Nowoczesnymi grami pasjonuję się od kilku lat. Przyglądam się też trochę rynkowi i gdybym miał te lata jakoś podsumować to użyłbym określenia "niewiarygodny rozwój". Mam wrażenie, że narzekania na stan obecny powodowane są brakiem odniesienia do naprawdę kiepskich czasów. Żyjemy w czasach dobrobytu (także planszówkowego) i mam wrażenie, że tego nie dostrzegamy.
Tak się jakoś dzieje, że dla wielu typów aktywności pełnię rolę ewangelisty i nie inaczej było z planszówkami. Moje doświadczenia są takie, że najlepsze efekty daje praca u podstaw. W sumie to do planszówek przekonałem trochę ludzi (20-30? może kupie karabin i będę robić nacięcia) i działa tutaj zasada "kropla drąży skałę". Zamawianie gier z odbiorem w pracy jest chyba najlepszą metodą, często przez kilka tygodni leżały one u mnie na biurku, ludzie oglądali, pytali. Potem zorientowali się, że umawiam się na granie. Potem zaczęli pytać i okazało się, że gry to nie tylko Chińczyk i Monopol. Nie było jakiegoś wielkiego przełomu, ale drobne sukcesy: a to ktoś się zapytał co kupić dla dziecka, a to ktoś przyszedł żeby pożyczyć coś dla siebie na początek. Największym wygranym na tym biznesie był Graal w Galerii Mokotów, gdzie moi koledzy z pracy trafiali
Na jesieni zorganizowałem nawet sekcje planszówkową. Na spotkanie organizacyjne przyszło chyba ze 40 osób! Kilkoro to moje dzieło, ale reszta - po prostu lekko grający/coś wiedzący. Potem niestety sprawa padła, bo się moja żona zbuntowała i nie mogłem tego prowadzić (w sumie dodatkowy dzień w tygodniu wyjęty), ale grupa około 8 osób gra co tydzień. Albo taki case: stoję w kuchni, podchodzi koleżanka i mówi że chętnie by zagrała, ale ona tylko trochę gra ze znajomymi, no w sobotę grała w "Brassa". Lekko mnie przytkało.
Więc progres jest niewiarygodny, świadomość rośnie, a że nie będzie to rozrywka dla wszystkich? To co z tego? Mam w rodzinie osoby, które zabroniły mi dawać swoim dzieciom planszówek (dałem kilka razy na mikołaja/urodziny), bo "mają się uczyć". BTW, sami kupili im Monopol z jakąś kartą czy chipem i grają w to... Widza u mnie dziesiątki tytułów, ale ich to nie interesuje i nawet im nie proponuję grania, chociaż widzę się z nimi dobrych kilka razy w miesiącu. Planszówki były i są rozrywką elitarną - tak uważam. Nie ma sensu na siłę do nich przekonywać, co jest IMHO standardowym błędem osób, które je odkrywają i starają się nimi podzielić z jak największą liczbą osób.