Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
-
- Posty: 1862
- Rejestracja: 24 cze 2015, 08:57
- Lokalizacja: Jaworzno
- Has thanked: 1 time
- Been thanked: 2 times
Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
Od kilku miesięcy obserwuje pewne przewartościowanie w moim świecie planszówkowym. Zdecydowanie wyżej oceniam gry, które są cięższe i bardziej wymagające. W jakimś minimalnym stopniu straciłem frajdę z grania w lżejsze tytuły. I to nie jest tak, że jak ktoś zaproponuje Felda to odmówię bo nadal szalenie doceniam jego twórczość, tylko ta przyjemność z „główkowania” jest mniejsza. Zakochałem się w takich tytułach jak Gallerist, Lisbona, Trickerion czy Dominant Species tym samym coś tracąc z lżejszych tytułów. Nadal poznawanie wszelakich nowości sprawia mi dużo przyjemności ale choćby przelądajac BGG w poszukiwaniu tytułów do ”sprawdzenia” rozglądam się za ciężkimi tytułami. Apetyt rośnie w miare jedzenia? Chyba tak. Tego się obawiam, że pewnego dnia sięgnę po „18xx” i czar wielu innych tytułów pryśnie.
I teraz pytanie do Was. Jak wy odbieracie ciężar gier? Też tak macie , że im cięższy tytuł tym lepiej? Czy wręcz przeciwnie?
I teraz pytanie do Was. Jak wy odbieracie ciężar gier? Też tak macie , że im cięższy tytuł tym lepiej? Czy wręcz przeciwnie?
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
Moim zdaniem trzeba rozróżnić dwie sprawy - tzw "głębię" strategiczną i taktyczną oraz stopień komplikacji reguł. W grach szukam tego pierwszego przy możliwie minimalnym poziomie drugiego.
GoT, FS, SR, WH4OK:C
- Deem
- Posty: 1213
- Rejestracja: 23 mar 2005, 01:50
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 364 times
- Been thanked: 250 times
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
Patrząc na forum obstawiam, że głosy na ciężkie tytuły to będzie jakieś 20%-25%. Sam szukam raczej ciężkich gier (Paxy, Trickerion, Cywilizacja:PW, WoP) i męczę się przy większości tzw. gatewayów. Feld jest dla mnie rozsądną granicą, gdzie mam saytsfakcję z rozgrywki a jednocześnie dobrze bawią się świeżsi gracze.Wincenty Jan pisze:Od kilku miesięcy obserwuje pewne przewartościowanie w moim świecie planszówkowym. Zdecydowanie wyżej oceniam gry, które są cięższe i bardziej wymagające. W jakimś minimalnym stopniu straciłem frajdę z grania w lżejsze tytuły. I to nie jest tak, że jak ktoś zaproponuje Felda to odmówię bo nadal szalenie doceniam jego twórczość, tylko ta przyjemność z „główkowania” jest mniejsza. Zakochałem się w takich tytułach jak Gallerist, Lisbona, Trickerion czy Dominant Species tym samym coś tracąc z lżejszych tytułów. Nadal poznawanie wszelakich nowości sprawia mi dużo przyjemności ale choćby przelądajac BGG w poszukiwaniu tytułów do ”sprawdzenia” rozglądam się za ciężkimi tytułami. Apetyt rośnie w miare jedzenia? Chyba tak. Tego się obawiam, że pewnego dnia sięgnę po „18xx” i czar wielu innych tytułów pryśnie.
I teraz pytanie do Was. Jak wy odbieracie ciężar gier? Też tak macie , że im cięższy tytuł tym lepiej? Czy wręcz przeciwnie?
Immanentnie abstrahując od transcendentalnych dywagacji, w kierunku pejoratywnych aczkolwiek konstruktywnych rekapitulacji, dochodzimy do konkluzji, że ewenement jest ewidentnym paradoksem.
- Trolliszcze
- Posty: 4776
- Rejestracja: 25 wrz 2011, 18:25
- Has thanked: 69 times
- Been thanked: 1031 times
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
Ja zauważyłem u siebie pewną polaryzację. Lubię zagrać w konkret albo w coś naprawdę lekkiego - nie sprawiają mi przyjemności gry "pomiędzy", rodzinne euro na poziomie Pokoleń itp. Ale może to tylko faza? Gracze chyba często przechodzą przez różnorakie fazy, związane z ilością dostępnego czasu, zachłyśnięciem się tytułami konkretnego projektanta itd. U mnie przynajmniej nie jest to nic stałego i się zmienia, równolegle z tym, jak zmieniają się m.in. warunki mojego grania.
Inna rzecz, że samo pojęcie konkretu też uległo u mnie przewartościowaniu. Nie kręcą mnie już wielogodzinne kobyły typu właśnie Trickerion czy Cywilizacja: Poprzez wieki. Kluczowy stał się u mnie czynnik "ilości decyzji w jednostce czasu". Szkoda mi czasu na X godzin w Cywilizację w czterech graczy, kiedy mogę w dwa-trzy razy krótszym czasie zagrać w perełkę typu Lorenzo, gdzie każda tura jest szybka, a każda decyzja ważna. Przestałem szukać ciężkich gier wyłącznie dla ich ciężaru, bo zauważyłem, że nie przekłada się to ani - subiektywnie - na moją przyjemność płynącą z grania, ani - ciut bardziej obiektywnie - na jakość samej gry. Czyli, odpowiadając na pytanie zawarte w temacie: nie, cięższe =/= lepsze.
Inna rzecz, że samo pojęcie konkretu też uległo u mnie przewartościowaniu. Nie kręcą mnie już wielogodzinne kobyły typu właśnie Trickerion czy Cywilizacja: Poprzez wieki. Kluczowy stał się u mnie czynnik "ilości decyzji w jednostce czasu". Szkoda mi czasu na X godzin w Cywilizację w czterech graczy, kiedy mogę w dwa-trzy razy krótszym czasie zagrać w perełkę typu Lorenzo, gdzie każda tura jest szybka, a każda decyzja ważna. Przestałem szukać ciężkich gier wyłącznie dla ich ciężaru, bo zauważyłem, że nie przekłada się to ani - subiektywnie - na moją przyjemność płynącą z grania, ani - ciut bardziej obiektywnie - na jakość samej gry. Czyli, odpowiadając na pytanie zawarte w temacie: nie, cięższe =/= lepsze.
