La Granja,
czyli 10 rzeczy, których musicie spróbować na Majorce.
Życie farmera na Majorce jest usłane nie tylko dostawami i uprawami, ale i nagłym kwikiem Porc Negre, o czym mogli się wczora z wieczora przekonać mazowieccy farmerzy. Poczytalnia przerodziła się na 3,5 godziny w Świniarnię w wydaniu damsko-męskim. Świntuszenie na 4-osoby przy pomocy dachów, wózków i głównym udziale pomocników, stało się ulubionym zajęciem grzesznych euro-ibero entuzjastów. Szczególnie jeden chciał przy tym wykorzystać nadarzającą się okazję i korzystając ze zniżek na środowe bilety lotnicze polecieć z Kwik-Air na południe kontynentu.
Jak donosi dzisiejszy kurier poranny "Legio Iberico"- świnia iberyjska o czarnym umaszczeniu żyje na wolności na Majorce i wypasana jest na swoistych pastwiskach, żywiąc się trawą i żołędziami. Wydłuża się w szerz i rośnie wzdłuż, aż do czasu, gdy jej walory fizyczne dostrzegą i zaakceptują mazowieccy farmerzy. W pewnym momencie po podłożonej pod nóż świni pozostaje pewien nie(smak). To tyle świńszczenia.
Przepychanie się na rynku z załadowanym wózkiem towarowym lub próba bezpośredniej dostawy sprośnej dobroci, również w formie przetworzonej, spotykały się z entuzjastycznym przyjęciem domorosłych tubylców wyspy. Wspólne siły "SS" (czytaj: samczyków i samiczki) niczym czempioni Masterchefa dokonywali cudów w ubojni, by Porc Negro nie pobudziły okolicznych mieszkańców podczas odprowadzania pokręconych ogonków na niebiańskie pastwiska.
Nie wiedzieć czemu tak duże znaczenie mają na Majorce roboty dachowe. Podobno w 1968 roku zadekowało się tam kilku fachowców z Polski w ramach przymusowych przeprowadzek i w ciągu kilku lat zmonopolizowało usługi na wysokości. Mazowiecki farmer złotą rączką być poniekąd musi, stąd też i dach naprawi i świnię upije/ubije i jeszcze dzień później po tym wszystkim parę peset mu w kieszeni, zamiast węża zostanie.
Mazowiecki farmer nie lubi konkurencji i swego pobratymca wózek zepsuje lub podłoży mu świnie na boku. Ale co tam, sąsiedzki kram trzeba za wszelką cenę zlikwidować i nie pomoże zasłanianie się kolorem czy figurą. Porządek być musi również w punktach, po sjeście, na koniec warzywnej rundy.
Mazowieccy farmerzy potrafią! Zakontraktują dwie dostawy na wieczór, a zrobią, nie wiedzieć jak, aż cztery! Dorabiają na boku z miejscowymi, przekupują osły aż miło, karmiąc je soczystym srebrem. Obładowane do granic możliwości kopytnych, przytłoczone ciężarem zysku, podążają profitową ścieżką dla swoich farmero-panów Mazowszanów.
Sjesta to dla Hiszpana! Zarobieni Poczytalnianie
Nadgodzinką ją ochrzcili, machając kapeluszami innym wokoło, aż się Robinson na stołowej wyspie obejrzał.
Po 185 minutach ciężkiej pracy na obcej, wyspiarskiej roli, legionowscy farmerzy padnięci umysłowo, zdobyli się na ostatni wysiłek i zwieńczyli punktami swe zasługi w La Granji. Niespodziewany, acz chwilowy remis na trzecim i czwartym miejscu odwołano dzięki chwalebnemu wyznaniu
Espanola Mujer! Za co Jej niech będą dzięki
Zapomniałbym przypomnieć, że na późno-wieczorny spacer umęczone trzy samczyki wybrały się z Azulem podziwiać witraże Sintry.
Ps. Mięsista środa już za nami, a przed nami soczysty piątek! Zapowiedziała się nowa para graczy