Re: (Gdańsk) Gry wojenne i historyczne
: 11 wrz 2019, 09:32
Koniunkcja planet, burza słoneczna lub ewentualnie przysłowiowe "ciśnienie" sprawiły, że poczułem chęć zagrania w grę, której przecież nie lubię, czyli Conflict of Heroes.
I choć rozgrywka i towarzystwo były jak najbardziej sympatyczne (dzięki za grę Bartek!), na planszy dużo się działo i ogólnie było emocjonująco, to ja jednak pozostaję w gronie tych, którzy CoH nie lubią.
W naszej partii (bitwa pod Kockiem) rozpoczęło się od ciekawego setupu, w ramach którego jednostki polskie i niemieckie rozpoczęły przemieszane w zabudowaniach wioski. Typowy przykład sytuacji, w której złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma. Po bardzo krwawej pierwszej rundzie, z której wyszedłem chyba jednak z pewną przewagą, nie najlepiej zaplanowane wejście posiłków sprawiło, że w decydującym obszarze dysponowałem mniejszą siłą od przeciwnika i przegrałem walkę o wioskę.
Gra zakończyła się w trzeciej rundzie moją kapitulacją.
Ten CoH, to jednak nie jest moja bajka. Żałuję, że Markus obraził się na Combat Commandera (zupełnie - moim zdaniem - niesłusznie i niepotrzebnie), bo choć to gra starsza, zaprojektowana jest po prostu nowocześniej i ma lepsze rozwiązania. Przede wszystkim rzuty kośćmi potrafią być bardzo przykre. Karty w CC są "mądrzejsze" od kostek z CoH, bo pula wyników jest stała i dobre wyniki sparowane są z mocnymi efektami/rozkazami (czyli dobry wynik rzutu "kosztuje" też mocny efekt/rozkaz, które wypadają z talii). Także kwestia inicjatywy, to w CC decyzja graczy, a w CoH - losu. To są - moim zdaniem - obiektywnie lepsze rozwiązania, niż w CoH. Karty zapewniają minimalne poczucie fog of war, co w CoH jest może i obecne, ale rozwiązane nieco gorzej (chowanie jednostek za punkty - bardzo drogie, ew 1-2 karty specjalne na ręku).
Do tego dochodzi jeszcze subiektywne odczucie z zarządzania ręką kart, co ja osobiście w grach bardzo lubię, a co w CoH jest właściwie nieobecne. Tzn karty są, jako jednorazowe efekty, natomiast ich rola w stosunku do wszystkich akcji jest marginalna.
Mechanika karciankowa (z generowanym przez nią deficytem niektórych rozkazów, czy zapychaniem ręki rozkazami niepotrzebnymi) w mojej opinii sprawdza się lepiej niż system punktów w CoH. W połączeniu z innym układem siatki heksów i większą "nieruchawością" wojsk, eliminuje to dziwaczne sytuacje z CoH, w rodzaju defilowania czy wykonywania zwrotów pod okiem npla, siedzącego 20 m dalej w domku.
Nie zamykam się na nowe produkcje, jak Last Hundred Yards czy nawet to Undaunted: Normandy, natomiast ja bardzo za Combat Commanderem tęsknię i bardzo chciałbym zagrać wkrótce. Ktoś chętny?
I choć rozgrywka i towarzystwo były jak najbardziej sympatyczne (dzięki za grę Bartek!), na planszy dużo się działo i ogólnie było emocjonująco, to ja jednak pozostaję w gronie tych, którzy CoH nie lubią.
W naszej partii (bitwa pod Kockiem) rozpoczęło się od ciekawego setupu, w ramach którego jednostki polskie i niemieckie rozpoczęły przemieszane w zabudowaniach wioski. Typowy przykład sytuacji, w której złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma. Po bardzo krwawej pierwszej rundzie, z której wyszedłem chyba jednak z pewną przewagą, nie najlepiej zaplanowane wejście posiłków sprawiło, że w decydującym obszarze dysponowałem mniejszą siłą od przeciwnika i przegrałem walkę o wioskę.
Gra zakończyła się w trzeciej rundzie moją kapitulacją.
Ten CoH, to jednak nie jest moja bajka. Żałuję, że Markus obraził się na Combat Commandera (zupełnie - moim zdaniem - niesłusznie i niepotrzebnie), bo choć to gra starsza, zaprojektowana jest po prostu nowocześniej i ma lepsze rozwiązania. Przede wszystkim rzuty kośćmi potrafią być bardzo przykre. Karty w CC są "mądrzejsze" od kostek z CoH, bo pula wyników jest stała i dobre wyniki sparowane są z mocnymi efektami/rozkazami (czyli dobry wynik rzutu "kosztuje" też mocny efekt/rozkaz, które wypadają z talii). Także kwestia inicjatywy, to w CC decyzja graczy, a w CoH - losu. To są - moim zdaniem - obiektywnie lepsze rozwiązania, niż w CoH. Karty zapewniają minimalne poczucie fog of war, co w CoH jest może i obecne, ale rozwiązane nieco gorzej (chowanie jednostek za punkty - bardzo drogie, ew 1-2 karty specjalne na ręku).
Do tego dochodzi jeszcze subiektywne odczucie z zarządzania ręką kart, co ja osobiście w grach bardzo lubię, a co w CoH jest właściwie nieobecne. Tzn karty są, jako jednorazowe efekty, natomiast ich rola w stosunku do wszystkich akcji jest marginalna.
Mechanika karciankowa (z generowanym przez nią deficytem niektórych rozkazów, czy zapychaniem ręki rozkazami niepotrzebnymi) w mojej opinii sprawdza się lepiej niż system punktów w CoH. W połączeniu z innym układem siatki heksów i większą "nieruchawością" wojsk, eliminuje to dziwaczne sytuacje z CoH, w rodzaju defilowania czy wykonywania zwrotów pod okiem npla, siedzącego 20 m dalej w domku.
Nie zamykam się na nowe produkcje, jak Last Hundred Yards czy nawet to Undaunted: Normandy, natomiast ja bardzo za Combat Commanderem tęsknię i bardzo chciałbym zagrać wkrótce. Ktoś chętny?