-
- Posty: 2463
- Rejestracja: 02 sie 2013, 16:24
- Lokalizacja: Rzeszów
- Has thanked: 100 times
- Been thanked: 286 times
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
Nawiązując do tytułu to był kiedyś czas, że tak postrzegałem gry. Im cięższa, bardziej skomplikowana, z większą ilością elementów tym gra była lepsza. Niestety wszystko się odbiło w momencie powrotu do takich gier po jakimś czasie, gdzie znowu trzeba było się zapoznawać z instrukcją i wszystkimi elementami, a następnie sprawdzać gdzie się popełniło błędy w rozgrywce.
Teraz na półce mam rozrzut od lekkich i krótkich na 15-30 min po ciężkie i długie na wiele godzin. Najlepiej jednak mi się gra w te wyważone na 2-3 godziny, z "rozsądną" nie przekomplikowaną instrukcją i najlepiej z dużą ilością dodatków dzięki czemu gra ma regrywalość na wiele lat i cały czas potrafi zaskoczyć czymś nowym.
Teraz na półce mam rozrzut od lekkich i krótkich na 15-30 min po ciężkie i długie na wiele godzin. Najlepiej jednak mi się gra w te wyważone na 2-3 godziny, z "rozsądną" nie przekomplikowaną instrukcją i najlepiej z dużą ilością dodatków dzięki czemu gra ma regrywalość na wiele lat i cały czas potrafi zaskoczyć czymś nowym.
- rattkin
- Posty: 6518
- Rejestracja: 24 maja 2013, 15:00
- Lokalizacja: Poznań
- Has thanked: 382 times
- Been thanked: 929 times
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
Ja lubię gry przede wszystkim sprytne. Im mniejszym nakładem zasad i komponentów są w stanie tę sprytność osiągnąć, tym lepiej. Niestety, jakieś 80% gier na rynku, to takie poprawne przeciętniaki - gry familijne, gateway'e, itd. - cieszą raz, a potem chce się czegoś więcej. Dlatego powyższe wypełniają najlepiej
- dobrze skrojone gry złożone, duże, które przy koszcie wielu zasad, czasu gry, komponentów, zapewniają jednak dużą głębię, interakcję, złożoność rozgywki, innymi słowy - dobrze wynagradzają duży próg wejścia
- gry małe, kompaktowe, gdzie próg wejścia jest minimalny, a jednak w ich wykonaniu czy designie jest coś takiego, do czego przyjemnie się wraca i kwituje "jak na taka małą gierkę, to świetne".
Jak widać, cierpią gry środka, które najczęściej są za duże by być małe i za małe, by być duże.
- dobrze skrojone gry złożone, duże, które przy koszcie wielu zasad, czasu gry, komponentów, zapewniają jednak dużą głębię, interakcję, złożoność rozgywki, innymi słowy - dobrze wynagradzają duży próg wejścia
- gry małe, kompaktowe, gdzie próg wejścia jest minimalny, a jednak w ich wykonaniu czy designie jest coś takiego, do czego przyjemnie się wraca i kwituje "jak na taka małą gierkę, to świetne".
Jak widać, cierpią gry środka, które najczęściej są za duże by być małe i za małe, by być duże.
- Gizmoo
- Posty: 4105
- Rejestracja: 17 sty 2016, 21:04
- Lokalizacja: Warszawa/Sękocin Stary
- Has thanked: 2634 times
- Been thanked: 2546 times
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
Przechodziłem przez różne fazy planszówkowego wtajemniczenia (rozwoju?). Na przestrzeni ponad 30 lat grania w różne gry "bez prądu" wyglądało u mnie to tak:
1. Gry RPG i Magia i Miecz. (cudowne szaleństwo przełomu lat '80-tych i '90-tych)
2. Warhammer Quest (ten pierwszy), Warhammer Battle, Necromunda (ta pierwsza).
3. Karcianki kolekcjonerskie - Doom Trooper, Kult, Middle Earth, Magic: The Gathering, Rage, etc.
4. Studia - nie grałem w nic, bo nie miałem czasu. To zabawne, że wszyscy mają zwykle wolnego czasu w tym okresie życia najwięcej - ja ciągnąłem równocześnie dwie uczelnie i trzy kierunki. Ponad pięć lat w zasadzie zerowego kontaktu z grami.
5. Magic: The Gathering - pochłonął mnie całkowicie.
6. Zacząłem grać w imprezowe planszówki - Potwory w Tokio, Jungle Speed, Taboo, etc.
7. Zacząłem grać w gatewaye - Carcasonne, Scrabble, Dominion, Splendor i jakieś nie warte wspomnienia tytuły.
8. Ameri - zachłyśnięcie się Arcadia Quest, Zombicide, etc. (w 2014 pasjonowało mnie turlanie kostek )
9. Lekko średnie Euro - Lords of Waterdeep, Filary Ziemi, etc.
10. Cięższe euro - pojawienie się w 2016 Terraformacji Marsa wiele zmieniło w moim postrzeganiu gier. Przyszła pora na Uwe, Kawernę, Orlean (Nooo!), jakieś pojedyncze gry w cięższe suchary etc.
11. Wiem już, jaka waga mi pasuje. Nie gram w ciężkie suchary. Lekko-średni i Średnio-ciężkie tytuły i raczej nie siądę do czegoś uber ciężkiego.
