Nie jest to do końca prawdą. Kwestia rozróżnienia okręt/statek budzi kontrowersje nawet dziś, i to wśród doświadczonych żeglarzy, a nie tylko laików. Całkiem niedawno przy okazji tłumaczenia pewnej książki o tematyce bardzo pirackiej wałkowałem ten temat na polskim forum żeglarskim. Jeden z użytkowników - kapitan Janusz Zbierajewski, w kręgu żeglarskim postać doskonale znana - odpowiedział mi w ten sposób:ragozd pisze:A nazywanie okrętem dużego statku przez dowolny słownik jest herezją
* * *
Problem statek vs okręt - to mecz 4+1 kontra reszta świata.
4 - to czterech docentów, którzy w końcu lat 70. wydali w Wydawnictwach Naukowo-Technicznych dzieło "Ilustrowana encyklopedia dla wszystkich. Okręty i żegluga". Dowodzą oni, że jak duży - to okręt, jak mały - to statek.
1- to niejaki Wojtek Zientara, znany na tutejszym (i paru innych) forum jako Stara Zientara. Osobnik ten twierdzi, że to, co pływa - to okręt, a statki - to takie ustrojstwa, które jego kobita trzyma w zlewozmywaku i usiłuje doprowadzić do poobiedniej czystości. Na poparcie swojej tezy wyż. wym. Stara Zientara używa argumentu, że on odbywał (z niejakim sukcesem) studia na wydziale, który nosi nazwę Wydział Budowy Okrętów, a nie - na przykład Wydział Statkownictwa Budowlanego czy jakoś równie głupio. Fakt, że za te statki w zlewie nie dostał jeszcze mokrą ścierą przez łeb dowodzi jedynie, że Tati (znaczy - ta jego kobita) ma serce jak Mount Everest i stojąc nad zlewem mówi: - Wojtusiu, a może jeszcze deserek?
Reszta świata (po tej stronie Odry, rzecz jasna) dzieli pływadła tak: wojenne - to okręty, cywilne - to statki. Część ortodoksyjna tej części świata twierdzi też, że łódź podwodna jest be, a okręt podwodny jest cacy.
* * *
Poza tym należy pamiętać o kontekście historycznym. Obecne nazewnictwo nie ma nic wspólnego z nazewnictwem XVI i XVII-wiecznym, a przecież to właśnie ten okres jest tłem dla "Kupców i korsarzy". Dlaczego zatem mielibyśmy posługiwać się językiem współczesnym w odniesieniu do zamierzchłej przeszłości? Wyobraźmy sobie dwóch żeglarzy w gnieździe, którzy kłócą się, czy plamka na horyzoncie to statek czy okręt, bo nie wiedzą, co krzyknąć. Absurd. W tym kontekście bardzo sensowne wydaje się stwierdzenie, że statki to jest to, co pływa w zlewozmywaku, a po morzach pływają wyłącznie okręty...
I przepraszam za OT. Wszedłem do tego wątku, bo chciałem sobie kupić "Merchants & Marauders", ale teraz z wypiekami na twarzy czekam na wydanie polskie
EDIT: I jeszcze jedno, bo zapomniałem wspomnieć. W kontekście powyższego różnica między okrętem a okrętem wojennym jest kolosalna. Nie uważam, żeby okręt liniowy był szczęśliwym tłumaczeniem terminu "man o'war". Mówimy jednak o dwóch różnych rzeczach - nie bez kozery słowniki i encyklopedie tłumaczą to jako "okręt wojenny" i nie bez kozery w języku angielskim te dwa terminy ("man o'war" i "ship of the line") funkcjonują obok siebie i nie są synonimami. Generalnie nie przeszkadza mi to za bardzo, choć propozycja Tytusa, by odejść od oryginału, wydaje mi się całkiem sensowna. W końcu chodzi o przekład gry przygodowej, a nie historycznej.