[Warszawa] Nietypowe spotkanie: paintball
Nataniel chyba spostuje jak wróci do domu. =)
Ale mam dwa fajne sinole na lewym udzie - tak jak mówiłem już w czasie rozgrywki. Możemy zrobić konkurs na najładniejsze siniaki. ^^
Ale mam dwa fajne sinole na lewym udzie - tak jak mówiłem już w czasie rozgrywki. Możemy zrobić konkurs na najładniejsze siniaki. ^^
War does not determine who is right - only who is left. - Bertrand Russell
---
Moja (niekompletna) kolekcja gier
Moja lista życzeń
---
Moja (niekompletna) kolekcja gier
Moja lista życzeń
- JednoSłowo
- Posty: 19
- Rejestracja: 04 cze 2004, 14:26
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
U mnie słabizna. Te trzy kulki, które mi strzeliłeś w plecy, jak nas obeszliście, nie zostawiły nawet śladu. Ja właściwie jedyny siniak (oprócz lekkiego zaczerwienienia na udzie) mam jako pamiątkę po strzale, który mnie powalił, jak walczyliśmy liniami (a właściwie lekko przetrzebiona linia żółtych strzelała do mnie jednego
).
Pozdrowienia
JednoSłowo

Pozdrowienia
JednoSłowo
Nie dajcie się wyprzedzić tym z Missisipi!
No i na spłuczce. ^^
War does not determine who is right - only who is left. - Bertrand Russell
---
Moja (niekompletna) kolekcja gier
Moja lista życzeń
---
Moja (niekompletna) kolekcja gier
Moja lista życzeń
- Mały brzydki pędrak
- Posty: 985
- Rejestracja: 24 sty 2006, 19:37
- Lokalizacja: Warszawa
- Been thanked: 12 times
- Nataniel
- Administrator
- Posty: 5293
- Rejestracja: 03 cze 2004, 20:46
- Lokalizacja: Gdańsk Osowa
- Been thanked: 6 times
- Kontakt:
Wrzucilem fotki:
http://www.gry-planszowe.pl/article.php ... tball.html
Prosze wrazenia z gry pisac raczej tutaj na forum niz na stronie - zeby nie rozdzielac tego. Ja swoje wrazenia spisze dzisiaj po poludniu lub jutro, teraz umieram od zakwasow
http://www.gry-planszowe.pl/article.php ... tball.html
Prosze wrazenia z gry pisac raczej tutaj na forum niz na stronie - zeby nie rozdzielac tego. Ja swoje wrazenia spisze dzisiaj po poludniu lub jutro, teraz umieram od zakwasow

= Artur Nataniel Jedlinski | GG #27211, skype: natanielx =
= Festiwal gier planszowych w Gdyni - GRAMY! =
= Festiwal gier planszowych w Gdyni - GRAMY! =
- kwiatosz
- Posty: 7900
- Rejestracja: 30 sty 2006, 23:27
- Lokalizacja: Romford/Londyn
- Has thanked: 143 times
- Been thanked: 424 times
- Kontakt:
Siniak raptem jeden, i to dosyć niewielki, ale cały czas nie mogę zdrapać górniczego kamuflażu z łap
A z ochrony prezydenta zapamiętam na pewno tekst "prezydent ssie!"
Generalnie bardzo fajnie było, jakby były następne takie wyjazdy to ja się piszę na 100%
EDIT: Po dokładniejszych oględzinach odkryłem jeszcze sporego krwistego siniaka na łopatce (po pamiętnym free for all) oraz całkiem już sinego na udzie. No i mam zakwasy w prawym bicepsie od noszenia broni (naprawdę ciężka była
)

A z ochrony prezydenta zapamiętam na pewno tekst "prezydent ssie!"


Generalnie bardzo fajnie było, jakby były następne takie wyjazdy to ja się piszę na 100%

EDIT: Po dokładniejszych oględzinach odkryłem jeszcze sporego krwistego siniaka na łopatce (po pamiętnym free for all) oraz całkiem już sinego na udzie. No i mam zakwasy w prawym bicepsie od noszenia broni (naprawdę ciężka była

Czy istnieje miejsce bardziej pełne chaosu niż Forum? Jednak nawet tam możesz żyć w spokoju, jeśli będzie taka potrzeba" - Seneka, Listy moralne do Lucyliusza , 28.5b
ZnadPlanszy kwiatosza|ZnadPlanszy gradaniowe
Rebel Times - miesięcznik miłośników gier
ZnadPlanszy kwiatosza|ZnadPlanszy gradaniowe
Rebel Times - miesięcznik miłośników gier
Panowie jakie siniaki? Ja mam tylko czeroną plamę na ramieniu.
Trzeba być twardym , a nie miętkim
Zabawa bardzo fajna, aczkolwiek myślałem, że będzie jeszcze lepiej.
Organizatorzy, chociaż bardzo uprzejmi
, zbytnio się nie przykładali. Na froncie panował chaos i często nie było wiadomo kto wygrał.
Szkoda też, że duża część osób przestraszyła się pogody i została w domach, przez co koszt imprezy wzrósł.
Już czekam na kolejny wypad!
Trzeba być twardym , a nie miętkim

