Chciałem poruszyć pewien temat, co do którego nie mogę znaleźć żadnej dyskusji w internecie. Sytuację sprowokowało jedno zachowanie gracza, które opiszę za chwilkę. Od tamtego czasu odbywało się już wiele dyskusji przy stole na ten temat i chciałem zasięgnąć zdania szerszego grona.
Sytuacja:
Gramy w Metro 2033, 4ch graczy. Jes to gra "all VS all", nie ma sojuszów, każdy gra na swój rachunek. Każdy z nas zna zasady, radzimy sobie sami, gramy już pare godzin, dwóch graczy zbliża się już do ukończenia gry, pozostali raczej nie widzą szans na zwycięski koniec dla siebie. Właśnie jeden z nich postanawia poświęcić się w imię sympatii i wspomóc jednego z graczy aspirujących do zwycięstwa. Pomoc przeważa szalę zwycięstwa i gra kończy się. Gracz, który nie wygrał miał satysfakcję, że to on decydował o tym kto wygra grę i w pewnym sensie czuł się zwycięzcą.
Koniec sytuacji.
Naszła mnie refleksja czy aby wszystko odbyło się tutaj uczciwie. Niby nie zostały złamane żadne zasady z instrukcji do gry, a jednak balans gry został mocno zachwiany. Wszyscy jesteśmy ludźmi, a przecież sytuacje typu sojusze, zdrady, intrygi jedynie dodają smaczku i polepszają wrażenia z gry. Pytanie tylko, czy właśnie takie sojusze można tworzyć w grach, w których zasady dyktują grę "all VS all".
Jeśli dane zasady miałyby nie istnieć i sojusze są jak najbardzeij dozwolone, przystępując do gry 4 osobowej 1v1v1v1 przystępuję tak naprawdę do gry 1v1v2. Wiedząc, że 2 osoby są w sojuszu gra ma naturalnie zaburzony balans i chyba wolałbym po prostu nie zaczynać gry, w której szanse dla graczy nie są równe już w fazie początkowej. Ale tutaj dochodzą pewne warunki specjalne, o których chciałbym z Wami porozmawiać.
- Naturalny sojusz frakcyjny. Czasami gra pomimo systemu "all VS all" dzieli wszystkie frakcje pomiędzy "dobrych i złych" czy "czerwonych i zielonych" czy jeszcze inne. Jest to najczęściej podział wprowadzający uatrakcyjnienie do kart "eventowych" typu "wszystkie dobre frakcji dostają +2 drewna" albo "wszystkie złe frakcje mają 2x tańszą rekrutacje", niemniej jednak ułatwia to prawdopdoobnie wskazanie potencjalnego sojusznika i przeciwnika, w szczególności przy kartach typu "wybierz gracza i zabierz od niego losową kartę". Czy jednak adaptowanie tych podziałów do tworzenia sojuszów jest uczciwe?
- Sojusz wnikający z przebiegu gry. Czasami są gracze, którzy w swoim wyrachowaniu podejmują okrutne decyzje i "kopiąc leżącego" po prostu sobie "nagrabiają". Nie robią nic niedozowlonego, po prostu grają bezempatycznie. Budzi to oczywiście złość i niechęć innych graczy, którzy w niektórych sytuacjach mogą woleć zaszkodzić takiej osobie, niż samemu zyskać. To samo w drugą stronę - jeśli ktoś w przebiegu gry wykazywał się uprzejmością i empatycznie wyciągał rękę na pomoc osobie poszkodowanej w sytuacji losowej, będziemy bardziej skłonni wesprzeć taką osobę w ramach rewanżu. I tu pytanie jest takie: czy takie niepisane "długi wdzięczności" są OK? Jeżeli pomożemy komuś pokonać tzw "NPCa" (czyli wsparcie w sytuacji PvE) lub wesprzemy w innej sytuacji losowej, czy możemy następnie wykorzystywać dany "dług wdzięczności" do wsparcia w sytuacji gdy inny gracz jest zaangażowany (PVP)? Czy własnie może taką niepisaną zasadą jest, że o ile uznajemy istnienie tych "długów wdzięczności PvE", to nie możemy domagać się jego spłaty w sytuacji PvP? W grach gospodarczych z kolei bezpośrednia rywalizacja polega raczej na lepszym radzeniu sobie z sytuacjami losowymi (czyli takie PvE) - jak więc można wtedy odróżnić kiedy wspieranie kogoś w sytuacji losowej jest bezpośrednim atakiem na pozostałych graczy?