Przez pięć lat, od momentu pierwszej partii w Potwory w Tokio i Carcassonne, tak wiele się zmieniło. Dwa momenty w moim życiu planszówkowym były kluczowe:
1. Gdy nie mogłem mojej lubej (ówczesnej) nauczyć grać w Magic: The Gathering.
Po wielu próbach się poddałem. Na różne sposoby jej tłumaczyłem, ale nic w główce nie zostawało. Namęczyłem się potwornie. Na różnych wyjazdach sięgnęliśmy po imprezówki i w ten sposób - konkretnie dzięki Potworom w Tokio - zacząłem interesować się współczesnymi planszówkami. Dość szybko i płynnie przeszedłem od imprezówek, do gatewayów i zacząłem sięgać po bardziej skomplikowane tytuły. Zobaczyłem, że gra może sprawiać radość, bez miliona zasad no nauczenia i wordingu, który trzeba wkuć na blachę. Moja wielka miłość - czyli Magic: The Gathering - potwornie zmalała w moich oczach. Przestałem chodzić na turnieje, wkurzało mnie pozyskiwanie coraz nowszych kartoników, aż wreszcie zrozumiałem, że za cenę jednej karty do moderna mam... Jedną, całą, kompletną grę!!! Sorry MTG. Pomimo blisko 20 lat zżycia się z tą karcianką - przyszła pora na rozwód.
2. W 2016 premiera Terraformacji Marsa. Gram pierwszą grę - kompletnie nie wiem co robić. Nie rozumiem wszystkich zależności. Gram drugą - kurde, rozumiem o co tu chodzi! Gram trzecią - wreszcie moje decyzje są świadome, wygrywam partyjkę i jestem grą absolutnie zachwycony. Szał kompletny. Terraformacja była moją "bramą" do innego świata i dzięki niej sięgnąłem po cięższe tytuły.
Teraz, po roku od tego momentu, rozegraniu kilkuset różnych tytułów, po powtórnych odwiedzinach Essen i po zostaniu totalnym planszówkowm "geekiem" - Wydaje mi się, że wiem już czego oczekuję od gier. Jaki stopień komplikacji mi odpowiada. Dla mnie kluczowe są dwie rzeczy - klarowny design, łatwe do wytłumaczenia zasady, oraz głębia i ciekawe decyzje do podjęcia, gdzie ważniejsze jest lepsze kombinowanie niż szczęście (aczkolwiek bez odrobiny losowości nie było by emocji ).
Dla mnie najważniejszy jest stopień komplikacji zasad i próg wejścia. Im więcej, im dłużej czasu potrzebnego na wytłumaczenie, im bardziej sucho, im więcej potrzeba rozgrywek, by grać poprawnie - tym gra ma u mnie mniejsze szanse na to, że mi się spodoba. Jest pewien stopień komplikacji, który mnie wkurza. Jeżeli grę tłumaczy się dłużej niż 20 minut, to wiem, że i tak nie znajdzie miejsca na mojej półce, więc nie bardzo chcę w nią grać. Dodatkowo spamiętanie tych wszystkich drobnych zasad, "wyjątków od reguły"! Właśnie z tego powodu sprzedałem Kawernę. Bo po kilku miesiącach przerwy wydawało mi się, że pamiętam ją dobrze, a spędziłem więcej czasu z nosem w instrukcji niż nad planszą.
Jasne - ostatnio genialnie bawiłem się w Clans of Caledonia i cięższe euro też sprawia mi radochę, ale nie chcę marnować (jakże cennego!!!) czasu na tłumaczenie/wysłuchiwanie zasad, skoro gry z klarownym, intuicyjnym designem dają mi tyle samo radochy (hello Montana!). Czas gry też ma znaczenie i nie zawsze mam tyle siły i czasu by zagrać w czterogodzinną kobyłę.
Rzeczywiście - super proste tytuły już nie dają mi radochy. Nie gram już w imprezówki (poza Tajniakami, ale to jest gra, która nadal stanowi intelektualne wyzwanie), ale bardzo lubię dobre gatewaye, bo mogę grać w nie z rodziną. Ostatnio odkryłem jak dobrą grą jest Stone Age. Niby proste, ale jak zaczyna się grać z głową to jest tam tyle fajnego blokowania, tyle taktycznych zagrań i do tego są emocje!
Reasumując - Nie należę więc do graczy, którzy uważają, że im ciężej - tym lepiej. Been there, done that. Nie potrzebuję miliona zasad, by uznać grę za wartościową. Ważne, żeby gra stanowiła wyzwanie intelektualne. Bo bez tego - ani rusz!
1. Gry RPG i Magia i Miecz. (cudowne szaleństwo przełomu lat '80-tych i '90-tych)
2. Warhammer Quest (ten pierwszy), Warhammer Battle, Necromunda (ta pierwsza).
3. Karcianki kolekcjonerskie - Doom Trooper, Kult, Middle Earth, Magic: The Gathering, Rage, etc.
4. Studia - nie grałem w nic, bo nie miałem czasu. To zabawne, że wszyscy mają zwykle wolnego czasu w tym okresie życia najwięcej - ja ciągnąłem równocześnie dwie uczelnie i trzy kierunki. Ponad pięć lat w zasadzie zerowego kontaktu z grami.
5. Magic: The Gathering - pochłonął mnie całkowicie.
6. Zacząłem grać w imprezowe planszówki - Potwory w Tokio, Jungle Speed, Taboo, etc.
7. Zacząłem grać w gatewaye - Carcasonne, Scrabble, Dominion, Splendor i jakieś nie warte wspomnienia tytuły.
8. Ameri - zachłyśnięcie się Arcadia Quest, Zombicide, etc. (w 2014 pasjonowało mnie turlanie kostek )
9. Lekko średnie Euro - Lords of Waterdeep, Filary Ziemi, etc.
10. Cięższe euro - pojawienie się w 2016 Terraformacji Marsa wiele zmieniło w moim postrzeganiu gier. Przyszła pora na Uwe, Kawernę, Orlean (Nooo!), jakieś pojedyncze gry w cięższe suchary etc.
11. Wiem już, jaka waga mi pasuje. Nie gram w ciężkie suchary. Lekko-średni i Średnio-ciężkie tytuły i raczej nie siądę do czegoś uber ciężkiego.
Przez pięć lat, od momentu pierwszej partii w Potwory w Tokio i Carcassonne, tak wiele się zmieniło. Dwa momenty w moim życiu planszówkowym były kluczowe:
1. Gdy nie mogłem mojej lubej (ówczesnej) nauczyć grać w Magic: The Gathering.
Po wielu próbach się poddałem. Na różne sposoby jej tłumaczyłem, ale nic w główce nie zostawało. Namęczyłem się potwornie. Na różnych wyjazdach sięgnęliśmy po imprezówki i w ten sposób - konkretnie dzięki Potworom w Tokio - zacząłem interesować się współczesnymi planszówkami. Dość szybko i płynnie przeszedłem od imprezówek, do gatewayów i zacząłem sięgać po bardziej skomplikowane tytuły. Zobaczyłem, że gra może sprawiać radość, bez miliona zasad no nauczenia i wordingu, który trzeba wkuć na blachę. Moja wielka miłość - czyli Magic: The Gathering - potwornie zmalała w moich oczach. Przestałem chodzić na turnieje, wkurzało mnie pozyskiwanie coraz nowszych kartoników, aż wreszcie zrozumiałem, że za cenę jednej karty do moderna mam... Jedną, całą, kompletną grę!!! Sorry MTG. Pomimo blisko 20 lat zżycia się z tą karcianką - przyszła pora na rozwód.
2. W 2016 premiera Terraformacji Marsa. Gram pierwszą grę - kompletnie nie wiem co robić. Nie rozumiem wszystkich zależności. Gram drugą - kurde, rozumiem o co tu chodzi! Gram trzecią - wreszcie moje decyzje są świadome, wygrywam partyjkę i jestem grą absolutnie zachwycony. Szał kompletny. Terraformacja była moją "bramą" do innego świata i dzięki niej sięgnąłem po cięższe tytuły.
Teraz, po roku od tego momentu, rozegraniu kilkuset różnych tytułów, po powtórnych odwiedzinach Essen i po zostaniu totalnym planszówkowm "geekiem" - Wydaje mi się, że wiem już czego oczekuję od gier. Jaki stopień komplikacji mi odpowiada. Dla mnie kluczowe są dwie rzeczy - klarowny design, łatwe do wytłumaczenia zasady, oraz głębia i ciekawe decyzje do podjęcia, gdzie ważniejsze jest lepsze kombinowanie niż szczęście (aczkolwiek bez odrobiny losowości nie było by emocji ).
Dla mnie najważniejszy jest stopień komplikacji zasad i próg wejścia. Im więcej, im dłużej czasu potrzebnego na wytłumaczenie, im bardziej sucho, im więcej potrzeba rozgrywek, by grać poprawnie - tym gra ma u mnie mniejsze szanse na to, że mi się spodoba. Jest pewien stopień komplikacji, który mnie wkurza. Jeżeli grę tłumaczy się dłużej niż 20 minut, to wiem, że i tak nie znajdzie miejsca na mojej półce, więc nie bardzo chcę w nią grać. Dodatkowo spamiętanie tych wszystkich drobnych zasad, "wyjątków od reguły"! Właśnie z tego powodu sprzedałem Kawernę. Bo po kilku miesiącach przerwy wydawało mi się, że pamiętam ją dobrze, a spędziłem więcej czasu z nosem w instrukcji niż nad planszą.
Jasne - ostatnio genialnie bawiłem się w Clans of Caledonia i cięższe euro też sprawia mi radochę, ale nie chcę marnować (jakże cennego!!!) czasu na tłumaczenie/wysłuchiwanie zasad, skoro gry z klarownym, intuicyjnym designem dają mi tyle samo radochy (hello Montana!). Czas gry też ma znaczenie i nie zawsze mam tyle siły i czasu by zagrać w czterogodzinną kobyłę.
Rzeczywiście - super proste tytuły już nie dają mi radochy. Nie gram już w imprezówki (poza Tajniakami, ale to jest gra, która nadal stanowi intelektualne wyzwanie), ale bardzo lubię dobre gatewaye, bo mogę grać w nie z rodziną. Ostatnio odkryłem jak dobrą grą jest Stone Age. Niby proste, ale jak zaczyna się grać z głową to jest tam tyle fajnego blokowania, tyle taktycznych zagrań i do tego są emocje!
Reasumując - Nie należę więc do graczy, którzy uważają, że im ciężej - tym lepiej. Been there, done that. Nie potrzebuję miliona zasad, by uznać grę za wartościową. Ważne, żeby gra stanowiła wyzwanie intelektualne. Bo bez tego - ani rusz!
-
- Posty: 274
- Rejestracja: 03 sty 2014, 22:41
- Has thanked: 3 times
- Been thanked: 16 times
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
Podobnie jak kolega rattkin, lubię gry, które są na tyle mądrze skonstruowane, że oferują duże możliwości i kombinowanie nie posiadając miliona elementów i złożonych zasad. Przykładem takiej gry jest dla mnie Inis - prostota i elegancja, ale jest tam masa subtelnych zależności, aż dziw, że tyle udało się wycisnąć przy tak małym czynniku skomplikowania. Zasady tłumaczy się w 10 minut, rdzeń oparty jest głównie na 17 kartach, ale ile w tym jest gry - wow.
Zauważam też u siebie zmieniające się preferencje. Na początku interesowały mnie jedynie gry złożone, duże, zajmujące nieraz po kilka godzin. Te lżejsze, gatewaye, fillery nie powodowały u mnie żadnych emocji. Ale teraz dostrzegam ich zalety, w szczególności gdy nie ma się stałej ekipy lubiącej rozbudowaną i palącą mózg rozgrywkę. Czasami też po prostu nie ma się ochoty na dużą grę , a wolałoby się zagrać szybką partyjkę w coś lekkiego, nie angażującego zbytnio szarych komórek. Dobrze, że takie gry istnieją, ogólnie dobrze, że istnieją gry na niemal każde okoliczności, w zależności od tego z kim gramy i w jakich warunkach gramy. Także, gry ciężkie są super, ale niekoniecznie muszą być z reguły lepsze.
Zauważam też u siebie zmieniające się preferencje. Na początku interesowały mnie jedynie gry złożone, duże, zajmujące nieraz po kilka godzin. Te lżejsze, gatewaye, fillery nie powodowały u mnie żadnych emocji. Ale teraz dostrzegam ich zalety, w szczególności gdy nie ma się stałej ekipy lubiącej rozbudowaną i palącą mózg rozgrywkę. Czasami też po prostu nie ma się ochoty na dużą grę , a wolałoby się zagrać szybką partyjkę w coś lekkiego, nie angażującego zbytnio szarych komórek. Dobrze, że takie gry istnieją, ogólnie dobrze, że istnieją gry na niemal każde okoliczności, w zależności od tego z kim gramy i w jakich warunkach gramy. Także, gry ciężkie są super, ale niekoniecznie muszą być z reguły lepsze.
-
- Posty: 436
- Rejestracja: 06 lis 2017, 18:07
- Lokalizacja: Orzesze
- Has thanked: 7 times
- Been thanked: 85 times
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
Jakoś tak w dużej mierze ostatnie 3 wypowiedzi, bardzo pokrywają się z moimi osobistymi doświadczeniami, które choć nie duże to wpisują się w wasz trend.
Samą przyjemność z grania trzeba było jednak trochę zdefiniować, bo dla jednego jest to 8 godzin kombinowania przy jakichś zagmatwanych tytułach, których przykładu nie jestem w stanie podać, a dla drugiego będzie to szybka rozrywka, interakcja i zabawa.
Osobiście lubię jak gra stanowi w jakimś stopniu intelektualne wyzwanie i swoją mechaniką daje duże możliwości. Przykładowe Five Tribes jest bardzo prostą grą, ale mechanizm zapożyczony z Mankali świetnie się tam sprawdza.
Do kategorii rattkina:
- dobrze skrojone gry złożone, duże, które przy koszcie wielu zasad, czasu gry, komponentów, zapewniają jednak dużą głębię, interakcję, złożoność rozgywki, innymi słowy - dobrze wynagradzają duży próg wejścia. Tutaj włożyłbym Terrę Mysticę, Battalię: Początek.
- gry małe, kompaktowe, gdzie próg wejścia jest minimalny, a jednak w ich wykonaniu czy designie jest coś takiego, do czego przyjemnie się wraca i kwituje "jak na taka małą gierkę, to świetne". Star Realms, Patchwork, myślę że nawet Summoner Wars bym tu wrzucił, mimo że wymiarowo to nie jest mała gra, ale próg wejścia naprawdę jest minimalny
Samą przyjemność z grania trzeba było jednak trochę zdefiniować, bo dla jednego jest to 8 godzin kombinowania przy jakichś zagmatwanych tytułach, których przykładu nie jestem w stanie podać, a dla drugiego będzie to szybka rozrywka, interakcja i zabawa.
Osobiście lubię jak gra stanowi w jakimś stopniu intelektualne wyzwanie i swoją mechaniką daje duże możliwości. Przykładowe Five Tribes jest bardzo prostą grą, ale mechanizm zapożyczony z Mankali świetnie się tam sprawdza.
Do kategorii rattkina:
- dobrze skrojone gry złożone, duże, które przy koszcie wielu zasad, czasu gry, komponentów, zapewniają jednak dużą głębię, interakcję, złożoność rozgywki, innymi słowy - dobrze wynagradzają duży próg wejścia. Tutaj włożyłbym Terrę Mysticę, Battalię: Początek.
- gry małe, kompaktowe, gdzie próg wejścia jest minimalny, a jednak w ich wykonaniu czy designie jest coś takiego, do czego przyjemnie się wraca i kwituje "jak na taka małą gierkę, to świetne". Star Realms, Patchwork, myślę że nawet Summoner Wars bym tu wrzucił, mimo że wymiarowo to nie jest mała gra, ale próg wejścia naprawdę jest minimalny
- BartP
- Administrator
- Posty: 4719
- Rejestracja: 09 lis 2010, 12:34
- Lokalizacja: Gdynia
- Has thanked: 383 times
- Been thanked: 885 times
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
Ja chyba też należę do tego klubu.ptf pisze:Moim zdaniem trzeba rozróżnić dwie sprawy - tzw "głębię" strategiczną i taktyczną oraz stopień komplikacji reguł. W grach szukam tego pierwszego przy możliwie minimalnym poziomie drugiego.
Jak grę się tłumaczy pół godziny, ma mało intuicyjne zasady i wyjątki, to raczej nie ma szans pozostać w kolekcji.
Sprzedam nic
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
Uwielbiam wygrywać i to wysoko, dlatego wolę kogoś zgniesc w ciezkiej, mozgozernej grze niz slabej, imprezowej, gdzie i tak wygram, bo jestem sprytniejszy niz wspolracze. Satysfakcja jest wieksza jak sie wygra w potwornie ciezki tytul, niz potwornie losowy. Tlumacze zasady 10 minut i gramy, wymagam zdolnosci czytania instrukcji w domu, to nie golf, trzeba troche sie przylozyc. Moge siedziec i 10 h nad plansza, pod warunkiem ze wygram, najlepiej wysoko. +134 dla ciezkich tytulow.BartP pisze:Ja chyba też należę do tego klubu.ptf pisze:Moim zdaniem trzeba rozróżnić dwie sprawy - tzw "głębię" strategiczną i taktyczną oraz stopień komplikacji reguł. W grach szukam tego pierwszego przy możliwie minimalnym poziomie drugiego.
Jak grę się tłumaczy pół godziny, ma mało intuicyjne zasady i wyjątki, to raczej nie ma szans pozostać w kolekcji.
