Re: (Gdańsk) Gry wojenne i historyczne
: 03 gru 2018, 17:39
Fascynaci planszówek - łączcie się!
https://www.gry-planszowe.pl/
Za dalekie wnioski wyciągasz. Hannibal ma w tym obszarze elegancką mechanikę. Duża armia z wodzem jak zdobędzie miasto to może sobie w nim zostawić garnizon, który jest pasywny i nie może się sam ruszać ani bronić, niemniej nie można go tak sobie "rozjechać" - zamyka się w twierdzy i trzeba go oblegać. To dobrze pokazuje koszty wchodzenia w teren przeciwnika - musisz "odcinać" od głównej armii kolejne siły aby zostawiać garnizony w łańcuszku skontrolowanych twierdz które zostawiasz za sobą. Możliwości bojowe takiego garnizonu są ograniczone względem armii z wodzem (w Hannibalu dostajesz karty do walki ale mniej).Odi pisze: ↑04 gru 2018, 08:36 Magazyn, który jest armią (przyjmijmy, że nie może atakować - no to już w ogóle byłoby kuriozum) zmieniłby mechanikę gry. Atak na tabory jeszcze mocniej wyczerpywałyby ręce graczy. Nie dość, że trzeba ostro manewrować, żeby wejść w tabory, to jeszcze trzeba patrzeć na konkretny sektor, karty które mamy... Wywraca to grę do góry nogami, utrudnia odcinanie od zaopatrzenia (co za tym idzie - wzmacnia Prusaków), z taborów tworzy de facto ofensywną jednostkę (można ja postawić w sektorze, w którym czujemy się mocni i sprowokować przeciwnika do ataku, a pozostałymi armiami obchodzić go. I jeszcze wygrać tę bitwę tabory vs armia. No nie. Zły pomysł.
Mogę zrozumieć bałagan, dezercje, rozproszenie wojsk po przegranej bitwie. Dlatego są kilkopunktowe straty w wojskach. Ale nie dam się przekonać że tabor lub własna armia pełnią rolę wrogiej zaporowej armii która prowadzi do zniszczenia wycofujących się wojsk. Albo że kierunek odwrotu może wybrać przeciwnik i wysłać Cię "biegiem" 8 lokacji w głąb wrogiego terytorium abyś padł z braku zaopatrzenia. Nie, nie, nieOdi pisze: ↑04 gru 2018, 08:36 W tym momencie, z punktu widzenia grywalności, wygląda to optymalnie. A przyjmując perspektywę operacyjną, czy nawet taktyczną miejscami, tabory bagażowe, piekarnie, wozy amunicyjne itp itd., to wszystko ciągnęło się za maszerującymi wojskami, spowalniało pochód, blokowało drogę. W "Partyzancie moralności" (śmieszy mnie ten tytuł ) opisy kampanii i listy Fryderyka pokazują takie właśnie sytuacje. Odwrót przez drogę zatkaną setkami wozów nie wydaje się wówczas najrozsądniejszą opcją. Czyli problem realizmu Marii (bo nie grywalności) tkwi tak naprawdę w tym, żeby zobaczyć w tych działaniach na planszy strategicznej działania w mniejszej skali. Tak naprawdę, dla oddania realiów epoki w skali makro nie ma to większego znaczenia.
Dodaj jeszcze Lincolna do listyHighlander pisze: ↑05 gru 2018, 12:44 Jeśli chodzi o to w co bym zagrał jeszcze w tym roku:
- zagrać trzeci raz w Marię (została mi Austria) próbując wykorzystać zdobytą wiedzę o mechanice
- Wir Sind das Volk
- Semper Fidelis
- Hands in the Sea (jeśli Markus przyniesie) - edit Markus : przyniesie
- Time of Crisis (jak się zbierze 4-ech)
Ciekawie się czyta Wasze motywacje Nie wiem Odi stąd w Twojej głowie powstał pomysł że chciałem atakować Galię? Ja miałem 3 prowincje i byłem "syty", czaiłem a jakże na Italię jako czwartą, ale nie planowałem akcji w Galii. Osłabianie Ciebie i w ogóle pakowanie się we wczesne walki bez kontroli nad Rzymem nie było w moim interesie. Tym bardziej że zignorowałem żółte karty i ciągle jechałem na "1" stabilności w prowincjach, to musiałem w każdej trzymać wojsko.Odi pisze: ↑06 gru 2018, 08:20 Muad, nie atakowałem Hiszpanii z Afryki, bo raz, że obawiałem się utraty tej dobrze punktującej prowincji, a dwa - czaiłem się jednak na Zenobię, a nawet - Zenobię i Rzym w jednym ruchu. Hiszpania niewiele mi dawała, zwłaszcza, że była słabsza od Afryki. A Macka nie atakowałem, bo miałem najdalej, i zanim cokolwiek zrobiłem (a chciałem, np pójśc do Macedonii), robił to Antek albo Ty.
Z Galii sam wyszedłem, bo po co było tracić legiony na z góry przegrany pojedynek z Maciejem? Zresztą udało się podbić Syrię, więc tylko zyskałem, a Maciek i tak nie kosił punktów, ze względu na Zenobię.
Hmm nie widzę przeciwwskazań, żeby w grze o takim poziomie negocjacji nie mógł z Tobą zagrać ktoś mniej doświadczony, ale kontaktowy, rozumny i zdolny do zawierania układów :] No wiadomo, że lepiej się gra z osobą doświadczoną, ale to nie szachy i można, a nawet należy rozmawiać nad stołem z przeciwnikiem.Wolf pisze: ↑06 gru 2018, 00:21I teraz wracając czemu nie chcę grać w Marię w najbliższy wtorek... otóż na maksa chcę zagrać kolejną rozgrywkę z takim stanem wiedzy jak mam, w tym samym składzie i ze zmienionymi stronami, w ten sposób każdy z nas zagra po raz pierwszy daną stroną, ale ze znacznie większą wiedzą na temat gry. Sądzę, że będzie bardzo ciekawie, bo wszyscy wyciągnęli wnioski ze swoich błędów i znacznie lepiej rozumieją, że należy kontrować sytuację z wyprzedzeniem, a odpowiednie umowy są do tego kluczowe.
Nie wiem kiedy graliście i o której, myślę że my we wtorki często gramy dłużej bo się jednak późno spotykamy, wszyscy są po robocie i zmęczenie materiału jest. Druga kwestia to co się działo na planszy - czy mieliście dużo manewrowania w zwarciu gdzie trzeba główkować jak minimalizować straty od Huzarów, jak się nie dać złapać i chronić twierdze - bo to zżera czas.Wolf pisze: ↑06 gru 2018, 21:09 Co ciekawa zwróciłbym uwagę jak sprawnie poszła nam tamta rozgrywka, wyrobiliśmy się bez problemu w 3 godziny i ani minuty dłużej, bo całe spotkanie trwało 3,5h a jeszcze trzeba było rozłożyć i złożyć grę, zrobić setup i dla pewności przypomniałem kilka bardziej szczegółowych reguł. Warto to odnotować, bo były głosy że gra się mocno ciągnie, Muad pisał o 4,5h na 7 rund, u nas wyszło 3h na 10 rund i przy takim tempie na prawdę nie było mowy o tym, żeby były jakieś przestoje czy nuda.