Wygenerowałem z siebie taką szybką recenzję:
Mille Fiori jest kolejną z ostatnich gier dobrego doktora w której gracze zbierają punkty przy każdej możliwej okazji (Wiedźmia Skała, w niewielkim stopniu Aristocracy, Whale Riders). Jest dalszym krokiem w stronę klasycznych sałatek punktowych od których od pewnego czasu zaroił się rynek planszowy. Wygląda na to, że Knizia uczy się rynku (z drobnym opóźnieniem). Pytanie czy to dobrze? Mille Fiori nie daje niczego, czego nie widzieliśmy wcześniej w grach draftowych… pozornie. Bo to chyba pierwsze połączenie gry draftowej i ,,flip’n’write”, ale możecie mnie poprawić. Tylko zamiast wielu olbrzymich płacht, wielu kolorowych pisaków mamy tu eleganckie akrylowe żetony graczy i całkiem zgrabnie narysowaną planszę. Wszystko jest bardzo czytelne i funkcjonalne. Projekt kart również nie pozostawia niczego do życzenia (podobnie jak ich jakość). Zagrywając karty (symultanicznie, co przyspiesza grę; w instrukcji znajdziemy wariant ,,strategiczny” w którym o zagraniu karty decydujemy w kolejności graczy) zdobywamy punkty w 5 (wliczając ruch stateczków - 6) obszarach, z których każdy punktuje nieco inaczej. Na myśl przychodzi nieco Ganz Schon Clever (Rzuć na tacę). Przy czym tu gramy na wspólnej planszy. I Reiner nie byłby sobą, gdyby nie wprowadził nieco zarządzania ryzykiem i graniem na własne i cudze ,,inwestycje” – możemy zbierać punkty za zagrane przez innych żetony (port), możemy zdobywać punkty za każdym razem kiedy ktoś zagra żeton nad naszym, tworząc trójkąt (doki?), możemy ścigać się z innymi dostawiając swój żeton jeden za drugim, żeby punktować je w ciągu. Wybory są smakowite, czasem oczywiste, czasem trudne i ryzykowne i potrafią zaboleć, jeśli kolejność graczy nie jest chwilowo po naszej stronie. Warto pilnować innych i mieć stale szansę na bonusy +20/+15/+10 za osiągnięcia w każdym z obszarów. Inaczej na koniec gry możemy zostać z ręką w nocniku i ciułać drobne punkty tu i tam. Liczba kart z każdej kategorii odpowiada dokładnie liczbie pól. Akcje bonusowe jakie można zebrać też bywają nie do przecenienia i można z nich tworzyć długie łańcuszki w których jeden gracz odpala np. 6-7 po kolei (co odpowiada wykonaniu przez niego 7-8 akcji łącznie z główną, podczas gdy pozostali robią 1!, tak zdecydowanie trzeba tego pilnować).
Całość działa sprawnie (w końcu żadne mechaniki nie zostały tu wymyślone od nowa), jest prosta, dość elegancka bez specjalnych udziwnień i rozgrywka zamyka się w okolicach godziny na 4 graczy. Na 3 prawdopodobnie będzie podobnie szybko. Na 2 graczy… Mille Fiori po prostu nie ma sensu. Jest za luźno. Gdyby zaproponowano mniejszą, ciaśniejszą planszę – byłoby super. A tak – wybory są dość oczywiste, każdy wybiera swoje podwórko i lepi tam odpowiednie cuda. Na 2 jest zwyczajnie nudno i ta liczba graczy nie powinna się znaleźć na pudełku.
Jednak w mojej 4-osobowej partii coś mnie uderzyło i początkowo nie wiedziałem co. Wiem. Co rundę dostajemy 5 kart, wybieramy 1, przekazujemy 4 dalej itd. Ostatniej karty nie zagrywamy, tylko odkładamy do puli kart bonusowych na kolejną rundę. Oznacza to, że grając we czwórkę swoją startową rękę kart ujrzymy RAZ. To dość nietypowe rozwiązanie (chyba nawet w Paper Tales dostajemy 7 kart startowo, w Greed/Szmal 12 itd.) i oznacza, że gra jest znacznie bardziej taktyczna – ta ręka, ta tura, ta karta pomaga mi, ta kolejnemu graczowi, nie myślę o graczy o 2 pozycje dalej. To zdejmuje nieco z głowy gracza i przyspiesza grę, ale również nieco ją spłyca (skoro moja ręka nie wróci…). Z drugiej strony – łatwiej przez to zapamiętać jakie karty krążą i podejmować czasem dość ważne decyzje o wyborze karty (np. na torze fioletowym).
Sumarycznie – lekka gra draftowa (o odczuwalnym charakterze gry flip’n’write, wydanej ładniej), aż za bardzo zrobiona jakby pod Spiel des Jahres, pięknie wydana, szybka, o prostych zasadach, dająca kopa endorfinowego przy każdym odpaleniu bonusu + 20 punktów, przy odpaleniu ciągu akcji bonusowych. Reiner inny niż kiedyś, bardziej współczesny, ale zdecydowanie czuć tu rękę mistrza, który jakby chciał nam powiedzieć ,,słyszałem dzieciaki, że dziś lubicie takie dziwne rzeczy, to zrobiłem jedną dla was”.