Wolf pisze: ↑16 gru 2020, 14:04
Gram regularnie od ok. 9 lat.
Ja regularnie, to od około trzydziestu. Ale zanim pochłonęły mnie nowoczesne planszówki, to regularnie grałem w karcianki, Role Playing i bitewniaki. W sumie jakbym policzył godziny spędzone w czasach pięknej młodości, przy Młotku, czy D&D, to nic chyba nie przebije tego do końca życia, bo kiedyś zarywało się całe nocki przy WFRP i często jedna sesja trwała po 11 godzin! A mam nawet za sobą taką sesję, w którą zaczęliśmy grać o 12:00 jednego dnia, a skończyliśmy o 05:00 (piątej rano) dnia następnego. Z przerwą tylko na wizyty w toalecie.
Wolf pisze: ↑16 gru 2020, 14:04
drażni mnie posiadanie gier, w które nie gram
W owych czasach przeszkodą była dostępność i cena. Dostępny w ilościach hurtowych był jedynie czas.
W czasach licealnych kieszonkowe było malutkie i podręcznik do Warhammera miałem tylko ja, a podręcznik do D&D miał kumpel. Reszta graczy nie miała nic, poza skserowanymi kartami postaci.
Teraz mam ten komfort, że zarówno z dostępnością, jak i ceną, nie mam problemów. Problemem jest jedynie wolny czas.
Wolf pisze: ↑16 gru 2020, 14:04
Czyli w skrócie specjalizacja: Eklund i wojenne heksówki.
Co jednak bardzo zawęża playgrupę/y i chyba nie da się nabić na tym kilkunastu partyjek w miesiącu?
Wolf pisze: ↑16 gru 2020, 14:04
każdy coś przyniesie więc gier, w które zagrałbym od czasu do czasu mi zupełnie nie brakuje.
No ok. Rozumiem takie podejście, ale jak wpadnie ktoś do Ciebie z doskoku, przyjedzie jakaś rodzina dalsza, lub bliższa, to będziesz tłumaczył swojej cioci jak grać w BIOS-a? Albo wbił w glebę kuzynkę trzygodzinnym bloczkowym Blitzkriegiem?
Już nie wspominam o tym, że to jednak trochę granie "pasożytnicze".
rattkin pisze: ↑16 gru 2020, 14:24
To po prostu medium, jakiś tam element naszej kultury. Taka ich specyfika, że zajmują dużo miejsca i stąd ten cały ambaras.
No właśnie. Mam multum znajomych, którzy mają gigantyczne kolekcje gier cyfrowych. Biblioteka na Steamie po kilkaset tytułów. A tylko ja słyszę "ile ty tego masz!".
Ten temat przypomniał mi też, że na ten przykład moi rodzice, którzy sami dorobili się już prywatnego Kallaxa z grami, według niektórych kategorii nie zmieścili już by się w kategorii planszówkowych minimalistów. No chyba, że chodzi o rozmiar pudełek, a nie ilość tytułów.