Dzięki za podpowiedzi w temacie metalików, widzę, że po prostu trzeba będzie przetestować różne opcje i sprawdzić, która najbardziej mi podpasuje. Farby Colorshift mam już na oku od jakiegoś czasu, ale póki co stopniowo dokonuję zakupów innych, bardziej podstawowych materiałów i farbek, ale i na nie w końcu przyjdzie pora;)
W międzyczasie udało mi się pomalować kolejny treningowy model. Tym razem na warsztat poszło coś znacznie większego - mierząca dobre 12cm figurka króla z Kingdom Death (wyprodukowana przez przyjaciół w Chinach...). Łatwo nie było... Mówiąc szczerze, kilka razy w trakcie malowania miałem już ochotę wyrzucić model do śmieci i dać sobie spokój z malowaniem tej figurki. Dlaczego?
- Na dobry początek, choć umyłem i wyczyściłem model jak zawsze, to jednak podkład i farbki za nic nie chciały się trzymać powierzchni i jej pokrywać.
- Okazało się, że większe wcale nie znaczy lepsze - przyznam, że mniejsze figurki malowało mi się znacznie przyjemniej. Tutaj wszystko trwa znaaacznie dłużej, trzeba się namachać pędzlem, zużyć mnóstwo podkładu, farby, lakieru...
- Chiński recast niestety był dosyć słabej jakości, przez co brakowało wielu detali - łańcuszki pojawiają się i znikają, szaty mają dziwne dziury i nierówności, dzieci są bezkształtnymi glutami itd.
- Model posiadał sporo widocznych, ale trudno dostępnych miejsc. Co ja się nagimnastykowałem, aby pomalować niektóre powierzchnie, jednocześnie nie hacząc pędzelkiem o wcześniej pomalowane miejsca...
- Nie obyło się oczywiście bez problemów technicznych, w pewnym momencie mój pierwszy pędzelek (Citadel Starter) dokonał swojego żywota, w jednej chwili rozłażąc się na cztery różne strony świata. Wina najpewniej leżała po mojej stronie (za głęboko zanurzyłem pędzelek w farbie) ale i tak bolało...
- ...Więc trzeba było zamówić nowe pędzelki. Ale po co brać modele sprawdzone i polecane przez innych? Wezmę coś tańszego, w końcu szkoda wydawać tyle piniążków, będąc początkującym. Więc poszło zamówienie na Kolinsky Sable od Vallejo i Italeri. O ile ten pierwszy jeszcze jakoś dawał radę, tak Italeri... Kompletna porażka! Nie wiem, czy to ja trafiłem na taki wybitny model, czy to standard, ale już przed pierwszym malowaniem włoski sterczały mu na różne strony. No ale nic, spróbuję... Pierwsze maźnięcie farbą po figurce i oto wraz z farbą zostaje na niej część włosów z pędzelka.
Nigdy więcej!
- Finalnie udało się jednak w miarę kontynuować malowanie pędzelkiem od Vallejo i wszystko poszłoby już jak z płatka, ale nie! (Tu brawa dla mnie) Bo oto szczególnie uzdolniony Mateusz postanowił wylać na siebie cały słoiczek washa... Aghhhrry!
Nie było to przyjemne uczucie, oj nie było...
- I finalnie jeszcze jeden mądry pomysł przetestowany na figurce: Gdzieś w internetach wyczytałem, że fajnym, tanim i skutecznym materiałem na ozdobienie podstawki może być żwirek dla kota. Po co płacić za "specjalne" kamyczki, skoro można poprosić znajomą o użyczenie woreczka żwirku? Trochę kleju na podstawkę, posypać żwirkiem, pokryć podkładem i.... dramat gotowy. Bo oto żwirek zaczął cały pękać (podejrzewam, że na wskutek pochłonięcia wody z podkładu), odpadać i sypać się na całą figurkę, i tak przez cały czas malowania...
Finalnie jednak sporo się nauczyłem malując ten model. Na tę chwilę największy problem mam z użyciem washa (mam wrażenie, że mocno on brudzi i paćka całą figurkę, często spływa i gromadzi się nie tam gdzie powinien) oraz robieniem przejść kolorów (jak rozwodnię farbę zbyt mocno to zaczyna ona mi spływać po modelu, gdy zrobię ją zbyt gęstą, przejścia wychodzą zbyt ostre...). Ale i tak nie jest chyba źle. Ostateczny efekt malowania poniżej: