salou pisze: ↑21 lut 2021, 16:18
Grzeniu nie napisał ani słowa zapewne otwiera trzeci karton szampana i nie jest w stanie sklecić zdania jeszcze bo jest pod wpływem
Świętowania nie było końca, bąbelki szampana do teraz szumią w głowie... Ale proszę, parę słów ode mnie:
Miał być przyczajony tygrys, ukryty smok, Jean Claude Van Damme i Bruce Lee, a koniec końców wyszedł Karate Kid. Salou nekromanta ożywił trupy świata planszówkowego i zaprosił dawno niewidziane towarzystwo. A że stare dziadki się zebrały, to i na stół weszły gry z roku 2007 i 2008. Czyli z czasów, gdy niektórzy czytelnicy tego forum uczyli się liczyć do 10 w grupie Muchomorków
. Agricola i Le Havre samego Uwe Rosenberga. A że obie gry wygrał gracz najmłodszy, to skojarzenie z uczniem mistrza Miyagi jest całkiem na miejscu.
Salou trochę przesadza z tymi naszymi osiągnięciami w Agricoli po sieci, bo o ile Wajwa zdobył kiedyś tam koronę mistrza w lidze online, to mi się ta sztuka nie udała nigdy. A obecnie młodzież nie daje forów i bez skrupułów obija emerytów w okolicach 2-giej ligi.
Ale wracając do samej gry. Na początku draft z 10 kart, gdzie 6 z podstawki i 4 z (nie)sławnej Talii Graczy. W sam raz, żeby odrobinę zamieszać. No i zamieszanie wyszło świetnie.
Co prawda, ktoś tam przymulił, gdy mu się 3 kupki kart skumulowały, ale jesteśmy wyrozumiali - przeczytanie 80 kart w pewnym wieku to już przecież wyzwanie!
Ja dostałem owczarka, pozwalającego trzymać owce bez ogrodzęń i scombowałem go z maszynką do mięsa dającą +1 żywności do każdego zjedzonego zwierzaka. Potem dodałem zaganiacza bydła z podstawki dającego dodatkowe zwierzę przy braniu zwierząt. I byłem ustawiony. Na drugą nóżkę Fanfaron z miotłą i można było grać. A partia wyszła przedziwnie, bo pomocniczka Salou, czyli Najstarszy Zawód Świata z Talii Graczy(Powiększ rodzinę podczas brania dniówki), szybko umożliwiła nam wymaksowanie członków rodziny. Z wyjątkiem mnie, bo ja realizowałem swoje comba i nie miałem czasu na walkę o dostęp do pomocniczki
. Wajwa natomiast był pierwszy i okazało się, że 10 żywności co żniwa mocno kopie. Tym bardziej, że zwierzaki trafiały do mnie. Bo np. branie jednej krówki dającej 9 żarcia to całkiem fajny ruch. W ostatniej rundzie natomiast ostatnim drewnem wystawiłem miotłę i zmaksowałem punkty fanfarona. Można więc nieskromnie powiedzieć, że dosłownie wymiotłem rywali.
Na drugą nogę Le Havre. Tutaj wszyscy doświadczeni, wyszyscy wiedzą co trzeba grać. Więc sobie zbieram surowce, czasem postawię jakiś tartak w oczekiwaniu na stocznie i klasyczny łańcuch produkcyjny: żelazo -> węgiel -> koks -> stal. I jakoś tak wyszło, że mnie koledzy wykolegowali, bo z kluczowych budynków trafiła mi się wyłącznie koksownia. Ale z drugiej strony mając kupę surowca i brak perspektyw na budynki zacząłem budować statki. Żelazowiec i 2 stalowce rozwiązały problem żywienia i przyrostu pożyczek, czego nie można powiedzieć o przeciwnikach. I chyba to był klucz do zwycięstwa, bo jako pierwszy zrobiłem wysyłkę, wykupiłem przed Salou publiczne budynki, które by mu dodatkowo premiowały w jego banku i ostatecznie wygrałem. Co ciekawe, aż do tej wysyłki miałem przed sobą tylko 3 budynki. Co prawda, przez chwilę miałem jeszcze czwarty, ale go dość szybko sprzedałem, bo wciąż potrzebowałem gotówki na wizyty w budynkach przeciwników. Bo swoich przecież za bardzo nie miałem, prawda?
Wieczór minął bardzo miło. 2 bardzo dobre gry weszły na stół, a towarzystwo zacne. Dziękuję bardzo!