Taka sytuacja:
spotkaliśmy się z Lackim w Igraniu w lochu o 19, świadomi że lokal czynny jest dziś do godz. 23. Lacki mozolnie rozkłada Krwawe pola Małujowic. Co prawda mamy zagrać mały scenariusz, ale jednostek i tak jest trochę, trzeba je odnaleźć i ustawić na ponumerowanych polach, a i zasady musi sobie przypomnieć, więc jest trochę do roboty. Rozstawianie, tłumaczenie zasad - no trochę nam czasu zeszło, bo gra należy do takich, co to mają tabelę nawet na rzut lampą oliwną (jak w AD&D 2 ed). Wreszcie ruszyliśmy. Wykonałem nawet genialny (lub fatalny w skutkach - trudno było na tamtą chwilę ocenić) manewr przesłonowy prawego skrzydła, gdy wybiła godzina 20.30, do naszego stolika podeszła pani zza lady i zapowiedziała, że za pół godziny (czyli o 21) zamyka. Zapytałem, czy to tak ogólnie zmiana godzin (bo w internetach jest że do 23), czy może tylko dzisiaj - "Tylko dzisiaj" odpowiada pani.
Hm.
Ok. No my spokojni ludzie (nie jak Markus
), więc - choć zaskoczeni niczym pruska kawaleria po nieudanych rzutach na morale - grzecznie zbieramy się do wyjścia, składając ledwie co rozłożone Krwawe pola Małujowic do pudełka.
Jakkolwiek rozumiem, że coś się mogło wydarzyć (wiadomo, różne sytuacje mają miejsce w życiu - czasem siła wyższa), to jednak już przy samym wyjściu uznałem za stosowne zaproponować, aby w przyszłości w takich sytuacjach wywieszać jednak kartkę na drzwiach, albo na ladzie (albo w necie chociaż), bo przy grach to jest jednak istotne ile czasu lokal będzie czynny i gdybyśmy wcześniej wiedzieli, to może wieczór zaplanowalibyśmy sobie inaczej.
Na co pani odpowiada, że ona dla "jednego stoliczka" to nie będzie tu "siedzieć" (hm, wydaje mi się, że o 20.30 były chyba zajęte dwa, albo i trzy...), "pan zamówił soczek a pan nic" i ogólnie to nie ma sensu do 23 mieć otwarte, więc zamyka.
Pierwszą moją myślą było to, że pani ma niebywałe szczęście, że nie ma z nami markusa
Potem przypomniała mi się rozmowa z markusem właśnie nt porównania modelu biznesowego Krolma z Igraniem. W Krolmie jest stałą opłata za wejście + różne abonamenty. Do tego tania herbata/kawa, inne jedzenie i picie we własnym zakresie, bez ograniczeń. W igraniu bazują na zamówieniach z baru. Brak opłaty za wejście/wypożyczenie etc, a lokal pewnie w utrzymaniu niezbyt tani, bo to środek najdroższej w Gdyni ulicy Świętojańskiej.
Trudno mi tu wnikać w słuszność tego czy innego biznesplanu, ale jedno wiem na pewno: knajpa przyjazna planszówkowiczom to taka, w której mam pewność, że mogę spokojnie grać do konkretnej godziny. Rozumiem, że mogą być (i na pewno są) dni lepsze i gorsze, ale całość powinna spinać się na tyle, żeby dni lepsze (pewnie weekendy) zarabiały na te gorsze (np taki poniedziałek jak dzisiaj, gdzie zajęte są dwa-trzy stoliki). Knajpa jednak czynna jest do zakładanej godziny. Bez wymówek. Bo jak mi się już uda zabrać wieczór rodzinie i wyskoczyć gdzieś z kolegą na granie, to nie chciałbym usłyszeć po 1,5 godziny, że zaraz zamykają i właściwie to musimy kończyć, zanim na dobre zaczęliśmy.
Byłem pewien, że wcześniejsze zamknięcie wynika z jakiejś losowej sytuacji. Zdarza się, trudno. Ale informacja o tym, że za mało zamówiliśmy i że był tylko "jeden stoliczek", to mnie rozwaliła. Proponuję zamontować ekran na ścianie, a tam paskowy wskaźnik z informacją "Drodzy klienci! Jeszcze tylko 127 zł obrotu brakuje, aby przedłużyć czas otwarcia lokalu do godziny 22. Czym prędzej udajcie się do baru po zamówienia!"
