Cóż, gdybym miał być mściwy, powinienem sobie zapisać, żeby nigdy nie grać z Jaxem z
League of Six - myślę, że w tej grze myślał chyba ze cztery razy dłużej ode mnie (serio szacuję), do tego stopnia, że mimo mego czarnego PR-u w końcu wszyscy to jego zaczęli poganiać
Co do
Jambo, przyznaję ze skruchą, że trochę przesadziłem - choć partia w 10 min. jest chyba tylko możliwa, gdy ktoś ma super farta... Ale nie wiedziałem, że gramy na czas, już mi się nigdzie potem nie spieszyło... Kurczę, w pracy się ciągle spieszę, dlaczego mam się też spieszyć w ramach relaksu
Ale głównie grałem wolno dlatego, że znałem straszliwą moc Jaxa w tej grze i jako nowicjusz próbowałem cały czas przewidzieć, jakie to straszliwe mega-komba może wykręcić
Bonus (
), długi off-topic: żeby spróbować przekonać tych, którzy twierdzą, że
C&C: Ancients jest czysto losowe, albo czysto abstrakcyjne, dam maksymalnie skrócony opis mej ostatniej partii. - Gracz Brązowy miał linię ciężkiej jazdy w środku i chmarę lekkiej na skrzydle. Gracz Szary - linię lekkiej piechoty w środku (za słabej by zaszkodzić lekkiej jeździe wroga i za wolnej, by uciec ciężkiej) oraz sporo jazdy średniej (za wolnej, by dognać wrogą jazdę lekką i zdecydowanie za słabej, by podjąć walkę z ciężką). Bitwę zaczął gwałtowny atak lekkej jazdy Brązowego na skrzydło piechoty. Był on jednak nieprzygotowany - to jest bez karty do odwrotu na ręku. A w kategoriach klimatycznych: może instrukcje niedokładne, może teren nierozpoznany, może konie niewypoczęte? Jednak ten atak wprowadził zamieszanie i dał Brązowemu inicjatywę. Ale Szary nie przyszedł z odsieczą zagrożonemu skrzydłu, lecz koncentrował jazdę do uderzenia (by maksymalnie wykorzystać karty, jakie dostał - czyli, mówiąc klimatycznie, wódz posłał atakowanemu skrzydu tylko wsparcie moralne, a sam poświęcał cały czas na przygotowanie jednej wielkiej szarży). Kiedy w końcu ona nastąpiła (a odwrót lekkiej jazdy Brązowego nie następował nie tylko z uwagi na brak kart, ale też czekanie na dociągnięcie takiej, która umożliwi ruch wszystkim oddziałom na raz - co dokładnie odpowiada błędom tych wodzów, którzy tracili czas chcąc wszystko przygotować zbyt perfekcyjnie), Brązowy został otoczony. W walce kawaleryjskiej, która się wywiązała, Szary rzucał jako pierwszy 12 kośćmi, przy czym na każdej aż połowa wyników miała dramatyczny skutek dla Brązowego - podczas gdy Brązowy też 12 (o ile by wszystkie jego oddziały przetrwały), ale tylko jeden - dwa wyniki na każdej kości były dla Szarego groźne. I lekka jazda Brązowego została unicestwiona. W drugiej fazie z kolei Szary chciał wykorzystać sytuację - zanim ciężka jazda Brązowego zdążyła się przegrupować - i natarł swą grupą średniej jazdy na rozproszone oddziały na flance wroga. Ale wyjątkowo śmiały dowódca wroga na prawym skrzydle (karta) przypuścił morderczy kontratak. Ta kontratakująca grupa była niewielka przez brak uprzedniego zorganizowania szyku (brak zaangażowania dowództwa, czyli w kategoriach mechanicznych niedostateczna ilość kart zagrywanych dla zgrupowania wojsk), ale i tak kontrakatak wystarczył, by rozbić większość jazdy Szarego, czyli jego główną siłę uderzeniową. Gdyby bitwa trwała dużo dłużej, główna masa ciężkiej jazdy Brązowego po prostu rozjechałaby piechotę Szarego. Ale wykorzystując fakt, że na ten moment straty Brązowego były znacznie wyższe, Szary ostatkiem sił otoczył i zlikwidował ten bohaterski oddział ciężkiej jazdy wroga, który tak mu dopiekł. Strata kolejnego oddziału, i na dodatek śmierć jednego z wodzów, załamały armię Brązowego i Szary wygrał bitwę. - Mam nadzieję, że z tego opisu widać wyraźnie, że walka była bardzo klimatyczna i dramatyczna. W żadnym też momencie los nie zadecydował - gdyby np. Brązowy miał więcej szczęścia na początku, po prostu trochę bardziej uszczupliłby piechotę Szarego na skrzydle, ale ona i tak miała tylko wycofywać się dając Szaremu czas na przygotowanie kontry. To niezabezpieczenie odwrotu i brak wsparcia przesądziły o klęsce lekkiej jazdy Brązowego. A Szary wyciął jego atakującą jazdę nie dlatego, że miał mega farta, ale ponieważ doprowadził do sytuacji, w której rzucał masą kości, a dzięki właściwemu ustawieniu oddziałów niemal każdy wynik musiał być dla przeciwnika zgubny. Co do kart, obie strony miały porównywalne szczęście / pecha - zresztą u Szarego w tej bitwie ręka liczyła zawsze tylko czetry karty, a u Brązowego sześć. Decydowało właściwe wyczucie momentu użycia kart, oraz wiedza, kiedy poświęcić czas (i część wojska) dla lepszego przygotowania ataku. Jeśli to nie jest klimatyczne i realistyczne, to nie wiem, co jest...
Oczywiście, jak w każdej grze z kośćmi i kartami można się uskarżać na los...