kurde jak już się ukroi kawałek ziemi sąsiada i ustabilizuje sytuację, to znów się szuka komu by tu znów coś zabrać, najlepiej na doczepkę w wojnie już trwającej. I tak się zwiększyło moje krakowskie plemię rządzone przez Wiślan z dwóch prowincji do dziesięciu, w ciągu niecałych dwóch pokoleń. A że akurat pogański Wielki Wódz Dolnego Śląska ma problemy ze zbuntowanymi chrześcijanami (jakaś nowa religia z zachodu) to znów da się coś uszczknąć z ziem śląskich, co przysporzy mi również kłopotów z chrześcijanami. Każda taka wojna domowa czy bunty chłopstwa to z kolei dobry pretekst dla sąsiadów by coś ukroić dla siebie z mojej ziemi, więc ta gra to ustawiczne walczenie z problemami, które się samemu sobie stwarza, jak udało się uzyskać jako taką stabilność
Tylko, że w tej grze nie za bardzo da się tak siedzieć na swoich dwóch/trzech rdzennych prowincjach, bo sąsiedzi ciągle się tłuką, z tego tworzą się większe państwa/plemiona, które w końcu zjedzą nas, więc trzeba zagarniać ziemie sąsiadów, by oni nie rośli w siłę szybciej niż my.
A w XIII w. i tak przyjadą Mongoły i wszystko zagarną
Gupia gra, już prawie nigdy nie zagram, tylko jeszcze Kujawy zagarnę, by mieć otwartą drogę na Pomorze. Stąd już blisko do zjednoczenia Słowian, no to może ostatni cel, no chyba, żeby przejść na feudalizm i chrześcijaństwo, wtedy można uniknąć tych okropnych krucjat, mieć większe państwo, więcej kasy i wojska, ale to oznacza całą masę buntów, spisków ambitnych wasali, pretendentów, walk wewnętrznych, które szybko wykorzystają sąsiedzi...