- To jest dosyć ciekawy punkt, który opiszę głębiej po skońćzeniu listy. Chodzi o sojusze prewencyjne, zapobiegające ukończeniu gry.
- Ostatni punkt jest najbardziej absurdalny i jestem pewien, że w grach planszowych takie rzeczy nie powinny się zdarzać. Czyli sojusze wynikające z czynników zewnętrznych (z punktu widzenia gry planszowej). Sojusz między rodzeńśtwem, przyjaciółmi, małżeństwem. Albo "Nie wyniosłem śmieci, więc pomogę współlokatorowi".
Ok rozwijając punkt 3. Każdy gracz powinien mieć wg mnie obowiązek pilnować swojego interesu. Nieważne jak daleko jesteśmy od zwycięstwa, powinniśmy poszukiwać ścieżki ku własnemu sukcesowi i tą ścieżką podążać (nieważne jak krętą). Sprawa jest jasna - jeśli wygra ktoś inny, nie wygram ja. Czasami zapobiegnięcie zwycięstwa danego gracza polega na wsparciu jego przeciwników (wróg mojego wroga jest moim przyjacielem). I według mnie nie ma w tym nic złego. Sojusze prewencyjne są oczywiście ruchome. Wspierałem Kolegę A, żeby kolega B nie wygrał i teraz kolega A jest na prowadzeniu, więc wspieram kolegę B. W moim odczuciu dla każdego wrogiem nr 1 jest zawsze osoba, która jest najbliższa zwycięstwa. Jest to naturalny proces, który uatrakcyjnia grę dla każdego. Gracz, który jest najsłabszy, ma na sobie najmniejszy "heat" i w większości gier będzie raczej ostatnim celem do zagrania karty typu "wskaż gracza, który straci poziom". Silni biją silnych, co daje to naturalną przestrzeń dla przegrywających graczy, aby nadrobić stratę. Jeśli gra z nami osoba, która z jakiegoś powodu nie kieruje się zasadą własnego dobra i przedkłada niepisane sojusze ponad tę zasadę, gra staje się niezbalansowana, nieuczciwa i mniej interesująca, czyż nie? Czasem stajemy przed sytuacją, gdy danych dwóch graczy jest bliskich zwycięstwa, ale jeden jest jeszcze bliżej od drugiego. Według mnie jest to bardzo wrażliwa sytuacja, w której z punktu widzenia pozostałych graczy należałoby zachowywać neutralność. Wydaje mi się bardzo ważne, ażeby w szczególności w tych ostatnich momentach gry dać możliwość uczciwego rozstrzygnięcia graczom, którzy na przestrzeni wielu godzin gry wypracowali sobie najlepszą sytuację. Jeśli jednak już musimy wykonać jakąs czynność, należało by chyba zawsze grac przeciwko graczowi z największą szansą na wygraną.
Ostatnią rzeczą jest temat pomagania na poziomie zasad gry. Ja należę do osób, które lubią 4 razy przeczytać instrukcję i staram się wykonywać swoje ruchy optymalnie. Jest mi łatwiej znając na pamięć wszystkie "drobne druczki", "gwiazdki" i inne takie. Wydaje mi się, że wszyscy się zgodzimy, że podpowiadanie nowemu graczowi jest w porządku. Ale co jeśli niechcący mam w tym swoją korzyść? Jeśli dany gracz zagra najlepszy możliwy ruch, to utrudni sytuacje mojemu wrogowi. Nie jestem pewien, czy jest to etyczne, ale dla mojej obrony jest to przecież najkorzystniejszy ruch również dla niego samego. Co jeśli pomagamy "normalnemu" graczowi (czy nie takiemu, który jest początkujący). Dodam, że pomagam często nawet jeśli jest to ruch przeciwko mnie. Oczywiście pomoc jest czysto na poziomie zasad, czyli nie wykorzystuję przy tym wiedzy o swoich kartach, czy o kartach przeciwnika. Jest to bardziej techniczna forma pomocy, ale również wpływa na przebieg gry. Czy taka pomoc jest etyczna i do jakiego stopnia?