na statkach przy wysyłkach i ogólnie bida. Ostatecznie Ryu skończył w okolicach 250 punktów, ja z 197 i Tomek w okolicach 170. Dobrze, że podebrałem Bank Ryu'owi, bo inaczaj byłby wstyd pokazywać wyniki
Na drugą nogę Caylus - świetna gra, tylko wiadomo - puścisz Ryu na złocie, to ci zrobi "niedzielę cudów" i w ostatniej turze nastuka 3 niebieskie budynki i odleci z punktami. No ale jak wiadomo czego się spodziewać, to tylko trzeba obmyślić jakiś kontrplan. Na szczęście Ryu jest dobrym kolegą i postanowił obmyślić kontrplan za nas. Otóż postanowił skreczować, zagrać łaskę z etapu drugiego (murów? Tak to się nazywa?) podczas trwania podsumowania pierwszego (podziemi). Mi zadzwonił dzwonek alarmowy, że coś tu nie halo - gorączkowo zaczęliśmy szperać instrukcję, szukać telefonów do przyjaciela i googlować. Na szczęście na pomoc przyszło nieocenione forum gier planszowych (
http://www.gry-planszowe.pl/forum/ - jak, ktoś jeszcze nie zna, to polecam!
Super forum i super ludzie!) No i wyszło na moje, że Ryu ma Alzheimera i nie pamięta zasad. Dzięki temu gra stała się bardziej przewidywalna: ja sobie pozbierałem trochę złota, Tomek wstawiał zielone budynki, a Ryu gorączkowo zbierał na nowo surowce, które przewalił na domkach w podziemiach. Ale żeby nie było tak różowo i lukrowo, to się okazało, że i ja mam Alzheimera, bo zapomniałem, że kończy się faza murów i trzebaby się też dorzucić ze swoimi domkami. I co z tego, że miałem tonę surowców, jak nie miałem meepla na zamku? Na szczęście Alzheimer Ryu był jeszcze większy, bo jego meepla też tam nie było
Dzięki czemu, pomimo wtopy, udało się zachować przewagę nad Ryu. Wygrał (bez zaskoczenia) Tomek, który konsekwetnie robił swoje i przypieczętował zwycięstwo zamkiem za 25 VP. Jedyne zaskoczenie, to takie, że do Tomka miałem tylko 5 VP straty - myślałem, że nas bardziej pozamiata.
Jako podsumowanie - super gry, powinniśmy grać częściej - bo z czasem Alzheimer może być jeszcze większy