Re: Gùgōng (Andreas Steding)
: 24 sty 2019, 13:13
Po pierwszej partii jestem grą oczarowany. Takie gry lubię najbardziej - prosta, klarowna mechanika, ale kombinowania i możliwości - od groma. Jak tylko obejrzałem filmik Rahdo i recenzję Toma Vasela - wiedziałem, że gra ma szansę mi się bardzo podobać. Pomysł prosty, ale kombinowania - super dużo. Mechanika nie jest super nowatorska - pomysł z zamianą kart na planszy i odpalania nimi akcji był już w kilku tytułach (m.in. w bardzo ciekawej Fortunie duetu Rieneck & Stadler), ale powiewem świeżości jest to, co z tymi kartami możemy robić na planszy.
Pełna zgoda, że jest to gra stricte taktyczna. Nie da się wypracować tu długofalowej strategii. Dla kogoś, kto tego w grach nie lubi - będzie to nie do przeskoczenia. W Gugongu chodzi o minikomba, maksymalizację zysku z zagrania jednej karty i to we właściwym momencie rundy. Optymalizacja tylko w zakresie jednego ruchu. Jasne, można mieć zarys jakiegoś planu na kolejną rundę, ale... W zasadzie nie ma co planować, bo ruchy przeciwników i tak wymuszą na nas zmianę myślenia. I to zwykle totalną zmianę.
I to kolejna sprawa, którą niektórzy albo pokochają, albo znienawidzą. Mianowicie interakcja i związana z nią... Frustracja. Andreas Steding strasznie lubi "podbieranie". Niweczenie planów przeciwnikom. Kto grał w Firenze, ten wie, że tam główny trzon rozgrywki to kombinowanie jak pomóc sobie, szkodząc jednocześnie przeciwnikom. Jak zabrać kartę i zestaw, żeby oponenci nie mogli zrealizować celu szybciej od ciebie. W Gugongu nie jest inaczej. Często nasz wymarzony, zaplanowany ruch legnie w gruzach, bo gracz przed nami zgarnął nam kartę i zablokował nam możliwość idealnego (a często nawet i dobrego) ruchu. Jeżeli lubisz planować sporo do przodu i nie znosisz wymyślać planów awaryjnych - nie ma szans, żeby Gugong się spodobał. Dla mnie - właśnie taka interakcja powoduje mega fajne emocje przy planszy. Bo do swojej kolejki czekasz jak na szpilkach i modlisz się do bogów planszy, by ktoś nie podebrał Ci upatrzonej karty. To powoduje, że podczas rozgrywki wszyscy gracze są zaangażowani. Nie ma tutaj pasjansika. Graczy trzeba nieustanie obserwować i pilnować. Owszem, bywa to frustrujące, często irytujące, ale za chwile już o tym zapominasz, bo w głowie wymyślasz teraz kolejne zagranie. Oczywiście przy totalnych zamulaczach, w takich sytuacjach może dojść do sporego downtime'u - ja na szczęście go nie doznałem. I tu przechodzę do kolejnego plusika:
Wielką zaletą jest dla mnie długość rozgrywki. Jest IDEALNA. Ani za długa, ani za krótka. Niby 16-20 ruchów podczas całej gry to nie jest dużo, ale jest wystarczająco, by nie było poczucia przesytu. Pod koniec rozgrywki niemal wszyscy zrobili to, co mieli zrobić. Czasami brakuje do ideału jednego, góra dwóch ruchów, ale zawsze jestem zdania, że lepiej skończyć partię z uczuciem niedosytu, niż z uczuciem przesytu.
Jedyną wadą dla mnie jest ikonografia. Po skończonej partii wydaje się intuicyjna, ale na początku pierwszej rozgrywki - ogarnianie wszystkiego przyprawia o lekki zawrót głowy i często dochodzi do pomyłek (przynajmniej ja tak miałem).
Reasumując - Gugong nie jest dla każdego. Wiele osób się od niego odbije. To taki "Hit or miss". Dla mnie hit i czekam z niecierpliwością na kolejną partię.