Zabawa bardzo fajna, aczkolwiek myślałem, że będzie jeszcze lepiej.
Organizatorzy, chociaż bardzo uprzejmi

Szkoda też, że duża część osób przestraszyła się pogody i została w domach, przez co koszt imprezy wzrósł.
Już czekam na kolejny wypad!
Świat jest planszą, pionkami ludzie.
- Don Simon
- Moderator
- Posty: 5623
- Rejestracja: 10 wrz 2005, 16:28
- Lokalizacja: Warszawa, sercem w Jozefowie ;-)
- Been thanked: 1 time
Czy ktos z uczestnikow planuje napisanie szerszej relacji? Mysle, ze nie jestem jedynym, ktory chetnie przeczytalby: ile osob bylo, kto byl, jak lokacja, jak sprzet, ile sie bawiliscie, jak wygladala walka itp.
Pozdrawiam
Szymon
Pozdrawiam
Szymon
Każdy może,prawda, krytykować, a mam wrażenie, że dopuszczenie do krytyki, panie, tu nikomu tak nie podoba się.Tak więc z punktu, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie.
- Mały brzydki pędrak
- Posty: 985
- Rejestracja: 24 sty 2006, 19:37
- Lokalizacja: Warszawa
- Been thanked: 12 times
- jax
- Posty: 8140
- Rejestracja: 13 lut 2006, 10:46
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 97 times
- Been thanked: 258 times
U mnie siniaki juz schodza (a 90% z nich zalapalem w tym nieudanym trybie 'wszyscy na wszystkich').
Syn sluchal relacji z wypiekami na twarzy - szczegolnie pobudzily jego wyobraznie szturmy na prezydenta z obstawa, rozpaczliwa obrona, niemal calkowite wybicie szturmujacych i w krytycznym momencie... skonczenie sie amunicji preziowi
Generalnie co do kwestii merytorycznych mozna miec pare powaznych uwag (ale ocene zostawiam paintballowym specom), natomiast w sferze towarzysko-integracyjnej wyjazd byl bardzo udany
Respekt dla Nataniela i brygady lubelskiej z kwiatoszem na czele, ktorzy przebyli setki kilometrow zeby sie troche postrzelac.
Jednoslowo - ktory to byles?
Syn sluchal relacji z wypiekami na twarzy - szczegolnie pobudzily jego wyobraznie szturmy na prezydenta z obstawa, rozpaczliwa obrona, niemal calkowite wybicie szturmujacych i w krytycznym momencie... skonczenie sie amunicji preziowi

Generalnie co do kwestii merytorycznych mozna miec pare powaznych uwag (ale ocene zostawiam paintballowym specom), natomiast w sferze towarzysko-integracyjnej wyjazd byl bardzo udany

Respekt dla Nataniela i brygady lubelskiej z kwiatoszem na czele, ktorzy przebyli setki kilometrow zeby sie troche postrzelac.
Jednoslowo - ktory to byles?

- Mały brzydki pędrak
- Posty: 985
- Rejestracja: 24 sty 2006, 19:37
- Lokalizacja: Warszawa
- Been thanked: 12 times
- JednoSłowo
- Posty: 19
- Rejestracja: 04 cze 2004, 14:26
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
- Don Simon
- Moderator
- Posty: 5623
- Rejestracja: 10 wrz 2005, 16:28
- Lokalizacja: Warszawa, sercem w Jozefowie ;-)
- Been thanked: 1 time
A mozesz relacje i tutaj napisac?jax pisze:Syn sluchal relacji z wypiekami na twarzy - szczegolnie pobudzily jego wyobraznie szturmy na prezydenta z obstawa, rozpaczliwa obrona, niemal calkowite wybicie szturmujacych i w krytycznym momencie... skonczenie sie amunicji preziowi![]()
Generalnie co do kwestii merytorycznych mozna miec pare powaznych uwag (ale ocene zostawiam paintballowym specom), natomiast w sferze towarzysko-integracyjnej wyjazd byl bardzo udany![]()

I jakiez to powazne uwagi bys mial? Beda planowane kolejne takie imprezy?
Pozdrawiam
Szymon
Każdy może,prawda, krytykować, a mam wrażenie, że dopuszczenie do krytyki, panie, tu nikomu tak nie podoba się.Tak więc z punktu, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie.
- JednoSłowo
- Posty: 19
- Rejestracja: 04 cze 2004, 14:26
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
- jax
- Posty: 8140
- Rejestracja: 13 lut 2006, 10:46
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 97 times
- Been thanked: 258 times
ahaaaaa....JednoSłowo pisze:Ja byłem ten, co został ostatni po pierwszej linii - na zdjęciu "wyjazd z Warszawy" pierwszy z lewej, a na szóstym od góry w rzędzie po prawej ten bez maski.

