W przypadku 7 sprawy, udało nam się rozwiązać główną jej część w tylu krokach, co Holmes (przy poszczególnych krokach robiliśmy notatki z tego, co wiemy i na koniec porównaliśmy stan naszej wiedzy w danym momencie z rozwiązaniem). Czyli - da się. Tylko po co? Trwało by to niecałą godzinę, pozbawiło nas frajdy z poznawania wątku pobocznego i zabiło tak z 70% przyjemności z gry. Oczywiście nie skończyliśmy na tym etapie i graliśmy dalej. Efekt - 100% zgodności odpowiedzi z pytaniami i max punktów. Kto by tam liczył ilość odwiedzonych wątków .
Podbudowani wynikiem zasiedliśmy do sprawy 8. I... polegliśmy z kretesem, jeśli chodzi o główny wątek . Zemściła się niedokładność i nasza pewność o nieomylności. Przy czytaniu rozwiązania zostało nam tylko pochylenie się nad własną niekompetencją i mamrotanie: jak mogłem to przeoczyć! W tej sprawie zdobyliśmy zaledwie 60 pkt. Bez liczenia wątków, tradycyjnie.