Atakujący wykłada kartę z ręki zakrytą po rzucie, następnie gra obrońca. Nie zna dokładnego wyniku ataku. Nie wie jaka karte zagrał atakujący. Zagrywa kostki i kartę/y tak jak normalnie w zasadach. Następnie ujawnia się kartę atakującego, odrzuca się ją. jeśli to wiking nie dodaje się wartości do ataku. Masz emocje bo nie policzysz ile dał atakujący, wiesz tylko ile ma na wikingach.
Podobne rozwiązania (z elementem niepewności) sugerowałem Łukaszowi już z rok temu, w fazie ogrywania prototypu. Jeszcze innym pomysłem była osobna kategoria wikingów, którzy są zagrywani do bandy facedown i odkrywani dopiero w momencie (tylko ataku / tylko obrony / w obydwu sytuacjach)
Wtedy powiedział, że to ciekawy pomysł, ale jak widac, ostatecznie się na niego nie zdecydował. W pewnym sensie - domyślam się dlaczego. Ponieważ byłaby to wtedy już zupełnie inna gra, a jeszcze dodatkowa warstwa losowości nałożona na grę już istotnie wiedzioną przez losowość, mogłaby to pociągnąć w dół. Obecna charakterystyka gry (jawna) pozwala na skalkulowany atak, tzn. można każdemy poniuchać w jego tableau i wyliczyć sobie, kogo warto atakować, kogo nie. Owszem, z jednej strony to nieklimatyczne (co to za buchalteria...), a z drugiej strony daje element przewidywalności i planowania.
To solidny diceplacement z zagrywaniem kart, z twistem w postaci "dekonstrukcji tableau", tj. budowania chwilowego stanu gry, by go potem utracić, a potem nadpisać kolejnym. Takie gry zwykle mają fajną dynamikę w postaci fali "góra dół". Jako taka gra, działa to bardzo dobrze, moim zdaniem. Niemniej jednak zgadzam się z Gambitem, że sama rozgrywka jest niespecjalnie emocjonująca jednak. Wiadomo, najprzyjemniejszy jest moment niepewności przed rzutem kostkami i oczekiwanie wyniku - ale to jest bardziej zaleta samej mechaniki rzucania kośćmi, niż czegoś konkretnego w samej grze.
Przewrotnie powiem, że na tej kampanii i na tej grze zyska najwięcej nie Wookie :), ale pani Barbara Gołębiewska - bo to będzie świetny dodatek do portfolio kogoś, kto ewidentnie ma talent i sznyt do ilustracji gier planszowych. Jakbym pracował w FFG, to już urywałyby się telefony.
Na ostatnim Essen grałem w grę "troszkę podobną" do tego, choć bez kości, mianowicie Paper Tales.