Niedawno znajomy opowiadał mi, że syn czy córka robili w Igraniu urodziny. Dał dziecku jakąś - wcale niemałą - kwotę na odpowiednie podjęcie znajomych, ale spora część wróciła do niego. Pyta się go, dlaczego wydało tak mało, przecież to urodziny i nie powinno oszczędzać - przeciwnie, trzeba było postawić "na bogato". W odpowiedzi usłyszał, że właściwie jak się nie pije alkoholu to nie ma za bardzo co kupić (no soczki jakieś, orzeszki etc - to nie jest zarzut do Igrania, no po prostu typowy asortyment barowy/pubowy), a dwa - że nad grami jakoś tak niezbyt jest czas/miejsce żeby dużo pić czy jeść.
I tak po prostu jest - trudno chyba będzie lokalowi zarabiać jedynie na tym, co zamówią goście. Planszówkowicze siedzą długo, a nikt przy Chaosie w Starym Świecie nie będzie raczej wcinał schaboszczaków albo walił seriami wściekłych psów. Jeśli pani za ladą myślała, że z Lackim zamówimy Absolwenta albo Finalndię na dwóch, no to się pomyliła.
Pytanie tylko, czy to jej własna inicjatywa, czy dzieje się tak za przyzwoleniem właściciela. Zgaduję, że raczej to drugie, bo trudno mi uwierzyć, że pracownik może zamykać lokal 2 godz. wcześniej bez wiedzy szefostwa. Jak długo chodzimy grać do knajp (Polufka, Bifor, Caffe Anioł) to nie pamiętam takiej sytuacji. Choć w Caffe Anioł przez lata zajmowaliśmy zawsze największy, najpopularniejszy stolik (tzw. szafę), nigdy nie słyszeliśmy od właściciela czy obsługi: "Hej, za mało zamawiacie, żeby tu siedzieć 5 godzin"
Wręcz odwrotnie - zawsze czulismy się tam jak u siebie. Ale to inna historia.
Nie chcę rozdzierać szat, ale przyznam szczerze - dziwna sytuacja...
Nie mówiąc o tym, że jestem w Igraniu drugi raz, i drugi raz zamykają wcześniej niż jest to oficjalnie podane (za pierwszym razem okazało się, że lokal czynny jest do 23.00, choć na FB jak byk stało, że do północy. Dopiero pan z baru nas poinformował, że powinniśmy wkrótce kończyć rozgrywkę, co tez nas w tamtym momencie zaskoczyło. Dopiero potem to na FB poprawili).
* * *
Małujowic zatem nie dokończyliśmy.
Gra ma kilka ciekawych aspektów, jak np wybór rozkazów, bezwładność poszczególnych brygad (raz wydany rozkaz trzeba potem zmieniać posyłając gońca, inaczej jest wykonywany dalej) czy łańcuch dowodzenia, natomiast w swoich ogólnych założeniach jest to - niestety - oldskulowa żetonówka w starym stylu. Drobne, nie zawsze czytelne żetony (np moi Prusacy - czarne napisy na ciemniniebieskim tle), do tego cały zestaw dodatkowych znaczników, które kładziemy na lub pod żetony, a jeszcze trzeba uważać, żeby ich za bardzo nie poruszyć, bo kierunek ułożenia ma swoje znaczenie. Sporo tabel, modyfikatorów, rzutów na morale itd - tak się już teraz gier nie robi, o czym zaświadczają gry wojenne Simmonsa, Wallace'a i szeregu innych projektantów. Gdzieś w gąszczu tych zasad ucieka przyjemność z tego, o czym pisałem wcześniej. Ale na pewno jeszcze zagram, żeby ten czas poświęcony grze na marne nie poszedł. Może będzie lepiej za drugim razem, gdy już lepiej będę kojarzył poszczególne zasady, modyfikatory, kroki walki etc.
Przenieśliśmy się do AleBrowaru (czynny do północy). Zainteresowanym wspomnę tylko, że obaj dokonaliśmy zamówienia przy barze
Rozłożylismy sobie Wir Sinda. Tu już Lacki musi swoje wrażenia opisać, bo ja się wielokrotnie na temat tej gry wypowiadałem, ale oczywiście było bardzo fajnie - jak zawsze. NRD skapitulowało w II dekadzie, gdy okazało się, że socjalizm kompletnie się we wschodnich Niemczech nie przyjął (brak różowych kostek robotników do zdjęcia z planszy). Wynik mniej ważny, bardziej natomiast ważne chyba to, że mamy kolejnego zainteresowanego tą grą w ekipie. Tak mi się przynajmniej wydaje