- rattkin
- Posty: 6518
- Rejestracja: 24 maja 2013, 15:00
- Lokalizacja: Poznań
- Has thanked: 382 times
- Been thanked: 929 times
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
Wiem, że powyższe to trollpost, ale:
Grając w wielki ciężki tytuł długo nie będziesz miał pewności, czy wygrałeś, bo byłeś taki świetny, czy bo współgracze odpadli (pogorszenie uwagi, spostrzegawczości, zmęczenie, niepoprawne zrozumienie/internalizacja zasad, głód, senność, znudzenie).
To sugeruje, że w golfa to chyba nie grałeś. Nie bez kozery mówi się o nim, że to jeden z najtrudniejszych sportów do opanowania (jeśli nie najtrudniejszy). W trakcie mojej pierwszej wyprawy na pole, przez pół godziny najpierw celowałem w piłeczkę, by poleciała "chociaż trochę prosto" przy drive...sidmeier pisze:to nie golf, trzeba troche sie przylozyc
Grając w wielki ciężki tytuł długo nie będziesz miał pewności, czy wygrałeś, bo byłeś taki świetny, czy bo współgracze odpadli (pogorszenie uwagi, spostrzegawczości, zmęczenie, niepoprawne zrozumienie/internalizacja zasad, głód, senność, znudzenie).
- mikeyoski
- Posty: 1523
- Rejestracja: 08 lut 2015, 00:32
- Has thanked: 278 times
- Been thanked: 172 times
- Kontakt:
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
Podobają mi się gry, które mi się podobają. Po prostu. Nie wnikam, czy jest ciężka czy lekka. Wystarczy, żeby rozgrywka sprawiała mi przyjemność.
Tapnięte z espiątki
Tapnięte z espiątki
- Ardel12
- Posty: 3352
- Rejestracja: 24 maja 2006, 16:26
- Lokalizacja: Milicz/Wrocław
- Has thanked: 1032 times
- Been thanked: 2009 times
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
A mi się podobają w zależności od sytuacji, grupy albo momentu w życiu :p Raz uwielbiam tonąć w grach Lacerdy a raz wybiorę Ubongo Duel albo jakieś party game.
Popieram głosy odrzucające pośrednie tytuły, nie lubię odcieni szarości, białe lub czarne
Popieram głosy odrzucające pośrednie tytuły, nie lubię odcieni szarości, białe lub czarne
- Grzdyll
- Posty: 813
- Rejestracja: 14 lip 2013, 22:06
- Lokalizacja: Kraków
- Has thanked: 74 times
- Been thanked: 297 times
- Kontakt:
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
Bardzo fajny wątek, ciekawie się czyta jakie szlaki planszówkowe przecieracie i można się zastanowić gdzie się samemu jest...
Generalnie podobnie jak chyba większość najbardziej cenię gry "minimum zasad - maksimum decyzyjności przy szczypcie losowości", tyle że u mnie najważniejszą rolę odgrywa inny czynnik, mianowicie... współgracze
Ja miałem długą przerwę w graniu - po dawnych epizodach planszówkowych (Magia i Miecz, jakiś bitewne gry z toną żetonów i trochę role-playing z kostkami i wyobraźnią) po wielu minionych latach bez planszy zaczęło się 4 lata temu od Carcasonne i Ticketa, po których wręcz zachłysnąłem się nieznanym światem planszówkowym o którym nie miałem pojęcia. Szczególnie po odkryciu tego forum dość szybko wskoczyłem do poziomu eurosucharów, zmuszając rodzinę do ich poznawania. I już już byłem na drodze do coraz to cięższych mózgożerów gdy zauważyłem że im dalej w las tym... moi współgracze mają mniejsze chęci
I tak po kilku nietrafionych podejściach dokonałem autodiagnozy, że w tych wszystkich grach najfajniejsze jest to, żeby wszyscy grający mieli z tego frajdę. Gdybym miał dookoła grono geeków pewnie skończyłbym na samych cieżkich klocach, a tak obecnie największą radość sprawiają gry proste, stosunkowo krótkie, z pierwiastkami "psychologicznymi" (interakcją opartą na odgadywaniu zamiarów innych) i jakoś kontrolowaną losowością. Idealnym przykładem jest np. "Obecność", "Bumerang", czy "Letnisko" (wszystkie trzy to dla mnie perełki). Na półce co prawda stałe miejsce mają u mnie cięższe "Listy z Whitechapel", "Alchemicy" czy też "Lewis i Clark", których chyba nigdy się nie pozbędę bo to świetne gry. Mimo że prawie nie widzą światła dziennego to czekają cierpliwie na swój czas
Generalnie podobnie jak chyba większość najbardziej cenię gry "minimum zasad - maksimum decyzyjności przy szczypcie losowości", tyle że u mnie najważniejszą rolę odgrywa inny czynnik, mianowicie... współgracze
Ja miałem długą przerwę w graniu - po dawnych epizodach planszówkowych (Magia i Miecz, jakiś bitewne gry z toną żetonów i trochę role-playing z kostkami i wyobraźnią) po wielu minionych latach bez planszy zaczęło się 4 lata temu od Carcasonne i Ticketa, po których wręcz zachłysnąłem się nieznanym światem planszówkowym o którym nie miałem pojęcia. Szczególnie po odkryciu tego forum dość szybko wskoczyłem do poziomu eurosucharów, zmuszając rodzinę do ich poznawania. I już już byłem na drodze do coraz to cięższych mózgożerów gdy zauważyłem że im dalej w las tym... moi współgracze mają mniejsze chęci
I tak po kilku nietrafionych podejściach dokonałem autodiagnozy, że w tych wszystkich grach najfajniejsze jest to, żeby wszyscy grający mieli z tego frajdę. Gdybym miał dookoła grono geeków pewnie skończyłbym na samych cieżkich klocach, a tak obecnie największą radość sprawiają gry proste, stosunkowo krótkie, z pierwiastkami "psychologicznymi" (interakcją opartą na odgadywaniu zamiarów innych) i jakoś kontrolowaną losowością. Idealnym przykładem jest np. "Obecność", "Bumerang", czy "Letnisko" (wszystkie trzy to dla mnie perełki). Na półce co prawda stałe miejsce mają u mnie cięższe "Listy z Whitechapel", "Alchemicy" czy też "Lewis i Clark", których chyba nigdy się nie pozbędę bo to świetne gry. Mimo że prawie nie widzą światła dziennego to czekają cierpliwie na swój czas
-
- Posty: 662
- Rejestracja: 28 lut 2017, 08:15
- Lokalizacja: Kraków
- Has thanked: 53 times
- Been thanked: 81 times
- Kontakt:
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
Moim zdaniem czy lepiej czy nie to zależy jakim jest się graczem. Osobiście jestem zwolennikiem gry "ameri" niż "euro".
Największą przyjemność sprawiają mi gry: Arcadia Quest, The Others, Posiadłość Szaleństwa, Eldritch Horror, Masmorra.
Wszelkie gry w których jest interakcja między graczami są również bliskie sercu, bo interakcja powoduje u mnie największe emocje. W związku z tym np. sporo gier karcianych uwielbiam: Cthulhu światy, Star Realms, Gra o tron LCG, Ashesh.
Lubię również bardzo euro z interakcją: The Godfather, Blood Rage, Kemet.
Przyjemnie się mi gra również w klasyczne euro ale są one ostatnim wyborem: 51 stan MS, Roll for the Galaxy, Terraformacja marsa, Great Western Trail, Scythe. Są one bardziej wymagające umysłowo, ale jednak ten brak interakcji i rzeźbienie w swoim ogródku mnie nie rajcuje.
Największą przyjemność sprawiają mi gry: Arcadia Quest, The Others, Posiadłość Szaleństwa, Eldritch Horror, Masmorra.
Wszelkie gry w których jest interakcja między graczami są również bliskie sercu, bo interakcja powoduje u mnie największe emocje. W związku z tym np. sporo gier karcianych uwielbiam: Cthulhu światy, Star Realms, Gra o tron LCG, Ashesh.
Lubię również bardzo euro z interakcją: The Godfather, Blood Rage, Kemet.
Przyjemnie się mi gra również w klasyczne euro ale są one ostatnim wyborem: 51 stan MS, Roll for the Galaxy, Terraformacja marsa, Great Western Trail, Scythe. Są one bardziej wymagające umysłowo, ale jednak ten brak interakcji i rzeźbienie w swoim ogródku mnie nie rajcuje.
- maciejo
- Posty: 3356
- Rejestracja: 01 lut 2009, 14:20
- Lokalizacja: Gliwice-Bielefeld
- Has thanked: 104 times
- Been thanked: 129 times
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
I chyba o to chodzimikeyoski pisze:Podobają mi się gry, które mi się podobają. Po prostu. Nie wnikam, czy jest ciężka czy lekka. Wystarczy, żeby rozgrywka sprawiała mi przyjemność.
Tapnięte z espiątki
Jedni lubią "cięższe" gry inni "lekkie" i co z tego, ważne że spędzamy czas z rodziną i przyjaciółmi i dobrze się bawimy.
Planszówkowym skrytożercom mówię stanowcze NIE !!!
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
Dla mnie jest pewien poziom ,,ciężkości", gdzie mechanika przestaje być elegancka i staje się upierdliwa. Miliony rzeczy, o których dołożeniu trzeba pamiętać, liczenie na kalkulatorze, wyjątki od wyjątków - to zdecydowanie nie są moje klimaty. Gram prawie wyłącznie w euro, klimat nie ma dla mnie szczególnego znaczenia. Najchętniej wracam do tytułów, które przy eleganckiej mechanice dają szansę pogłówkować, poszukać najbardziej optymalnego ruchu - jedyna 10, jaką dałam na bgg, to Troyes. Górną granicą przyjemnej ciężkości jest dla mnie chyba Kanban i Vinhos.Trickerion zraził mnie właśnie brakiem elegancji w mechanice, było to dla mnie jakieś takie niezgrabne, nieintuicyjne. Do 18xx nawet nie siadam, bo ani mnie te klimaty giełdowo-kolejowe zupełnie nie bawią, a grać jedną partię przez 6 godzin też nie lubię. Przez tak długi czas mogę tylko spać, nie mam takiej koncentracji uwagi, by skupić się non stop przez taki szmat czasu na czymkolwiek.
Tytuły lekkie też lubię, jako przerywniki - takie Ulm, Najeźdźców z Północy chociażby. Ale też bywa, że wkręcę się w jakąś imprezówkę - Fuse chyba przoduje u nas w ilości partii w tym roku (akurat w 10 minut mi się woda zagotuje na obiad, gdy robimy przerwę na jedzenie, a następną 10 minutową partyjkę machnę jak już się też ryż gotuje ).
Tytuły lekkie też lubię, jako przerywniki - takie Ulm, Najeźdźców z Północy chociażby. Ale też bywa, że wkręcę się w jakąś imprezówkę - Fuse chyba przoduje u nas w ilości partii w tym roku (akurat w 10 minut mi się woda zagotuje na obiad, gdy robimy przerwę na jedzenie, a następną 10 minutową partyjkę machnę jak już się też ryż gotuje ).
- Furan
- Posty: 1532
- Rejestracja: 21 mar 2008, 16:41
- Lokalizacja: Warszawa, Wola
- Has thanked: 9 times
- Been thanked: 201 times
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
A ja mam zwyczajnie dość długiego tłumaczenia reguł (bo zwykle ja to robię). I ciągłych dopytywań i zerkania do instrukcji przy pierwszej partii. Stąd - powoli skręcam (z powrotem!) do gier o ciężkości Tygrysa i Eufratu/Puerto Rico.
jakiCHś - w tym wyrazie jest CH! || lepiej nie używa'ć apostrof'ów w ogóle, niż używa'ć ich w nadmiar'ze!
