A ja tymczasem jestem po pierwszej, 7-osobowej rozgrywce. Do planszy siedli "z łapaki" ludzie, którzy chwilę wcześniej skończyli grać w "Discworlda". Wyjaśniłem zasady i... kości w garść.
Może na początku powiem, ile graliśmy. Otóż gra, dosłownie z zegarkiem w ręku zajęła nam ok.63 minuty. Zakończyła się zwycięstwem niezarażonych poprzez zrobienie Final Eventa. Dwóch Zarażonych ujawniło się, jeden do końca działał pod przykrywką, choć ostatnie jego zagrania były już dość jednoznaczne.
No właśnie - przy 7 osobach gra się 4 na 3. Niezarażeni już od samego początku wiedzą kim są, bo karty przynależności losuje się tylko raz w trakcie gry. Miałem wrażenie, że wygrają w cuglach, a tymczasem przegrali, chociaż losy wygranej ważyły się do końca.
Przede wszystkim - raczej złym pomysłem jest granie "od początku ewidentnie źle", bo kończy się to szybko kwarantanną. Przy przewadze głosów 4 do 3 właściwie pewne jest, że taki delikwent do końca gry nie wystanie się na wolność. Szczególnie, że głosowanie nie wymaga odrzucenia kości, trzeba jedynie wybrać ze swoich zasobów jej odpowiedni kolor. Zatem albo szkodzić "za zasłoną", albo ujawnić się i uzyskać dostęp do szerszego wachlarza zagrań.
No właśnie, w Dark Moon raczej opłaca się ujawnić. Okay, redukujesz rękę do 2 kości, ale zyskujesz możliwość zagrywania wielu ciekawych akcji: robisz sabotaż (trudniejsza naprawa), wyrzucasz graczom z ręki czarne kości, przesiewasz karty TASK i odrzucasz te łatwiejsze, przeszkadzasz dowódcy, a czasem też uszkadzasz tarcze stacji. Nie można się nudzić.
W naszej rozgrywce co prawda końcówkę zagraliśmy niezgodnie z zasadami - gdy wylosowany zostanie Final Event, trzeba od nowa stworzyć talię TASK, ale już tylko z kartami Malfunction (to te, które wymagają testów). Ma to sens, bo wtedy już było z grubsza wiadomo kto jest kim, więc można było zagrać dość bezpiecznie kartę typu "Jeśli dowódca odda ci dowodzenie, to zdaliście". Gdybyśmy o tym pamiętali, to może finał byłby inny...
Podsumowując - gra się dobrze i naprawdę szybko. Jest co robić i nie ma przestojów, bo i rzeczy do zrobienia nie ma bóg wie ile. Szczególnie utkwiła mi w pamięci genialna zagrywka jednego gracza, który swoje zagranie przedstawił nam jako pomyłkę, czym nabrał chyba wszystkich (podczas głosowania nad kwarantanną udał, że nie zrozumiał zasad i chciał się wstrzymać od głosowania, a wyszło w sumie tak, że zagłosował przeciw). Większość graczy wykonała wtedy klasycznego facepalma, a tymczasem okazało się, że wszystko było ukartowane