P.S. Jako wielbiciel gier z klimatem muszę przyznać, że w Gugongu za wiele go nie ma. Więcej - dużo rozwiązań jest super abstrakcyjnych. Ale to jedna z niewielu gier, w której brak klimatu mi w ogóle nie przeszkadzał. Sam się sobie dziwię.
Pełna zgoda, że jest to gra stricte taktyczna. Nie da się wypracować tu długofalowej strategii. Dla kogoś, kto tego w grach nie lubi - będzie to nie do przeskoczenia. W Gugongu chodzi o minikomba, maksymalizację zysku z zagrania jednej karty i to we właściwym momencie rundy. Optymalizacja tylko w zakresie jednego ruchu. Jasne, można mieć zarys jakiegoś planu na kolejną rundę, ale... W zasadzie nie ma co planować, bo ruchy przeciwników i tak wymuszą na nas zmianę myślenia. I to zwykle totalną zmianę.
I to kolejna sprawa, którą niektórzy albo pokochają, albo znienawidzą. Mianowicie interakcja i związana z nią... Frustracja. Andreas Steding strasznie lubi "podbieranie". Niweczenie planów przeciwnikom. Kto grał w Firenze, ten wie, że tam główny trzon rozgrywki to kombinowanie jak pomóc sobie, szkodząc jednocześnie przeciwnikom. Jak zabrać kartę i zestaw, żeby oponenci nie mogli zrealizować celu szybciej od ciebie. W Gugongu nie jest inaczej. Często nasz wymarzony, zaplanowany ruch legnie w gruzach, bo gracz przed nami zgarnął nam kartę i zablokował nam możliwość idealnego (a często nawet i dobrego) ruchu. Jeżeli lubisz planować sporo do przodu i nie znosisz wymyślać planów awaryjnych - nie ma szans, żeby Gugong się spodobał. Dla mnie - właśnie taka interakcja powoduje mega fajne emocje przy planszy. Bo do swojej kolejki czekasz jak na szpilkach i modlisz się do bogów planszy, by ktoś nie podebrał Ci upatrzonej karty. To powoduje, że podczas rozgrywki wszyscy gracze są zaangażowani. Nie ma tutaj pasjansika. Graczy trzeba nieustanie obserwować i pilnować. Owszem, bywa to frustrujące, często irytujące, ale za chwile już o tym zapominasz, bo w głowie wymyślasz teraz kolejne zagranie. Oczywiście przy totalnych zamulaczach, w takich sytuacjach może dojść do sporego downtime'u - ja na szczęście go nie doznałem. I tu przechodzę do kolejnego plusika:
Wielką zaletą jest dla mnie długość rozgrywki. Jest IDEALNA. Ani za długa, ani za krótka. Niby 16-20 ruchów podczas całej gry to nie jest dużo, ale jest wystarczająco, by nie było poczucia przesytu. Pod koniec rozgrywki niemal wszyscy zrobili to, co mieli zrobić. Czasami brakuje do ideału jednego, góra dwóch ruchów, ale zawsze jestem zdania, że lepiej skończyć partię z uczuciem niedosytu, niż z uczuciem przesytu.
Jedyną wadą dla mnie jest ikonografia. Po skończonej partii wydaje się intuicyjna, ale na początku pierwszej rozgrywki - ogarnianie wszystkiego przyprawia o lekki zawrót głowy i często dochodzi do pomyłek (przynajmniej ja tak miałem).
Reasumując - Gugong nie jest dla każdego. Wiele osób się od niego odbije. To taki "Hit or miss". Dla mnie hit i czekam z niecierpliwością na kolejną partię.
P.S. Jako wielbiciel gier z klimatem muszę przyznać, że w Gugongu za wiele go nie ma. Więcej - dużo rozwiązań jest super abstrakcyjnych. Ale to jedna z niewielu gier, w której brak klimatu mi w ogóle nie przeszkadzał. Sam się sobie dziwię.