A ja niestety, muszę wyrazić swój żal, że zepsuliście mi Państwo z forum odbiór gry
Ale do ad remu. Na Glory zwróciłem uwagę w trakcie wspieraczki. Nie wiem, czy chodziło o fajne prowadzenie kampanii, niesztampowy temat, mechaniki, czy wszystko razem. Wiedziałem, że może mi się spodobać, ale z tyłu głowy miałem trochę wątpliwości. A jako że wchodzę w wiek, w którym na nowości reaguje się słowami: „Może nie dzisiaj, to trzeba innym razem. Na spokojnie przysiąść.”, gry ostatecznie nie wsparłem.
No ale w końcu ukazała się, a w ślad za jej wydaniem posypały się pozytywne i bardzo pozytywne opinie na forum. No i one mnie przekonały. Prawie. Bo zanim kupiłem swój egzemplarz, miałem okazję zagrać.
Moje obawy się sprawdziły. Nie mam pretensji, bo nikt nie ukrywał jak jest skonstruowana ta gra, ale ja jednak po cichu liczyłem na angażujące euro, w którym turnieje będą wisienką na torcie. Faktem jednak jest, że ta typowa część euro pełni służebną rolę do tychże turniejów, które chyba są kwintesencją gry. Baaardzo służebną.
Kojarzycie na pewno opinie o wielu grach, że to taki typowy worker placement, tylko z twistem. Tutaj też tak jest, tylko że… bez twistu. Tak, po prostu wp, typowy aż do bólu – wyścig do fajnych miejsc, ale jak ktoś cię ubiegnie, to zgarniesz trochę gorsze rzeczy z innego miejsca, jak ktoś ci podkupi coś fajnego, to kupisz coś trochę gorszego. Bla, bla, bla. Ostatecznie najciekawszymi miejscami do zajęcia okazały się: miejsce ustalające kolejność w przyszłej turze i wystawianie się w turnieju (im wcześniej, tym więcej miejsc startowych do wyboru – co później i tak okazało się – moim zdaniem - decyzją jedynie pozornie ważną).
No więc przygotowaliśmy się jakoś do turnieju, ale zanim do niego przejdę, mała dygresja. Ja to raczej z tych co to zebrać kamyczek i wymienić na drewienko, niż się tłuc na planszy, ale podam dwie gry, w których kościana walka mnie ujęła. Od razu zaznaczam, że zdaję sobie sprawę, że nie pasują do Glory i są w niej nie do zaimplementowania. Chcę tylko podkreślić, że nie jestem jakoś specjalnie nastawiony „anty”. No więc z jednej strony lubię prostotę Zombiaków Ameryki – szybkie decyzje, proste modyfikatory, nikt (nawet nie biorący udziału) nie zdąży się znudzić. Na przeciwległym biegunie jest Spartakus: walki są długie, ale wszyscy są zaangażowani od momentu wyboru walczących stron, a obstawianie wyników sprawia, że jesteśmy żywo zainteresowani wynikiem.
A jak jest w Glory? Na papierze świetnie. Wszystko zależy od ciebie: jak się przygotowałeś, losowość znikoma, rozkmina, w którym miejscu turniejowej drabinki rozpocząć, opcjonalnie starcia między graczami. A faktycznie? Przepraszam, że to mówię, ale NUDA. Jakoś się tam rozwinęliśmy i się pojedynkujemy. I albo ścieramy się z cieniasem i wygrywamy (z marginesem na totalnego pecha) albo na faktycznie mocnego i przegrywamy (z marginesem na totalnego farta). Żeby zminimalizować losowość ścieramy się do dwóch zwycięstw. I ja nie potrafiłem wykrzesać z siebie emocji. Każdy rzuca w zaciszu swojej planszetki, przekręca kostki, wydaje modlitwy i co tam jeszcze jest, współgracze pytają: „I jak tam? Wygrałeś”, odmrukujesz: „Ychy” albo kręcisz głową „Yy”. Jak ci się jakoś powiodło, to coś tam otrzymasz, jak wygrasz turniej, to fajnie, ale – obawa przed kulą śnieżną – nagroda niczego nie urywa.
Sprawiedliwie muszę przyznać, że świetnym rozwiązaniem jest to, że mamy ograniczone zasoby i pojawiają się dylematy, czy zużyć je już teraz, czy też zostawić na dalszą część turnieju. To jest naprawdę fajne. Najsłabszą częścią jest- mimo wszystko - rozwój naszego rycerza. Trochę tego, trochę owego, summa summarum ostatecznie przez kiepską różnorodność relikwii, pomocników (ostrzegam, że mogłem coś pokręcić z nomenklaturą) wszyscy gracze mają podobnie rozwiniętych rycerzy. Nie ma za bardzo możliwości wyspecjalizowania się, a z drugiej strony nasi przeciwnicy też różnią się jedynie poziomem, nie są wystarczająco zindywidualizowani.
I wracam do początku swojego postu. To nie jest tak, że uważam swój czas za szczególnie cenny. Mogę grać nawet w słabe gry (a Glory absolutnie słabą nie jest). Tylko że opinie mnie zmyliły, za dużo się spodziewałem i spadłem z wysokiego konia (sorry za suchar). Jak kolegom będzie zależało, to zagram bez zgrzytania zębów, ale jak już nigdy nie zagram, nie będę tęsknił. I o ile myślę, że z tej typowej części euro, coś bym jeszcze znalazł dla siebie, jakbym głębiej poskrobał, to serio, nie wiem co widzicie w tych turniejach.
I tak już całkowicie na koniec. Zdaję sobie sprawę, że mój post może być odebrany jako totalne malkontenctwo, ale właściwie był jedynie o moich odczuciach z gry. Jedynie moich. I tak naprawdę to chciałbym autorom pogratulować – chcieli wydać grę i to zrobili. I zrobili dobrze, gra się raczej – z tego co czytam – podoba. Uchronili się również od dwóch pułapek jakie czyhają na twórców, którzy chcą zrobić grę planszową o tematyce, która ich pasjonuje. Niektórzy uważają, że zrobienie gry to łatwizna, przecież w dzieciństwie grali w różne gry. Z drugiej strony są ci, którzy uważają, że w grze muszą zawrzeć wszystkie niuanse swojej pasji, co prowadzi do niepotrzebnego skomplikowania gry, wyjątków od wyjątków, etc. Autorzy Glory się przed tym uchronili. Stworzyli dopracowaną grę, wiem i rozumiem dlaczego poszczególne elementy się w niej znalazły i jaką rolę pełnią. Tylko że gra okazała się nie dla mnie. I szczerze żałuję, bo bardzo chciałem, żeby mi się spodobała.