To ja dla odmiany głos nieco krytyczny, bo początkowy zachwyt szybko opadł, a ja - w przeciwieństwie do Marxa - nie piłem podczas rozgrywki piwa...
Na początek to co w BF najlepsze... Figurki. Jakość jest
POWALAJĄCA!!! To jest absolutny top topów. I to pod każdym względem! Rzeźby są świetne, detale - najlepsze jakie kiedykolwiek widziałem, materiał z którego zostały wykonane - doskonały. Serio nie widziałem jeszcze nic lepszego. Druga sprawa - to oprawa. Ilustracje są znakomite. Mega klimatyczne i cała oprawa gry generuje fajny klimacik. Pierwsze, wizualne wrażenie to jest jedno wielkie WOW! Myślałem, że widziałem już wszystko, ale okazuje się, że GW podnosi cały czas poprzeczkę dla innych i w jakości komponentów jest niedoścignione! Z zalet mogę wymienić jeszcze w miarę proste zasady samej rozgrywki, ale ponownie jak to u GW - obsługa samej gry to makabra (o czym za chwilę) Na tym zalety niestety się dla mnie skończyły. I dalej było jak na zjeżdżalni... Z twardym lądowaniem.
Pierwsze pół godziny gry pykło jak z bicza strzelił, po 45 minutach zapał jednak stygł, a po dwóch godzinach - wyparował zupełnie. Mechanicznie Blackstone Fortress jest bardzo głęboko w latach 90-tych. Niemal wszystkie rozwiązania są z poprzedniej epoki. Jakby GW nie śledziło nowych trendów. Setup to mordęga i trwa porównywalnie tyle co same "mięsko" rozgrywki. Mnóstwo tu "przeszkadzajek", które mają sprawiać wrażenie głębokiej gry, ale to tylko pozory, by zająć czymś gracza. Losowość jest w zasadzie nie kontrolowana, ale to by było wybaczalne, gdyby generowała jakieś emocje. Jakby od rzutu zależało wszystko. Ale nie zależy. Pozostaje tradycyjne miąchanie kostkami i wbijanie punktów obrażeń wrogom. Zabawne - ale Zombicide wydaje się przy BF bardziej finezyjny.
Druga sprawa to tabelki, tabelki i jeszcze raz tabelki. Szczególnie jeżeli chodzi o AI wrogów. Turlamy kostką za każdy spawning point i musimy odczytać z tabelki co robią nasi wrogowie. Gdyby tych reakcji było kilka, to byłoby to jeszcze do nauczenia. Ale jest ich kilkanaście. Wachlowanie tabelką to nieodzowny element rozgrywki. Sama obsługa gry też do najłatwiejszych nie należy. Wszędzie tabelki, znaczniki, opisy umiejętności, ale sam ich wpływ na rozgrywkę jest nieodczuwalny. Raz zmieniamy kostkę którą rzucamy, raz wróg ma trzy ataki, raz wrogowie uciekają i kryją się za róg. Po każdej potyczce trzeba na nowo ustawiać wrogów i generować mapę, ale o ile w Gloomhaven jest różnorodność misji (która znika po kilkudziesięciu partiach), tak tutaj jest to wszystko strasznie, okrutnie wręcz powtarzalne. I to w obrębie trzech kolejnych potyczek. Wybij wszystkich, przeszukaj spawning pointy, zasuwaj do windy. Zobaczysz jeden encounter - to widziałeś już wszystkie.
Grze w obsłudze ewidentnie przydała by się aplikacja, bo te zerkanie w tabelki i karty jest strasznie upierdliwe i pochłania dużo czasu.
Najśmieszniejsze jest to, że Heksowa plansza i linijeczka do LOS, sugeruje jakąś głęboko taktyczną grę. Gdzie najmniejszy błąd kosztuję porażkę. Niestety - decyzji za dużo nie ma i są bardzo
oczywiste. Taktyki, pozycjonowania, od którego dużo ma zależeć - tu nie uświadczymy. Pozostaje dosyć mozolne turlanie, które w przypadku mojej postaci było średnio interesujące, bo WSZYSTKICH umiejętności miała raptem cztery, z czego jedna nie wymagała używania kostek akcji. Nie było więc mowy o efektownych zagraniach, ani dylematach. Nie porównywałbym tego do Martwej Zimy, w której kostkami akcji możemy wykonać sporo różnorodnych akcji. A na pewno więcej niż w BF. Zabawne, że niby każda postać ma odmienne umiejki, ale prawie wszystkie ograniczają się do rzucania innymi kostkami. Nie ma tu asymetrii z Gloomhaven, gdzie każdy robi swoją postacią coś innego. Tutaj postaci różni głównie wygląd. Jasne, jeden lepiej strzela z dystansu, jeden lepiej walczy w zwarciu, ale to wszystko ogranicza się jedynie do skuteczności trafień na kostce.
Skoro nie ma ani taktycznych zagrań, ani główkowania, to może mamy chociaż rozwój postaci... No i na tym polu klops, bo levelowania postaci i pozyskiwania nowych umiejętności tu nie ma. Można pozyskać jakieś dodatkowe przedmioty, ale większość jest single-use i ma mało widowiskowe efekty. Skoro nie ma i tego, to może jest jakaś otoczka fabularna?
No więc ja jej niestety nie uświadczyłem, ale nie graliśmy poziomu fortecy (cytadeli?) i pozostała tylko dość sucha walka, przerywana od czasu do czasu wyzwaniami... Które albo polegały na turlaniu kośćmi, albo wymagały inteligencji ośmiolatka.
Ilustracje wprowadzają w kapitalny klimat, ale nie ma tu ŻADNEGO fluffu!!! Rozbawiła mnie karta "Clue", na której nie ma
nic poza owym napisem.
Chciałem sobie poczytać o postaciach, świecie, tajemnicach, o czymkolwiek. No więc na kartach MTG jest sto razy więcej flavour tekstu niż na kartach w Blackstone Fortress. Trochę to słabe, że na kartach postaci nie ma ich backstory, jakiś cytatów, powiedzonek. Są tabelki, opis umiejek i miejsce na kostki. I tego mi brakowało okrutnie.
Reasumując - Dla mnie to jest absolutnie cudnie wykonana gra. Wizualne cudo, które przez pierwsze pół godziny zwala z nóg, żeby po chwili okazało się, że nie wiele jest tam "mięska". Produkcyjna ekstraklasa, która jednak nie oferuje za wiele. Taki leniwy design. Mnóstwo elementów, które zajmują graczy, angażują manualnie w ciupanie kostkami i przestawianie elementów, ale nie oferują wiele w zamian.
Spotkanie z Blacstone Fortress było dla mnie niczym nieudana randka. Gdzie zachwycasz się urodą przez pierwsze pięć minut, ale po dziesięciu okazuje się, że nic z tego nie będzie, bo obiekt twoich westchnień nie ma nic ciekawego do powiedzenia. Intelektualna pustka. Jak mawiał klasyk: "Było fajnie, dopóki się nie odezwała".