Nom to była moja pierwsza styczność z tym tytułem i mam o czym pisać.
Najpierw rozgrywka a potem pojedziemy z tematem. Początki bywają trudne i często niektóre kwestie są niezrozumiałe, dlatego też nasza gra powoli się rozwijała. Ja atakowałem niemcami kolega bronił się francuzami (polakami?). Pomysł niby miałem na grę, jedna strona miała mocno tłuc z daleka druga zając objectivy. Plany planami a gra grą. Generalnie początkowy dociąg dla mnie jako strony atakującej nie był najlepszy. Mało ruchu i powolne pokonywanie terenu. Pierwsze walki tak na prawdę pojawiły się przez przypadek, gdyż obrońca chyba chciał więcej akcji (:) ) dlatego wyszedł mi na przeciw. No i się zaczęło.. walka o górkę i chatkę, która z perspektywy scenariusza nie miała kompletnie żadnego znaczenia, no ale były cele do odstrzału więc..
Po małym rushu do zagajnika przy chatce, który był baaardzo ryzykowny okazał się wielkim sukcesem. Dobra widoczność i pole do strzału. Jednak po paru kolejkach rzucania pociskami wytworzyła nam się mała walka pozycyjna, oczywiście okopaliśmy się ładnie co wywoływało jedynie zaciesz u Odiego..
Podczas gdy grupa przy chatce testowała swoją siłę druga grupa przebijała się przez wzgórze na drugiej stronie mapy.. ah te żółwie.
Tak na prawdę cała akcja skupiła się na chatce, grupę która przeszła przez wzgórze, zainstalowała się z domku i do końca gry próbowali coś zdziałać - pominę - tam nic ciekawego się nie wydarzyło. Oczywiście moja najlepsza broń wpadła na minę i nie miałem jak z niej skorzystać. O dziwno wtedy nagle pojawił się bohater - ciekawe czy to nie on podłożył minę specjalnie.. Dalszy ciąg wydarzeń nie był dla nich korzystny, po zebraniu się w całość dostali moździerzem, i historia zaczęła się od nowa, na drodze na polu minowym. Bardziej jednak mnie dobił fakt, iż próbując się zebrać drugi raz popsuli moją broń! Noż po prostu tacy specjaliści..
Na pewno najciekawsza akcja wyszła w połowie gry. Po rozbiciu oddziałów na 2 teamy po środku została mi 1 jednostka. Nie miałem na nią pomysłu więc zrobiłem nią rush na górkę praktycznie na środku mapy i tak wpadli tam w zasieki, zostając później weteranem (wtf?) - no ok i tak spisałem ich na straty w sumie. Ale też od strony obrońcy nie było żadnej reakcji (dziwne?), dopiero później spróbował walki wręcz z zasadzką, jednak to była też moja zasadzka (xD) więc doszło do wymiany noży i górka nadal była moja.
Po kolejnych strzałach na chatkę w końcu udało się ją wyczyścić, jednak znowu wbili do niej nowi alianci.. Z tego względu mój weteran (z górki) powoli schodził z niej i kierował się w stronę chatki, nikt też go nie chciał ruszać (fajnie, chodzę niemcem po środku mapy i nikt nie chce mu zrobić krzywdy xD). Walki zaczęły być coraz bardziej beznadziejne, ale cóż to doszła nowa karta advance, więc można było zrobić tylko jedno. BANZAI na chatkę!
Po przeliczeniu sił okazało się że jest remis, dociąg kart, znowu remis.. Banzai odniosło sukces, wszyscy umarli xD Po chatce walało się teraz jeszcze więcej trupów. Nareszcie team z zagajnika mógł spokojnie przejąć chatkę, która jak przypominam, nie miała kompletnie żadnego znaczenia strategicznego. To jednak nie koniec, ponieważ po wejściu do chatki z drugiego rogu wzniesienia poleciał serdeczny moździerz... 3 stepy poszły..
Tutaj już chcieliśmy i musieliśmy kończyć, gdyż TIME wyskakiwał już cały czas i nie dało się uratować tego (przedłużyć). Podsumowując wynik, obrońcy zostali na +3. Pomimo iż udało mi się zniszczyć jakieś 6-7 jednostek, a z mojej strony był tylko weteran od banzai.
---
No to teraz jedziemy. Nadal sądzę, że to nie jest gra dla mnie. Mam bardzo mieszane uczucia co do gry i jestem bardziej na NIE, chociaż jeszcze jedną rozgrywkę bym zagrał ale np. Sowietami. Pomijam tutaj, iż preferują bardziej skalę macro niż micro walk.
Same karty, w naszej rozgrywce połowa z nich była bezwartościowa, nie mogłem nic robić co chciałem, a karty mają więcej niż 1 efekt na karcie. Tak na prawdę pierwsze 3 tury powinienem zrobić discard całej ręki, bo z tego nie dało się nic zrobić, chociaż chciałem spróbować. Odi przypomina, że to bardziej karcianka - tak, ale w karciance chodzi o to by grać kartami a nie wertować cały deck przyśpieszając tym przegraną (jako atakujący). Zbyt często oddawałem swój czas gry bo karty były złe lub nie pasowały do scenariusza, a to i tak miałem super komfortowe warunki bo jako frakcja niemiecka mogłem odrzucić do 6 kart. Czyli nie mam kompletnie kontroli nad tym co się wydarzy, planowanie w dużej mierze odpada tutaj jak dla mnie.
System walk jest.. ok.. z tym, że obrońca jest strasznie faworyzowany (tak mi się wydaje) i próba ataku przy sile bazowej 6 do 11 jest o kant d.. Tak są karty z rzutami, ale i tutaj wole kości, bo na kości mogę mieć wpływ
same karty pomimo równego rozkładu wyniku nie są tutaj jakimś argumentem gdyż przy tak silnym wertowaniu obu decków to nie ma znaczenia jak dla mnie.
Losowe efekty np. sniper, są niepotrzebnym dodatkiem. Baardzo losowe i tak na prawdę niczego nie zmieni. Oj tak trafiłem gostka w chatce, a w następnej turze odzyskuje tego stepa. Dla mnie zbędne. Wydarzenia są fajne i ok, ale też bardzo losowe i co więcej - dość mocno sprecyzowane. Fajnie że są różne i charakterystyczne, ale gamingowo słabo.
Generalnie klimat, rozwiązania mechaniczne i późniejszy flow jest ok. Ale sama beznadziejność ataków i próba zrobienia czegoś konkretnego to już dla mnie trochę porażka. Tak na prawdę bardziej mnie bawiły śmieszne, wręcz komiczne sytuacje niż sama gra.
PS: i tak uważam, że dowódca niemiecki podczas ataku jest słaby gdyż ma zasięg wpływu 1