@Vester Przeczytałem (dopiero teraz) Twojego posta wyżej i już rozumiem, skąd ta reakcja. Uspokajam zatem: nie, nie odnosiłem się do Twoich słów
Natomiast to, co sam napisałem wyżej, podtrzymuję. "Obżeranie się" grami, filmami, muzyką jest czym innym, niż obżeranie się pizzą (brzuch tak widocznie nie rośnie, efekty fizjologiczne nie są tak oczywiste), ale osobiście uważam, że skutki mogą być podobne - i wcale nie muszą być jawne ani świadome. Dozowanie sobie przyjemności jest sztuką i z pewnością nie leży w ludzkiej naturze, nie mam natomiast żadnych wątpliwości, że robienie tego w sposób umiejętny potrafi przedłużyć żywotność zachwytu, o którym piszesz. Z natury rzeczy aktywne eksploatowanie swojego hobby musi prowadzić do znużenia, bo ludzkie zasoby twórcze są bardziej ograniczone, niż można by sądzić. Wszelkie Hendrixy rodzą się raz na stulecie, 99% pozostałych artystów umiejętnie ich kopiuje - i myślę, że nie jest to dla nikogo zaskakujące stwierdzenie. Trudno dziś wymyślić pizzę, której ktoś już gdzieś nie jadł, trudno wymyślić mechanikę, której ktoś już gdzieś nie stworzył. Można się zachłysnąć, szukać aktywnie, sprawdzać każdą nowość - i będzie tak, jak jest z Tobą, bo inaczej być nie może. Czy dzięki temu masz większą szansę znaleźć swojego graala? Wręcz przeciwnie, coraz mniejszą. Przecież to oczywiste, że ten graal jest rzeczą subiektywną: stąd zachwyty kogoś, kto dopiero wchodzi w hobby, prawda? Z subiektywnego punktu widzenia własnych odczuć: jakie ma znaczenie, czy ten graal, którego sobie znalazłem, jest przełomowy, niesamowity, jedyny w swoim rodzaju? Otóż nie ma żadnego. Jeśli ja odnajdę swojego graala w
Splendorze, to liczy się dla mnie wyłącznie intensywność moich własnych przeżyć, nie to, co jakiś "wyjadacz" sądzi o tej grze. Paradoksalnie więc, im więcej szukasz, tym mniej swoich graali odnajdziesz - z powodu osłuchania, opatrzenia, ogrania. Objedzenia. Banalne