Ja, drodzy towarzysze broni, wciąż mam pod górkę z wtorkowymi spotkaniami ale braki nadrabiałem ostatnimi czasy suplementując sobie niedostatki planszowe za pomocą gry komputerowej Hearts of Iron IV. Dawno nie grałem i po ostatniej dużej aktualizacji szukałem inspiracji do mojego projektu planszowego o wojnie na Pacyfiku, który to projekt dość powolnie się ostatnio rozwija. Postanowiłem ambitnie, że na początek zagram Brazylią i podbiję nią wszystkie kraje obu Ameryk. Okazało się, że jest to trudniejsze niż w poprzednich wersjach HoI i musiałem się sporo nagimnastykować. Dopiero za siódmym razem udało się zrealizować ten cel główny, niestety ogromnym kosztem zasobów ludzkich. Brazylię popchnąłem ku ideologii faszystowskiej, by łatwiej wywoływać wojny, założyłem nową frakcję z Wenezuelą, która też była faszystowska. I tak po wielu latach wojen USA padło w roku bodajże w 1948 roku i na mapie świata z Aliantów pozostała tylko Wielka Brytania ogołocona przez Japonię i Włochy ze wszystkich kolonii.
Żeby was nie zanudzać detalami to przejdę do wniosków: najistotniejsze w wojnie jest zaplecze logistyczne i wydajność gospodarki. Dobitnie pokazała mi to wojna z Kolumbią. Andyjska Otchłań
pogrążyła mnie w pierwszych próbach - okopane wojsko kolumbijskie w terenie górzystym broniło się tak dzielnie, że ja pomimo 10-krotnej przewagi liczebnej i totalnego panowania w powietrzu, nie mogłem się przebić i po około pół roku walk utraciłem około 1,6 mln żołnierzy a przeciwnik niewiele ponad 100 tys. Po prostu koszmar.
Drugi wniosek jest taki, że Rzesza w tych siedmiu próbach zawsze pokonywała ZSRR. A to trochę dziwne, w poprzednich wersjach gry około 30-40% rozgrywek kończyło się kapitulacją ZSRR. A teraz Rzesza zajmuje Eurazję, Japonia bierze Chiny, Indie, Australię, Oceanię a Włochy mozolnie zagarniają Afrykę. I kończy się na tym że USA przypływa do Europy/Afryki i razem z Brytyjczykami zwijają imprezę faszystowską. Jak zająłem USA i Kanadę, to świat zamarł w impasie - desanty z obu stron były natychmiast tłumione, bo stosunek sił desantowych do czyhających dywizji wroga był znikomy. Dlatego też najpierw zająłem neutralną Irlandię aby mieć przyczółek do dalszej inwazji.
Próbowałem zmusić Churchilla do kapitulacji zrzucając bombkę na Londyn.
A Churchill w odpowiedzi rozkazał zbudować bunkry oraz działa AA w każdej dzielnicy. Zrzuciłem na tę upartą wyspę w sumie 13 bomb atomowych, moje samoloty z baz i lotniskowców zatapiały każdy okręt, który ledwo wyszedł ze stoczni, każdy konwój był zatopiony przez moje okręty podwodne, naloty dywanowe moich bombowców odrzutowych leciały aż z Wysp Kanaryjskich, taki miały zasięg. A Churchill nic, tylko palił i pił, i wymyślał jakieś górnolotne teksty.
Niestety bomby atomowe są w tej grze bardzo osłabione, ponoć celowo, by nie był to warunek wystarczający do zwycięstwa. Bomba niszczy infrastrukturę i fabryki w danej prowincji ale nie zabija mieszkańców! Obniża poparcie mieszkańców dla kontynuowania wojny i zmusza kraje pomniejsze do kapitulacji, gdy choć część terenów jest zajęta przez wroga. Ale główne kraje konfliktu się tak nie poddają niestety. Dziwne rozwiązanie, zwłaszcza, że do zrzucenia bomby trzeba mieć minimum 75% panowania powietrznego w danym rejonie i bombowce strategiczne w zasięgu, a to nie jest łatwe.
No to nadszedł czas krwawych inwazji... Oto plan inwazji (od północy desant morski dwiema armiami po 24 dywizje, od zachodu jedna armia desantowa, ale najpierw samobójczy zrzut spadochronowy na centrum w celu odcięcia posiłków z południa):
Dopiero za trzecim razem udało się utrzymać przyczółek w Szkocji, po uprzednim zajęciu Irlandii.
Po kilku miesiącach do inwazji dołączyła się Rzesza od wschodu i Włosi od południa, Włosi zajęli Londyn i 30 września 1952 roku, po kapitulacji Wielkiej Brytanii, II wojna światowa się skończyła. Pokój w tym faszystowskim świecie trzech frakcji (Japonia miała swoją oddzielną frakcję azjatycką) trwał zaledwie pół roku, bo Niemcy, mający około 1000 wystawionych dywizji, przy moich 250 dywizjach i braku rezerw ludzkich, chętnie mnie zaatakowały, co na tym etapie spowodowało, że zakończyłem grę, bo i tak się strasznie umęczyłem mym celem pierwotnym uzyskania przestrzeni życiowej na północy
Ogólnie polecam grę, choć ma kilka niedociągnięć, niektórych mocno wkurzających. No i głównymi nacjami to się raczej z kompem wygra bez problemu, ale można zagrać wersję ahistoryczną, z "boostowaniem" wybranych krajów.