KWIECIEŃ 2022:
NARCOS: GRA PLANSZOWA – kocham serial. Uwielbiam zarówno pierwsze Narcos, jak i Narcos: Mexico, więc bardzo ucieszyłem się, kiedy dowiedziałem się, że będzie planszókowa adaptacja. Trochę mniej ucieszyłem się kiedy dowiedziałem się o mechanice, bo nie jestem ani fanem one vs many, ani hidden movement. W sumie, to nie jest to tak do końca typowy przedstawiciel gatunku „ukrytego ruchu”, bo... Wcale się tu nie ruszamy. Grze najbliżej jest do Rebelii i muszę przyznać, że tych podobieństw jest sporo. Pierwsza partia była koszmarna, bo jak podejrzewałem – ta gra to dwuosobówka. Pozostali gracze się nudzą i nie mają nic do roboty. Czteroosobowa partia była tak wielkim koszmarem, że z miejsca chciałem grę sprzedać. Ale kilka dni później zagrałem we dwie osoby i muszę przyznać, że partia mega mi się podobała. Było i nad czym pomyśleć i emocji było sporo. Niestety nie zatrzymam Narcos w kolekcji. Powód jest bardzo prosty – nie będę miał z kim w to grać. To niestety nie jest gra, w którą da się zagrać z marszu. Podobnie, jak w Rebelii, trzeba znać karty i możliwości przeciwnika. A tych jest sporo. Narcos, choć trochę prostszy od Rebelii, mam wrażenie, że jest też dużo bardziej taktyczny i właśnie ta antycypacja ruchów, bez znajomości możliwości przeciwnika, to trochę gra po omacku. Reasumując – podoba mi się, ale to jest gra, do której musiałbym mieć stałego partnera. A to się raczej nie wydarzy – 7/10
GALACTIC WARLORDS: BATTLE FOR DOMINION – Marzyłem o tej grze od dawna. Udało mi się ją wreszcie upolować i sprowadzić z jednego z europejskich sklepów w przyzwoitej cenie. Choć i oczywiście ta była dość wysoka, ale tak to jest z grami trudno dostępnymi, wydanymi w zasadzie wyłącznie na KS, z niewielką partią na sklepy. To bardzo nowatorskie area control, gdzie rozgrywkę niejako „programujemy” za pomocą zagrywanych kart. Bo z jednej strony zagrywamy kartę dla akcji, a z drugiej strony budujemy sobie z tych kart bonusowe akcje (gdy się łączą symbolem), jednocześnie budując tableu pod przyszłe punktowanie. Nie powiem, pomysł jest rewelacyjny i działa to super. Konfliktów mogło być dużo więcej, ale graliśmy w sumie bardzo asekuracyjnie, bo każdy starał się grać pod cele, które... Są najsłabszym elementem rozgrywki. Bo dają dużo punktów, a przy tym są bardzo losowe. Jedne mogą być dla jednego gracza ekstremalnie proste w realizacji, gdy w tym samym momencie pozostali gracze mogą dostać cele absolutnie niemożliwe w realizacji. Na szczęście większość punktów bije się z kontroli planet i budowania tabelu, ale może dojść do przypadku, w którym realizacja takiego ukrytego celu przechyli szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Niemniej bawiłem się bardzo dobrze, jestem po tej rozgrywce napalony na więcej, dlatego 8/10 z możliwą tendencją wzrostową. Bardo dobre, oryginalne Area Control!
THE GREAT WALL – Nie będę się rozpisywał, bo w sumie całe swoje wrażenie opisałem w wątku z grą. W skrócie – Klasyczny produkt z Kickstartera. Mnóstwo rewelacyjnych pomysłów, genialny wygląd, produkcja najwyższych lotów, ale niestety gra nie jest do końca wyszlifowana. Zamiast pięknego brylantu mamy diament jakich wiele. Taki klasyczny przerost formy nad treścią. Cytując klasyka – Arcydzieło wymaga sztuki rezygnacji. Tutaj była „klęska urodzaju”. I w komponentach i w zasadach. Bawiłem się jednak nieźle, chociaż czas rozgrywki jest przeze mnie absolutnie nieakceptowany. Gdyby ten czas był tak o połowę krótszy, to ocena mogłaby być wyższa, a tak, to trochę naciągane 7/10.
ZAWÓD MIESIĄCA:
XIA: LEGEND OF THE DRIFT SYSTEM – Jezu, jak ja długo czekałem żeby w to w końcu zagrać! I jak wielkie było moje rozczarowanie, gdy pakowaliśmy grę do pudła. Słyszałem, że „kosmos tu żyje”, że jest to najlepsza gra planszowa z "otwartym światem". I nie tylko absolutnie się z tym poglądem nie zgadzam. Wręcz uważam, że osoba która tak twierdzi, zwyczajnie nie grała we współczesne planszówki. Rozmaite ścieżki? – Western Legends robi to o niebo lepiej. Pick up and delivery z nutą przygody? – Islebound robi to dużo sprawniej. Żyjący kosmos, w którym dużo jest do zrobienia? Empires of The Void II wgniata Xię w glebę. No w zasadzie we wszystkich aspektach ta gra jest słabsza od gier, z których czerpie pomysły. Do tego Xia jest mało atrakcyjna wizualnie, a niektóre komponenty, są zwyczajnie brzydkie. W bonusie gra popełnia największy możliwy grzech w grach planszowych – jest kosmicznie losowa. O zwycięstwie decydują tu przede wszystkim rzuty kością (w zasadzie niczym nie mitygowane) i szczęście w dobieraniu zadań do realizacji. Umęczyłem się bardziej niż przy Firefly i - dziwiąc się samemu sobie, napiszę, że przy Firefly miałem chyba nawet większy „fun”. Tylko 5/10. To taki trochę lepszy Talisman. Da się w to grać, tylko po co? Jest tyle lepszych gier...