Moje zblizenie z kolei na zdjeciu 'Wyjscie do lasu'.
don_simon,
Co do relacji, to zobacze najpierw co tam pedrak napisze na blogu zeby za bardzo sie nie powtarzac..
- Geko
- Posty: 6491
- Rejestracja: 18 mar 2006, 22:29
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 1 time
- Been thanked: 4 times
Właśnie się zastanawiałem, co to za killerjax pisze:ahaaaaa....JednoSłowo pisze:Ja byłem ten, co został ostatni po pierwszej linii - na zdjęciu "wyjazd z Warszawy" pierwszy z lewej, a na szóstym od góry w rzędzie po prawej ten bez maski.![]()
Moje zblizenie z kolei na zdjeciu 'Wyjscie do lasu'.
don_simon,
Co do relacji, to zobacze najpierw co tam pedrak napisze na blogu zeby za bardzo sie nie powtarzac..

Moje blogowanie na ZnadPlanszy.pl
Na BGG jako GekoPL. Ja tu tylko moderuję, żaden ze mnie administrator.
Na BGG jako GekoPL. Ja tu tylko moderuję, żaden ze mnie administrator.
- Don Simon
- Moderator
- Posty: 5623
- Rejestracja: 10 wrz 2005, 16:28
- Lokalizacja: Warszawa, sercem w Jozefowie ;-)
- Been thanked: 1 time
I tak sie kazdy oglada na innych i relacji nie ma i nie ma.jax pisze: don_simon,
Co do relacji, to zobacze najpierw co tam pedrak napisze na blogu zeby za bardzo sie nie powtarzac..
A przeciez chodzi o to, ze na kazdym spotkaniu ktos musi byc pierwszy.

Pozdrawiam
Szymon
Każdy może,prawda, krytykować, a mam wrażenie, że dopuszczenie do krytyki, panie, tu nikomu tak nie podoba się.Tak więc z punktu, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie.
- kwiatosz
- Posty: 7900
- Rejestracja: 30 sty 2006, 23:27
- Lokalizacja: Romford/Londyn
- Has thanked: 143 times
- Been thanked: 424 times
- Kontakt:
A ja się jeno na jedno zdjęciezałapałem, w dodatku wyglądam na nim... well, powiedzmy że średnio udanie
(ten jedyny bardziej twarzą (taa) do aparatu)

Czy istnieje miejsce bardziej pełne chaosu niż Forum? Jednak nawet tam możesz żyć w spokoju, jeśli będzie taka potrzeba" - Seneka, Listy moralne do Lucyliusza , 28.5b
ZnadPlanszy kwiatosza|ZnadPlanszy gradaniowe
Rebel Times - miesięcznik miłośników gier
ZnadPlanszy kwiatosza|ZnadPlanszy gradaniowe
Rebel Times - miesięcznik miłośników gier
- Mały brzydki pędrak
- Posty: 985
- Rejestracja: 24 sty 2006, 19:37
- Lokalizacja: Warszawa
- Been thanked: 12 times
Wygladasz jakbyś zjadł żabękwiatosz pisze:A ja się jeno na jedno zdjęciezałapałem, w dodatku wyglądam na nim... well, powiedzmy że średnio udanie(ten jedyny bardziej twarzą (taa) do aparatu)

- Andreas von Breslau
- Posty: 26
- Rejestracja: 04 wrz 2006, 21:30
Barwy walki
W budynku podobało mi się umiarkowanie, cała ta rudera robi przygnębiające wrażenie. Potłuczone wszędzie szkło to już przesada, można się naprawdę pokaleczyć. Tu miałem bilans lekko ujemny. Na przyszłość raczej nie piszę się na sesje w budynkach.
Las - to co innego! Diametralnie inny paintball. Nareszcie było widać przeciwnika, była okazja do manewru, zaszycia się w jakiś krzaczorach albo za pieńkiem. W leśnych scenariuszach z flagą zawsze byłem daleko na skrzydle i byłem tym właśnie, który "muskał rękawem kanał". Tu fun był nieporównywalnie większy, a i bilans też zdecydowanie na plus - choć w sumie nie to jest najważniejsze. Ważne, że TO BYŁO TO. Może tylko walki były zbyt krótkie, ponieważ starcia sił lekkich na skrzydłach mają
to do siebie, że są najczęściej jeden na jednego (góra na dwóch) i przy odskokach w razie silnej palby starcie trwa dość długo. Po wyjaśnieniu sytuacji z reguły w centrum było już po zawodach, bo tam nasilenie ognia jest największe. A szkoda, bo po to się szaleje na skrzydle, żeby kogoś zajść z boczku, albo nawet i od tylca...
Linia też była niezła. To jest do dopracowania - wg mnie potrzeba bardziej przejrzystego terenu i większej ilości ludzi. Podchodzenie o krok po każdej salwie chyba też nie jest potrzebne - co dwa wystarczyłoby. A do tego organizator, prowadzący całość twardą ręką: "ceeeel!... pal!". Linia to największe zaskoczenie na plus tego dnia.
Co do organizatorów, to uważam że tak jak ktoś to już napisał - mało się udzielali, a szkoda. Tego grubszego karczka nazwałem w ślach "doktorem filozofii". Natomiast na plus oceniam ich sprzęt - raczej bezawaryjny. Byłem kiedyś na takiej imprezie, gdzie awarie i zacięcia wszelkiego rodzaju zdarzały się co pięć minut.
Siniaki? Owszem, z pięć. Największy na prawym ramieniu - centralnie od przodu.
P.S. A gdzie te piersi - obiecany odpoczynek wojownika?
Las - to co innego! Diametralnie inny paintball. Nareszcie było widać przeciwnika, była okazja do manewru, zaszycia się w jakiś krzaczorach albo za pieńkiem. W leśnych scenariuszach z flagą zawsze byłem daleko na skrzydle i byłem tym właśnie, który "muskał rękawem kanał". Tu fun był nieporównywalnie większy, a i bilans też zdecydowanie na plus - choć w sumie nie to jest najważniejsze. Ważne, że TO BYŁO TO. Może tylko walki były zbyt krótkie, ponieważ starcia sił lekkich na skrzydłach mają
to do siebie, że są najczęściej jeden na jednego (góra na dwóch) i przy odskokach w razie silnej palby starcie trwa dość długo. Po wyjaśnieniu sytuacji z reguły w centrum było już po zawodach, bo tam nasilenie ognia jest największe. A szkoda, bo po to się szaleje na skrzydle, żeby kogoś zajść z boczku, albo nawet i od tylca...
Linia też była niezła. To jest do dopracowania - wg mnie potrzeba bardziej przejrzystego terenu i większej ilości ludzi. Podchodzenie o krok po każdej salwie chyba też nie jest potrzebne - co dwa wystarczyłoby. A do tego organizator, prowadzący całość twardą ręką: "ceeeel!... pal!". Linia to największe zaskoczenie na plus tego dnia.
Co do organizatorów, to uważam że tak jak ktoś to już napisał - mało się udzielali, a szkoda. Tego grubszego karczka nazwałem w ślach "doktorem filozofii". Natomiast na plus oceniam ich sprzęt - raczej bezawaryjny. Byłem kiedyś na takiej imprezie, gdzie awarie i zacięcia wszelkiego rodzaju zdarzały się co pięć minut.
Siniaki? Owszem, z pięć. Największy na prawym ramieniu - centralnie od przodu.
P.S. A gdzie te piersi - obiecany odpoczynek wojownika?
Pani kasowa do mnie w Geant:
"Proszę to położyć, żeby było wiadomo, gdzie się pan kończy".
"Proszę to położyć, żeby było wiadomo, gdzie się pan kończy".
- Nataniel
- Administrator
- Posty: 5293
- Rejestracja: 03 cze 2004, 20:46
- Lokalizacja: Gdańsk Osowa
- Been thanked: 6 times
- Kontakt:
O 9.30 poslusznie stawilem sie przez PKiN, gdzie znalazlem Lim-Dula i autokar pelen gotowych do zabawy planszowkowcow. Niestety. nie sprawdzily sie dwie zapowiedzi - po pierwsze nie bylo tak wielu osob jak mialo sie pojawic (bylo 19 osob, a byly zapowiedzi, ze pojawi sie nawet i 50), a dodatkowo zamiast goracego sloneczka padal deszcz.
Czekalismy na maruderow do 10, po czym ruszylismy. Przed 11 autokar dotarl do opuszczonego szpitala w Otwocku. Trzeba bylo od razu zweryfikowac teorie, ze w poblizu jest jakis sklep
Szpital jest praktycznie w srodku lasu i wokol nie ma zadnej wiekszej infrastruktury.
Na miejscu powitala nas panna w rozowym sweterku i kilku organizatorow. Kazdy z nas otrzymal marker, mundur, maske i paczke 500 kulek. Przebranie sie, krotka instrukcja jak strzelac - i bylismy gotowi do walki.
Warto w tym miejscu opisac troche jak wyglada lokacja. Sam szpital jest fajny i klimatyczny, stoi w srodku lasu, sklada sie z dwoch skrzydel polaczonych korytarzem. Calosc jest dwupoziomowa (podobno sa tez jakies piwnice, ale nie korzystalismy z nich), takze przejscie miedzy skrzydlami. Glowny korytarz jest w sam raz -- dosyc waski a przy tym na tyle dlugi, by druzyny mogly sie rozstawic swobodnie w dwoch skrzydklad i na tyle krotki, by z jednego konca mozna bylo ostrzeliwac drugi koniec. Do tego rownolegle do korytarza biegnie rzad zdewastowanych pomieszczen stanowiacych alternatywna droge miedzy skrzydlami (na pewno bezpieczniejsza niz odsloniety korytarz). Walki tutaj byly bardzo trudne - wkraczajac do pomieszczenia trzeba bylo miec oczy dookola glowy, aby nie zarobic kulki od skrytego w rogu przeciwnika.
Na pietrze przejscie kompletnie odsloniete, z kilkoma tylko zaslonami, za ktorymi mozna sie schronic. Tutaj nacieranie wygladalo jak sciezka zdrowia - krotki bieg w gradzie swiszczacych kul i pad za zaslona. Znowu wypad i znowu bieg. Bez wsparcia w zasadzie mozna bylo nie probowac - tylko przy odpowiedniej oslonie ogniowej mozna bylo sie przedostac.
Na poczatek rozegralismy team deathmatch - druzyna Twinky-Winky zlozona w wiekszosci z wargamerow przeciwko druzynie Żółtych zlozonej w wiekszosci z eurogamerow. Ja w pierwszych dwoch grach zginalem zanim zdazylem oddac chociaz jeden strzal
i nawet czesto nie widzialem kto do mnie strzela. Kto szybciej poznal teren, mial przewage - wiedzial, gdzie sa przejscia, ktorych zaulkow warto unikac, gdzie sie dobrze zaczaic. Pierwsze gry byly wiec raczej chaotyczne i malo kto wiedzial co sie dzieje.
Nastepnym scenariuszem byl klasyczny Capture the Flag, ktory jednak i tak sprowadzal sie do zabicia wszystkich z druzyny przeciwnej - nie bylo innej mozliwosci zdobycia flagi i nikomu sie to zreszta nie udalo.
W tym momencie zaczely wychodzic pierwsze slabosci organizacyjne, o ktorych napisze pozniej - nieprzemyslane scenariusze zabieraly duza czesc zabawy.
Kolejny scenariusz - zamach na prezydenta. W jednej druzynie bylo 6 osob + prezydent, w drugiej pozostali. Prezydent mial dotrzec do okreslonego punktu (nie dalo sie tego zrobic bez zabicia wszystkich z druzyny przeciwnej), a zamachowcy mieli go zabic (w zasadzie wiec zabic wszystkich). Zamachowcow bylo wiecej niz ochrony, wiec ci ostatni skryli sie w jednym ze skrzydel szpitala i stamtad prowadzili efektywna obrone. Warto zaznaczyc, ze naprawde bardzo trudno bylo szturmowac pomieszczenia kiedy obroncy ostrzeliwali sie przez okna - wiekszosc nacierajacych zginela. Dopiero za drugim razem, gdy liczba obroncow zostala zmniejszona do 4 osob, udalo sie dobic do prezydenta (i to przy znacznych stratach). Z drugiej strony - prezydent nie mial najmniejszych szans dostac sie do wyznaczonego celu (punktu startowego zamachowcow).
Troche zniesmaczeni bezsensownymi scenariuszami w koncu wymyslilismy wlasny. Centralnie w korytarzu umiescilismy flage, ktora nalezalo zdobyc i przyniesc do wlasnego obozu. Z jednej strony powodowalo to koniecznosc atakowania (nie mozna bylo biernie sie bronic), z drugiej zas nie wymagalo wybicia calej druzyny przeciwnika, aby zrealizowac cel.
Flaga na srodku byla ciezka do zdobycia, jednak wkroczyla tutaj pomyslowosc graczy. Jedna z druzyn wziela do oslony duza dykte, za ktora moglo skryc sie dwie-trzy osoby - posuwaly sie one korytarzem w kierunku flagi. Ledwie ktos wystawil lokiec zza "tarczy" i mogl zarobic kulke, jednak flage udalo sie zdobyc. W drugiej rozgrywce juz obie druzyny uzyly "tarcz", a w trzeciej jedna z druzyn ruszyla po flage niosac przed soba drewniane drzwi
. Z jednej strony takiego "zolwia" ciezko bylo wyeliminowac (jezeli byl oslaniany ogniem snajperow z boku), z drugiej jego uczestnicy nie mogli sie ostrzeliwac i musieli taszczyc ciezka tarcze nie wystawiajac poza nia nawet kawalka konczyny. Z ciekawszych wydarzen warto wspomniec, ze jeden z "tarczownikow" zostal postrzelony w stope
a inny dostal kulke przez niewielka dziure, jaka byla w desce.
Na nastepne bitwy poszlismy do pobliskiego lasku - mimo strasznego jeczenia organizatorow, ze zamokna nam kulki i zaklinuja sie w lufach (nic takiego sie nie wydarzylo). Teren ten byl komplenie nieprzygotowany (po prostu drzewa, zadnych zaslon), mimo to walczylo sie calkiem ciekawie - przeciwnikow widac bylo z daleka, chociaz ciezko bylo ich trafic.
Bardzo fajnym scenariuszem zaproponowanym przez organizatorow byla "artyleria". Dwie druzyny stawaly w szeregach, na przeciw siebie, w sporej odleglosci. Na komende wszyscy oddawali po jednym strzale w kierunku przeciwnikow. Trafieni schodzili, reszta wykonywala krok naprzod. Kolejna salwa, kolejne ofiary, kolejny krok. Naprawde fajna sprawa, szczegolnie gdy pod koniec druzyny stoja juz dosyc blisko a w jednej z nich jest tylko 1-2 osoby - wyglada to raczej jak pluton egzekucyjny
.
Potem jeszcze kilka luznych team-deathmatchow w lesie i jedna szybka gra w budynku i na tym zakonczylismy zabawe. Wiekszosc osob wystrzelala swoje 500 kulek, niektorzy sporo wiecej (ja 750, Lim-Dul ponad 1000!).
Na koniec warto o jakies podsumowanie. Przede wszystkim niestety kompletnie zawiedli organizatorzy. Rownie dobrze mogliby po prostu dac nam sprzet i powiedziec "bawcie sie sami", zamiast udawac, ze w jakis sposob sie nami zajmuja. Nie potrafili w zaden sposob kontrolowac rozgrywek, kolejne scenariusze konczyly sie nierozstrzygniete, nie bylo limitow czasowych tylko zakonczenia "a, to juz konczymy", nikt nie liczyl punktow a na kolejne rozgrywki czekalo sie niemilosiernie dlugo (w tym mnostwo czasu nikt nie wiedzial "na co wlasciwie czekamy?"). Porazka byly tez scenariusze - zupelnie niedostosowane do tego obiektu, nieprzemyslane, niedokonczone - slowem, odwalone byle jak. Olany zostal takze sprzet pomocniczy - flagi byly kawalkami szmat bez nawet glupiego kijka, nie bylo zadnego planu budynku, aby mozna bylo sie z nim zapoznac przed gra, tasmy oznaczajace druzyny byly robione byle jak a papier do przecierania zaparowanych masek skonczyl sie w polowie rozgrywek - niby szczegoly, jednak swiadczace o totalnie amatorskim podejsciu do sprawy.
Z tego co zrozumialem, organizatorzy mieli tez zapewnic jakis catering (grill), ale to chyba byly tylko jakies ich fantazje - nie bylo zadnego grilla a my nie zostalismy poinformowani o tym, ze go nie bedzie ani dlaczego. Na szczescie wlasciwie nikt nie myslal o jedzieniu.
Sam budynek jest niezly i klimatyczny, ale tylko wtedy gdy wymysli sie dostosowane do niego, fajne scenariusze. Nie wyobrazam sobie w ogole, aby moglo tam grac wiecej niz 30 osob, wiec jezeli zapowiadane 50 by sie pojawilo, to mielibysmy problem. Z kolei w lesie nic nie bylo przygotowane - wiec rownie dobrze mozna by pojechac do dowolnego innego lasu.
Mimo tych problemow, sama zabawa byla przednia. Bardzo fajnie sie biegalo i walilo kulkami do przeciwnikow, krylo za zaslonami, kombinowalo jak tu dostac sie do nastepnego pomieszczenia. Mysle, ze przy profesjonalnej organizacji a przede wszystkim - fajnych scenariuszach, zabawa bylaby rewelacyjna.
Mam nadzieje, ze uda sie jeszcze zorganizowac takie spotkanie (moze tym razem w Trojmiescie
) i zjawi sie na nim wieksza liczba osob. Generalnie takie spotkania integracyjne (nie tylko planszowkowe) sa wg mnie bardzo pozytywnym zjawiskiem.
Na koniec jeszcze wielkie dzieki dla Lim-Dula, ktory podjal sie organizacji calosci przedsiewziecia - kudos!
Czekalismy na maruderow do 10, po czym ruszylismy. Przed 11 autokar dotarl do opuszczonego szpitala w Otwocku. Trzeba bylo od razu zweryfikowac teorie, ze w poblizu jest jakis sklep

Na miejscu powitala nas panna w rozowym sweterku i kilku organizatorow. Kazdy z nas otrzymal marker, mundur, maske i paczke 500 kulek. Przebranie sie, krotka instrukcja jak strzelac - i bylismy gotowi do walki.
Warto w tym miejscu opisac troche jak wyglada lokacja. Sam szpital jest fajny i klimatyczny, stoi w srodku lasu, sklada sie z dwoch skrzydel polaczonych korytarzem. Calosc jest dwupoziomowa (podobno sa tez jakies piwnice, ale nie korzystalismy z nich), takze przejscie miedzy skrzydlami. Glowny korytarz jest w sam raz -- dosyc waski a przy tym na tyle dlugi, by druzyny mogly sie rozstawic swobodnie w dwoch skrzydklad i na tyle krotki, by z jednego konca mozna bylo ostrzeliwac drugi koniec. Do tego rownolegle do korytarza biegnie rzad zdewastowanych pomieszczen stanowiacych alternatywna droge miedzy skrzydlami (na pewno bezpieczniejsza niz odsloniety korytarz). Walki tutaj byly bardzo trudne - wkraczajac do pomieszczenia trzeba bylo miec oczy dookola glowy, aby nie zarobic kulki od skrytego w rogu przeciwnika.
Na pietrze przejscie kompletnie odsloniete, z kilkoma tylko zaslonami, za ktorymi mozna sie schronic. Tutaj nacieranie wygladalo jak sciezka zdrowia - krotki bieg w gradzie swiszczacych kul i pad za zaslona. Znowu wypad i znowu bieg. Bez wsparcia w zasadzie mozna bylo nie probowac - tylko przy odpowiedniej oslonie ogniowej mozna bylo sie przedostac.
Na poczatek rozegralismy team deathmatch - druzyna Twinky-Winky zlozona w wiekszosci z wargamerow przeciwko druzynie Żółtych zlozonej w wiekszosci z eurogamerow. Ja w pierwszych dwoch grach zginalem zanim zdazylem oddac chociaz jeden strzal

Nastepnym scenariuszem byl klasyczny Capture the Flag, ktory jednak i tak sprowadzal sie do zabicia wszystkich z druzyny przeciwnej - nie bylo innej mozliwosci zdobycia flagi i nikomu sie to zreszta nie udalo.
W tym momencie zaczely wychodzic pierwsze slabosci organizacyjne, o ktorych napisze pozniej - nieprzemyslane scenariusze zabieraly duza czesc zabawy.
Kolejny scenariusz - zamach na prezydenta. W jednej druzynie bylo 6 osob + prezydent, w drugiej pozostali. Prezydent mial dotrzec do okreslonego punktu (nie dalo sie tego zrobic bez zabicia wszystkich z druzyny przeciwnej), a zamachowcy mieli go zabic (w zasadzie wiec zabic wszystkich). Zamachowcow bylo wiecej niz ochrony, wiec ci ostatni skryli sie w jednym ze skrzydel szpitala i stamtad prowadzili efektywna obrone. Warto zaznaczyc, ze naprawde bardzo trudno bylo szturmowac pomieszczenia kiedy obroncy ostrzeliwali sie przez okna - wiekszosc nacierajacych zginela. Dopiero za drugim razem, gdy liczba obroncow zostala zmniejszona do 4 osob, udalo sie dobic do prezydenta (i to przy znacznych stratach). Z drugiej strony - prezydent nie mial najmniejszych szans dostac sie do wyznaczonego celu (punktu startowego zamachowcow).
Troche zniesmaczeni bezsensownymi scenariuszami w koncu wymyslilismy wlasny. Centralnie w korytarzu umiescilismy flage, ktora nalezalo zdobyc i przyniesc do wlasnego obozu. Z jednej strony powodowalo to koniecznosc atakowania (nie mozna bylo biernie sie bronic), z drugiej zas nie wymagalo wybicia calej druzyny przeciwnika, aby zrealizowac cel.
Flaga na srodku byla ciezka do zdobycia, jednak wkroczyla tutaj pomyslowosc graczy. Jedna z druzyn wziela do oslony duza dykte, za ktora moglo skryc sie dwie-trzy osoby - posuwaly sie one korytarzem w kierunku flagi. Ledwie ktos wystawil lokiec zza "tarczy" i mogl zarobic kulke, jednak flage udalo sie zdobyc. W drugiej rozgrywce juz obie druzyny uzyly "tarcz", a w trzeciej jedna z druzyn ruszyla po flage niosac przed soba drewniane drzwi


Na nastepne bitwy poszlismy do pobliskiego lasku - mimo strasznego jeczenia organizatorow, ze zamokna nam kulki i zaklinuja sie w lufach (nic takiego sie nie wydarzylo). Teren ten byl komplenie nieprzygotowany (po prostu drzewa, zadnych zaslon), mimo to walczylo sie calkiem ciekawie - przeciwnikow widac bylo z daleka, chociaz ciezko bylo ich trafic.
Bardzo fajnym scenariuszem zaproponowanym przez organizatorow byla "artyleria". Dwie druzyny stawaly w szeregach, na przeciw siebie, w sporej odleglosci. Na komende wszyscy oddawali po jednym strzale w kierunku przeciwnikow. Trafieni schodzili, reszta wykonywala krok naprzod. Kolejna salwa, kolejne ofiary, kolejny krok. Naprawde fajna sprawa, szczegolnie gdy pod koniec druzyny stoja juz dosyc blisko a w jednej z nich jest tylko 1-2 osoby - wyglada to raczej jak pluton egzekucyjny

Potem jeszcze kilka luznych team-deathmatchow w lesie i jedna szybka gra w budynku i na tym zakonczylismy zabawe. Wiekszosc osob wystrzelala swoje 500 kulek, niektorzy sporo wiecej (ja 750, Lim-Dul ponad 1000!).
Na koniec warto o jakies podsumowanie. Przede wszystkim niestety kompletnie zawiedli organizatorzy. Rownie dobrze mogliby po prostu dac nam sprzet i powiedziec "bawcie sie sami", zamiast udawac, ze w jakis sposob sie nami zajmuja. Nie potrafili w zaden sposob kontrolowac rozgrywek, kolejne scenariusze konczyly sie nierozstrzygniete, nie bylo limitow czasowych tylko zakonczenia "a, to juz konczymy", nikt nie liczyl punktow a na kolejne rozgrywki czekalo sie niemilosiernie dlugo (w tym mnostwo czasu nikt nie wiedzial "na co wlasciwie czekamy?"). Porazka byly tez scenariusze - zupelnie niedostosowane do tego obiektu, nieprzemyslane, niedokonczone - slowem, odwalone byle jak. Olany zostal takze sprzet pomocniczy - flagi byly kawalkami szmat bez nawet glupiego kijka, nie bylo zadnego planu budynku, aby mozna bylo sie z nim zapoznac przed gra, tasmy oznaczajace druzyny byly robione byle jak a papier do przecierania zaparowanych masek skonczyl sie w polowie rozgrywek - niby szczegoly, jednak swiadczace o totalnie amatorskim podejsciu do sprawy.
Z tego co zrozumialem, organizatorzy mieli tez zapewnic jakis catering (grill), ale to chyba byly tylko jakies ich fantazje - nie bylo zadnego grilla a my nie zostalismy poinformowani o tym, ze go nie bedzie ani dlaczego. Na szczescie wlasciwie nikt nie myslal o jedzieniu.
Sam budynek jest niezly i klimatyczny, ale tylko wtedy gdy wymysli sie dostosowane do niego, fajne scenariusze. Nie wyobrazam sobie w ogole, aby moglo tam grac wiecej niz 30 osob, wiec jezeli zapowiadane 50 by sie pojawilo, to mielibysmy problem. Z kolei w lesie nic nie bylo przygotowane - wiec rownie dobrze mozna by pojechac do dowolnego innego lasu.
Mimo tych problemow, sama zabawa byla przednia. Bardzo fajnie sie biegalo i walilo kulkami do przeciwnikow, krylo za zaslonami, kombinowalo jak tu dostac sie do nastepnego pomieszczenia. Mysle, ze przy profesjonalnej organizacji a przede wszystkim - fajnych scenariuszach, zabawa bylaby rewelacyjna.
Mam nadzieje, ze uda sie jeszcze zorganizowac takie spotkanie (moze tym razem w Trojmiescie

Na koniec jeszcze wielkie dzieki dla Lim-Dula, ktory podjal sie organizacji calosci przedsiewziecia - kudos!
= Artur Nataniel Jedlinski | GG #27211, skype: natanielx =
= Festiwal gier planszowych w Gdyni - GRAMY! =
= Festiwal gier planszowych w Gdyni - GRAMY! =
- Browarion
- Posty: 2374
- Rejestracja: 12 kwie 2005, 14:52
- Lokalizacja: Wrocław
- Has thanked: 19 times
- Been thanked: 2 times
Fajna relacja - wraz ze zdjęciami działa na wyobraźnie.
THX
I pozostaje mieć nadzieję, że na kolejną wyprawę Browarionki zjawią się stadnie... z pożyczonymi od "dobrych kolegów" profesjonalnymi klamkami, które jak słyszałem mocno wspierały posiadacz(a/y)

THX
I pozostaje mieć nadzieję, że na kolejną wyprawę Browarionki zjawią się stadnie... z pożyczonymi od "dobrych kolegów" profesjonalnymi klamkami, które jak słyszałem mocno wspierały posiadacz(a/y)

niby stary koń, a jednak z ogromnym sentymentem do zabaw i uciech wszelakich
Następnym razem będziemy się pewnie bawili w Lab Sektorze, ale to za parę miesięcy, jak wszystkim napęcznieje portfel. ;-)
Lab Sektor mieści się (prawie) w centrum Warszawy i jest opuszczoną halą magazynową o powierzchni 12000 m^2 - niby teren zamknięty, a jednak przy takiej powierzchni to znów jakby otwarty. Organizatorzy świetnie wywiązują się ze swojego zadania - ostatnio jak byłem, to biegali po polu (oczywiście w jaskrawych kamizelkach) i kontrolowali całą sytuację. Do tego odpada koszt dojazdu, który zniwelował właściwie całe korzyści, jakie mieliśmy ze zniżek.
Lab Sektor mieści się (prawie) w centrum Warszawy i jest opuszczoną halą magazynową o powierzchni 12000 m^2 - niby teren zamknięty, a jednak przy takiej powierzchni to znów jakby otwarty. Organizatorzy świetnie wywiązują się ze swojego zadania - ostatnio jak byłem, to biegali po polu (oczywiście w jaskrawych kamizelkach) i kontrolowali całą sytuację. Do tego odpada koszt dojazdu, który zniwelował właściwie całe korzyści, jakie mieliśmy ze zniżek.
War does not determine who is right - only who is left. - Bertrand Russell
---
Moja (niekompletna) kolekcja gier
Moja lista życzeń
---
Moja (niekompletna) kolekcja gier
Moja lista życzeń