koloX pisze:
Czyli podsumowując siła Puerto leży w bardzo fajnie rozwiązanej interakcji. Niby zwykłe euro. Ale planujesz jak na wojnie. Natomiast Cuba to zwykła eurogra. Niby coś tam jest podobne do Puerto ale tak naprawdę to nic ciekawego (może poza parlamentem)
Dobrze powiedziane. Wczoraj zagrałem w końcu w Cubę (w 3 osoby) i, moim zdaniem, daleko jej do Puerto. Kilka moich przemyśleń na temat wybranych zagadnień w obu grach:
- wspomniany przez Ciebie poziom interakcji - w Puerto jest o wiele większy. W Cubie oczywiście coś tam się kombinuje, patrząc na innych, ale nie miałem poczucia, że to taka walka na noże. Ot, starałem się wysyłać towary na statki, żeby innym zablokować miejsca wysoko punktowane i starałem się przewidywać, jakie ustawy będą chcieli brać i jakie mi pasują (i ewentualnie wprowadzać takie, jeśli wygrałem głosowanie). I to chyba tyle walki z innymi graczami, bo o budynki żadnej walki nie zauważyłem. W Puerto jest walka na każdym kroku. O role, o budynki, o wysyłkę na statki, o sprzedaż, o wydłużanie/skracanie gry,
- budynki - słyszałem o Cubie, że jest w niej dużo budynków i na początku to trudno ogarnąć. Tymczasem okazało się (może to kwestia mojego doświadczenia planszówkowego), że tych budynków jest dużo, ale tylko liczebnie, bo są bardzo do siebie podobne. W zasadzie jest ich kilka rodzajów. Do tego, ponieważ gracze zbudowali 3-4 na całą grę, nie widziałem w zasadzie w ogóle walki o nie. Dodatkowo, ich ceny są bardzo podobne (3-4 surowce w różnych kombinacjach, jak dobrze pamiętam), więc praktycznie od początku wszystkie budynki są dostępne. Natomiast Puerto jest bardzo oparte na budynkach. Przede wszystkim bez budynków trudno cokolwiek wyprodukować (poza kukurydzą). Poza tym budynków buduje się naprawdę całkiem dużo i one bardzo wpływają na strategię i sposób gry danego gracza. Inaczej mówiąc, działanie budynków w Puerto jest naprawdę ciekawe. Ich ceny są różnorodne, ich działanie ma różną moc w zależności od tego, czy to początek, środek, czy koniec gry. No i mamy duże budynki bonusowe. W Cubie działanie budynków jest bardzo sztampowe, ot, weź dwie kosteczki tego, wymień produkt na towar, wyślij coś na statek, otrzymujesz 2 PZ itd.,
- strategiczność - tutaj znowu widzę dużą przewagę Puerto nad Cubą. W Puerto cała zabawa to rozkręcanie i realizowanie przyjętej (i modyfikowanej) strategii, z ciągłym braniem pod uwagę strategii i działań innych graczy. Jakie dobra produkować, patrząc na innych graczy? Czy bardziej iść w budowę, czy wysyłkę? Na które duże budynki się nastawić? Krótko mówiąc, ciągłe kombinowanie i emocje. A w Cubie? 6 rund w których coś tam sobie zbudujemy, coś wyślemy i voila. Owszem, jakieś kombinowanie jest, ale poziom emocji zupełnie nie ten. Moja cała wczorajsza strategia polegała na 3 budynkach. W jedynym produkowałem rum z trzciny cukrowej. W drugim sprzedawałem 1 rum za 6 pesos. W trzecim wymieniałem do 3 jednostek rumu na 2 PZ każdy. Poza tym kupowałem lub produkowałem dobra, które opłacało się wysyłać na statki. I tyle,
- mechanizmy i ich "oddanie rzeczywistości" - tu znowu widzę przewagę Puerto. Żeby produkować, muszę mieć plantacje i budynki, do tego obsadzić je ludźmi. W Cubie, żeby produkować muszę postawić człowieka i zrobić skrzyżowane linie pól, które produkują - strasznie to sztuczne. Idziemy dalej - statki. W Puerto każdy z trzech statków przyjmie jeden towar i odpłynie po zapełnieniu. W Cubie każdy statek ma określoną liczbę określonych towarów, które przyjmie, i to jest ok. Ale dlaczego te statki się poruszają po dokach i w zależności od tego, w którym doku są, więcej nam płacą (w PZ) za dany towar? Do tego z ostatniego doku odpływają niezależnie od tego, czy są w pełni załadowane, czy nie.
Podsumowując, dla mnie Cuba jest dobrą, ale w sumie tylko dobrą, i dość lekką (jak na moje dzisiejsze standardy) grą ekonomiczną. Miła do zagrania, ale wielkiego kombinowania, ani dużych emocji w niej nie doświadczyłem. A Puerto to mistrzostwo świata w eurograch ekonomicznych. Głęboka, strategiczna, pełna emocji. Zresztą, preferencje graczy na BGG (miejsce obu gier w rankingu) zdają się potwierdzać moje odczucia. A to, że obie gry są do siebie porównywane, wynika chyba głównie z tematu. Do tego zupełnie nie rozumiem opinii, że PR jest łatwiejsze na dzień dobry, a Cuba jest pod tym względem trudna. Ja bym powiedział, że jest zupełnie na odwrót.