NOWOŚCI MIESIĄCA:
Tym razem dwie pozycje, bo jednej wybrać nie mogę. Obydwie mnie zachwyciły i obydwie są dla mnie wielkim, tegorocznym odkryciem.
TORTUGA 2199 – Ciągnęło mnie do tej gry strasznie, choć podchodziłem do niej jak pies do jeża. Bałem się, że się zawiodę, a bardzo, bardzo tego nie chciałem. Nie wsparłem, nie kupiłem, mając nadzieję, że ktoś z moich znajomych ją kupi i będzie dane mi ją poznać. No i się wreszcie udało! Ta zapoznawcza rozgrywka była trochę po omacku, bo niemal wszyscy grali po raz pierwszy. I muszę przyznać, że gdybym znał grę lepiej, to moje decyzje były bardziej świadome, ale i tak doceniam to, w jak wspaniały sposób wykombinowano tu „robienie punktów”. Gra jest połączeniem deckbuildera z intrygującym area control. Z tą „kontrolą obszarów”, to trochę jest na wyrost, bo w sumie systemy przechodzą z rąk do rąk co chwila. Gra zamienia się w intrygujące przeciąganie liny i szukanie sposobów na zrobienie tych kilku brakujących punktów w wyścigu do zwycięstwa. Anyways – byłem zachwycony rozgrywką, nawet jeżeli pod koniec to przeciąganie i wyrywanie sobie zwycięstwa zaczęło być w pewnym stopniu absurdalne. Pomimo tego drobnego zgrzytu uważam, że Tortura 2199 to najlepszy deckbuilder z planszą. 8.5/10 i rozważam zakup egzemplarza do kolekcji.
PLANET UNKNOWN – Polyomino o terraformowaniu planet. Planuję trochę więcej o tej grze napisać, być może założę nawet wątek, bo dla mnie to jest hit! Najlepsza gra z polyomino w historii. A na pewno, wreszcie, nie jest to rodzinne euro, tylko gra dla graczy. I o ile kocham Park Niedźwiedzi i wszystkie układanki Uwe’go, to Planet Unknown po prostu zjada je na śniadanie. Gra jest atrakcyjna, emocjonująca, dostarcza samych ciekawych decyzji, a partia potrafi zamknąć się w 60 minut, a nawet i krócej. Sądzę, że to będzie międzynarodowy HIT, a nieznana dotąd firma Adam’s Apple Games w przeciągu kilku lat będzie dużym graczem na rynku. 8.5/10! Najlepszy, najbardziej dopracowany produkt z Kickstartera od dobrych kilku lat!
KURIOZALNA PARTIA MIESIĄCA:
WYROCZNIA DELFICKA – Muszę napisać o tej partii, bo nie mogę jej przetrawić. Chwaliłem strasznie Wyrocznię, chwaliłem Felda, gra mnie wręcz uwiodła i nagle czar prysł. I to mocno. Bowiem stałem się ofiarą pechowego dociągu kart ran. No takiej komedii jeszcze nie było. Inni gracze – zero problemów. Ja – dociągałem non stop karty w tym samym kolorze, przez co musiałem „palić” akcje na odrzucanie ran. Dosłownie co kółko. Hitem była też moja walka z potworem. Sześć razy rzucałem kostką, tracąc wszystkie nagromadzone żetony łaski, przy czym dwa razy na kostce musiałem oczywiście wyrzucić te nieszczęsne zero. Kulminacją katastrofy był atak tytana, po którym dobrałem - jako jedyny – karty w tym samym kolorze, przez co musiałem kiblować całą kolejkę. Dawno nie kląłem tak przy żadnej grze. Dosłownie puściły mi nerwy. Pierwszy raz tak mocno. Najlepsze jest jednak to, że pomimo tylu kłód pod nogami, tracenia akcji na odrzucanie ran i kiblowania kolejki, zabrakło mi dosłownie JEDNEJ akcji do zwycięstwa. I tak z zachwytu przy pierwszych partiach, Wyrocznia Delficka wyprowadziła mnie z równowagi. Nie wiem, czy jeszcze się z nią kiedyś „przeproszę”, ale jeżeli tak, to chyba z jakimś homerulesem, bo tracenie rundy w grze, która jest wyścigiem – to zbyt wysoka kara.
GRA MIESIĄCA:
MEZO – W zeszłym miesiącu niewiele zabrakło jej, by była nowością miesiąca. Inna gra wyprzedziła ją dosłownie o włos. W tym miesiącu Mezo oczarowało mnie rozgrywkami w zupełnie innym składzie osobowym. Zagrałem na dwóch graczy, oraz zagrałem... SOLO. Czyli coś, czego nigdy nie robię! I o ile o dwuosobowej partii mogę pisać wyłącznie w superlatywach, o tyle rozgrywka solo była mordęgą. W zasadzie były to dwie partie... Niedokończone. AI, czy tam automa, po prostu wgniotła mnie w glebę. Dawno nie przeżyłem tak wielkiej porażki i dojmującego poczucia walki z wiatrakami, z totalnie przegranej pozycji. Niemniej bawiłem się świetnie i Mezo jest dla mnie grą wręcz rewelacyjną. To mechaniczny majstersztyk! Dziwię się, że gra przepadła. I tak jak napisał Dewodaa, od którego kupiłem mój egzemplarz - To, co stało się z tą grą, oznacza, że z tym krajem jest coś nie tak. Dla mnie, jej kiepskie przyjęcie w Polsce zasługuje na... Wygnanie do Xibalby. 9/10!
EDYTKA - Drobne korekty w tekście.