(S) Temporum
(S) Temporum
- Rocy7
- Posty: 5456
- Rejestracja: 05 maja 2013, 14:10
- Lokalizacja: Warszawa / Kobyłka
- Been thanked: 5 times
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
Mam podobnie.ptf pisze:Moim zdaniem trzeba rozróżnić dwie sprawy - tzw "głębię" strategiczną i taktyczną oraz stopień komplikacji reguł. W grach szukam tego pierwszego przy możliwie minimalnym poziomie drugiego.
Mam tak od paru lat i ciągle się zastanawiam, dlaczego spora czesc ludzi zostaje na poziomie gateway czy srednich gier jak Cyklady.Wincenty Jan pisze:Od kilku miesięcy obserwuje pewne przewartościowanie w moim świecie planszówkowym. Zdecydowanie wyżej oceniam gry, które są cięższe i bardziej wymagające. W jakimś minimalnym stopniu straciłem frajdę z grania w lżejsze tytuły.
- rattkin
- Posty: 6518
- Rejestracja: 24 maja 2013, 15:00
- Lokalizacja: Poznań
- Has thanked: 382 times
- Been thanked: 929 times
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
Być może po prostu cena? Większe gry kosztują (choc nie zawsze) więcej i też jest mniejsza szansa na polską lokalizację. Zarówno język jak i pewien próg cenowy to te dwie rzeczy, których jakaś tam część graczy przeskakiwać już nie chce lub nie może.Rocy7 pisze: Mam tak od paru lat i ciągle się zastanawiam, dlaczego spora czesc ludzi zostaje na poziomie gateway czy srednich gier jak Cyklady.
-
- Posty: 407
- Rejestracja: 13 mar 2006, 11:40
- Lokalizacja: Tarnowskie Góry
- Has thanked: 28 times
- Been thanked: 64 times
- Kontakt:
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
Widzę, że jesteś z Jaworzna a to się dobrze składa, bo regularnie gramy w 18xx w Sosonowcu/Katowicach. Podczas tego Pionka jako ekipa bloga 18xxpl.wordpress.com nauczyliśmy grać w 18xx 3 osoby, więc z chęcią pokażemy osiemnastkę również Tobie W razie czego, daj znać na PWWincenty Jan pisze:Tego się obawiam, że pewnego dnia sięgnę po „18xx” i czar wielu innych tytułów pryśnie.
- Rocy7
- Posty: 5456
- Rejestracja: 05 maja 2013, 14:10
- Lokalizacja: Warszawa / Kobyłka
- Been thanked: 5 times
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
predzej obstawialbym czas rozgrywki. Łatwiej czesciej zebrac ekipe do tytułu na 2 godziny, niz 6 godzinnego starcia TI.rattkin pisze:Być może po prostu cena? Większe gry kosztują (choc nie zawsze) więcej i też jest mniejsza szansa na polską lokalizację. Zarówno język jak i pewien próg cenowy to te dwie rzeczy, których jakaś tam część graczy przeskakiwać już nie chce lub nie może.Rocy7 pisze: Mam tak od paru lat i ciągle się zastanawiam, dlaczego spora czesc ludzi zostaje na poziomie gateway czy srednich gier jak Cyklady.
- KubaP
- Posty: 5830
- Rejestracja: 22 wrz 2010, 15:57
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 137 times
- Been thanked: 404 times
Re: Im ciężej tym lepiej? Dyskusja o przyjemności z grania
To chyba kwestia Twojej ewolucji jako gracza - a na dodatek ta ewolucja dla kazdego z nas wygląda inaczej - przebiega w innym tempie, pcha nas w różnych kierunkach. Ja kiedyś kochałem wyłącznie kobyły, potem mi spadło do gier, które mieszczą się w 90-120 minut i są średnio-ciężkie. Kiedyś szczerze nienawidziłem koopów, ale moja córka rośnie i coraz częściej rozglądam się za grami, w które możemy zagrać też kooperacyjnie - nawet przymierzam się do Descenta, o ile tylko Galakta zrobi polską aplikację. Kiedyś lubiłem gry z elementem negocjacji, teraz nie siądę do takiej gry, chyba, że będzie trwała 10 minut. 18xx miałem okazję poznać na samym początku wchodzenia w hobby - i owszem, zachwyciły, ale nie zabiły frajdy z reszty. Także nie przejmuj się, tylko graj w to, co własnie w tej chwili sprawia Ci frajdę.Wincenty Jan pisze:Od kilku miesięcy obserwuje pewne przewartościowanie w moim świecie planszówkowym. Zdecydowanie wyżej oceniam gry, które są cięższe i bardziej wymagające. W jakimś minimalnym stopniu straciłem frajdę z grania w lżejsze tytuły. I to nie jest tak, że jak ktoś zaproponuje Felda to odmówię bo nadal szalenie doceniam jego twórczość, tylko ta przyjemność z „główkowania” jest mniejsza. Zakochałem się w takich tytułach jak Gallerist, Lisbona, Trickerion czy Dominant Species tym samym coś tracąc z lżejszych tytułów. Nadal poznawanie wszelakich nowości sprawia mi dużo przyjemności ale choćby przelądajac BGG w poszukiwaniu tytułów do ”sprawdzenia” rozglądam się za ciężkimi tytułami. Apetyt rośnie w miare jedzenia? Chyba tak. Tego się obawiam, że pewnego dnia sięgnę po „18xx” i czar wielu innych tytułów pryśnie.
I teraz pytanie do Was. Jak wy odbieracie ciężar gier? Też tak macie , że im cięższy tytuł tym lepiej? Czy wręcz przeciwnie?
Z zabawnych rzeczy, gust czasem zatacza koło. Mam na półce gry, które miałem 7 lat temu, cztery lata temu z obrzydzeniem sprzedałem, by rok temu z radością kupić je znowu