Wczoraj dwa stoliki - na jednym stoliku operowanie blisko dna, czyli eurotrójka (Tereska, Marcin, Czarek) budowała podwodne miasteczka, a dwuosobowy wczoraj lajtowy stolik znacząco ubogaciła ukryta 18opcja.
Rozpoczęło się od kulinariów i gotowania zuuupnego - na start jeszcze z Czarkiem. Z Pitonem nie miałem kompatybilnych smaków, gdy ja warzyłem grzybową on warzył pomidorową i odwrotnie. Za to Czarek potrafił zsynchronizować kubki smakowe, raz ze mną, raz z Pitonem, no i zgotował najwięcej.
Potem już w duecie zagraliśmy o mózg - takie zmodyfikowane zombimakao. Trzeba było się zrzucić jak najszybciej z kart plus zrzucanie w jednym ruchu kilku tych samych nominałów karze przeciwnika dodając mu karty. Do tego karty i kość z umiejkami specjalnymi.
Następnie pobiliśmy się na macie w karacie - wojownicza droga tygrysa i smoka; wymiana ciosów i dylematy czy bronić się już teraz i przejąć inicjatywę, czy może przyczaić tygrysa, ukryć smoka, przyblefować i zaskoczyć przeciwnika potem serią ciosów śmiertelnych. Ciężko wyczuć w tych pierwszych partiach jak w to grać, jaką strategię obrać. Piton lepszy w tym karacie - chyba (nie) przeżyłem na własnej skórze aż dwóch fatalitów, aka finiszhim. Jakoś dwa tygodnie temu widziałem gejmplej tej, wierzę, unikalnej na lokalnym podwórku pozycji, a tu, proszę, mogłem ją wypróbować na własnych siniakach. Tytuł ok, z perspektywą na lepiej wraz z nabieraniem doświadczenia i poznawaniem innych aren, tj. innego punktowania. Ciekawe jak by zażarło, na więcej osób (PS. Dziś widzę w jakimś filmiku, że na koniec do punktów też liczą się położone odwróconą stroną białe klocki - chyba tak nie graliśmy?).
Na 4-tą nóżkę (chyba, bo tyle dobrego było, że mogłem się pogubić) weszło, znów oinkowe, wyglądanie wielorybów. Też przyglądałem się temu wcześniej onlajn. I zgodziło mi się z oczekiwaniami - całkiem przyjemny szybki familijniak. Finalnie trzeba zapłynąć łódkami tam, gdzie będzie najmniej i najwięcej ryb, a zbyt mało akcji w grze by to do końca skutecznie rozpoznać. Do tego hocki klocki z przemieszczaniem się po akwenie (możliwość blokowania przeciwnika, wymuszony ruch).
I na koniec starcie dwóch oinkowych gigantów rapu (pablik enemy > maryla) z trudną materią wspólnego komponowania na czas w heyyo. Być może podenerwowaliśmy loopowym bekingtrakiem podwodnych miastowych na stoliku obok, ale żarło lepiej niż ze staszkowego bumboksa*) Znaczy podkład żarł, bo mimo, że bit był basstłusty (jak na taki mały głośniczek), to coś nam nie do końca panczlajny wchodziły. Zabawna gierka na podbicie imprezowego nastroju z dzieciakami. Niezapomniane chwile.
Dobra zabawa wczoraj. Wielkie dzięki, Piton, za uraczenie tyloma unikatowymi perełkami. Joł, szacun na bloku. Mam nadzieję, że może jeszcze kiedyś się przydarzy, może w nieco szerszym gronie.
Miłego tygodnia wszyscy, yo-yo, yeah.
*) Jakby ktoś z uczestników kiedyś zatęsknił za wczorajszym wieczorem:
https://www.youtube.com/watch?v=fjOnafXFJ5c - z pozdrowieniem dla podwodniaków.