Zwykle co pół roku odświeżałem swoją topkę. No i jakoś się tak zeszło, że od ostatniej publikacji minął prawie... Rok! Byłem zaskoczony, że tak szybko zleciało. I tym razem – po raz pierwszy od ostatnich trzech publikacji mojej „listy wszech czasów”, nie użyłem narzędzia od Pub Meeple. Stwierdziłem, że podejmę się tego samodzielnie, rozważając dokładnie swój wybór i starając się sensownie go uargumentować. Są drobne przetasowania, pojawiło się kilka zaskakujących nowości i kilka starych tytułów stabilnie zachowało swoją pozycję. No więc na dzień dzisiejszy, czyli
02 stycznia 2020, moja topka wszech czasów wygląda następująco:
1. ZAMKI SZALONEGO KRÓLA LUDWIKA – Wiem, jestem nudny. Zawsze ZSKL na pierwszym miejscu. Od wielu lat bez zmian. Zawsze ten sam schemat: Ściągam z półki, gram, zachwyt, genialne, w nic przyjemniejszego, a jednocześnie bardziej satysfakcjonującego nie grałem. Gra trafia na jakiś czas na półkę. Później chce sprawdzić, czy nadal zasługuje na pierwsze miejsce w rankingu --> Ściągam z półki, gram, zachwyt, genialne, w nic przyjemniejszego, a jednocześnie bardziej satysfakcjonującego nie grałem. Najlepsza gra kafelkowa na świecie, z najlepiej wymyśloną licytacją ever i najwyżej oceniona przeze mnie gra na BGG.
2. LORENZO IL MAGNIFICO – Idealny stosunek ilości zasad do możdżenia. Euro z cudowną wręcz mechaniką. Draft kości, dice placement, engine buliding i kręcenie mini kombosików. Nawet nie przeszkadza mi spora abstrakcja i koszmarna oprawa wizualna autorstwa Klemensa Franza. Schemat podobny do Zamków i zawsze po rozgrywce stwierdzam, że ta gra jest wybitna.
3. THE GODFATHER: IMPERIUM CORLEONE – Od kilku miesięcy na pierwszym miejscu w wątku „Gra Miesiąca” i w grudniu nie została „grą miesiąca” tylko dlatego, że nie udało się w nią zagrać. Ideał jeżeli chodzi o ilość zasad! Mega prosta w tłumaczeniu, a jednocześnie duża głębia. Moje partie są zawsze emocjonujące i dostarczają od groma rozrywki w najlepszym tego słowa rozumieniu. Tytuł pnie się w górę i nie wiem, czy nie skończy na pierwszym miejscu. Nie mogę się doczekać kolejnej partii!
4. TERRAFORMACJA MARSA – Kocham miłością absolutną. Rozgrywka pożera mnóstwo czasu, więc mam coraz mniej okazji żeby w to cudo zagrać. Jak tylko nadarza się okazja, to cieszę się jak dziecko. Mam super frajdę jak gram w TM, nawet jeżeli ciągnę się w ogonie punktowym.
5. CRY HAVOC (z dodatkiem Aftermath!) - Miłość. Genialny tytuł jakby uszyty pode mnie. Jedyne area control, które wielbię. Akcje napędzane kartami, lekki deckbuliding, spora asymetria, mnóstwo możdżenia i ciekawych decyzji. Strasznie podoba mi się mechanika walki i aż dziwne, że tyle znakomitych pomysłów nie zostało nigdzie wykorzystanych. (chociaż Lang próbował skopiować co nieco w Rising Sun) Wielka szkoda, że gra się nie przyjęła. Ma spory próg wejścia i wymaga od graczy stałej ekipy i dużego ogrania, ale to jest bestia, która za każdym razem generuje zaskakujące sytuacje na planszy.
6. GUGONG – Uwielbiam składać mini comba. Uwielbiam jak uda mi się wymyślić najbardziej optymalne zagranie i przepchnąć jakiś szczwany plan. Gugong daje takie możliwości. Rozgrywka jest super taktyczna, ale ja uważam to za jej największą zaletę. Mega fajna łamigłówka na planszy, bardzo satysfakcjonująca.
7. CUBA – Bardzo dawno nie grałem. Ale jak gram, to zawsze świetnie się bawię. To trochę abstrakcyjne momentami euro, które jest jednocześnie super klimatyczne. Świetnie zaprojektowany, działający rynek (popyt i ilość towarów na rynku ma wpływ na cenę), który moim zdaniem jest niedoścignionym wzorcem (pomysł skopiowany był później np. w Klanach Kaledonii) Rarytasik pachnący rumem i cygarami.
8. RAJAS OF THE GANGES – Kolejna gra obok Gugong, w której można wykręcać minikomba! Nie tak satysfakcjonująca i nie tak wymagająca uwagi jak Gugong, przez co dużo luźniejsza, ale jednocześnie nie tak stresująca. Łączy moje dwa ulubione gatunki – worker placement i tile placement – w najlepszy możliwy sposób.
9. LORDS OF WATERDEEP – Gra, która nigdy nie opuści tej topki. Nigdy! To jest worker placement, który sprawia mi totalną radochę. Uwielbiam tą grę również za to, że rozgrywa się w świecie Forgotten Realms. Przeżyłem niezliczoną ilość sesji w D&D, zwiedziłem Wybrzeże Mieczy wzdłuż i wszerz, zagrywałem się w Balur’s Gate i zaczytywałem w wydawanych masowo książkach. Można grać w to jak w suche euro, tylko po co? Tam na kartach jest genialny flavour tekst!
10. PODWODNE MIASTA – Nowość na liście (i na półce), która ma szansę być jeszcze wyżej. Uwielbiam gry ze sprytnym wykorzystaniem kart. Za każdym razem zachwycam się jak dobrze ta gra jest wymyślona. Emocjonująca, ciasna, momentami frustrująca, a jednocześnie dająca mnóstwo satysfakcji, jak uda się coś zrobić z planem. Nie potrafię w to grać, zawsze ciągnę się w ogonie punktowym, ale jednocześnie - bardzo chcę się nauczyć grać dobrze i... Częściej.
Czekam na dodatek!
No i tak to się zapina. Ech... Z Topki po raz kolejny wypadły dobre, wręcz wybitne tytuły, ale co robić, jak miejsc jest tytko dziesięć, a dobrych gier setki?
P.S. Dla porównania poprzednio opublikowana lista: