Od dziś mam to cudo w łapkach i tak:
- niemiecki nie przeszkadza, bo po zapoznaniu się z działaniem kart wystarczają piktogramy (są logiczne i spójne)
- wykonanie - jakość Ravensburgera, nie ma się do czego przyczepić...
- może z wyjątkiem maleńkich kart (chyba rozmiarów tych z Sanssouci), ale z drugiej strony dzięki temu gra nie zajmuje hektarów
- zagrałem solo na próbę, ale solo nie z (niezrozumiałego dla mnie i bełkotliwego) wariantu BGG, ale po prostu jakbym grał li tylko na 1 gracza, bez pośpiechu, ot składając sobie talię i...
- ta gra wymaga drugiego gracza żeby mieć się z kim ścigać i... żeby miał kto kupować karty/mieć się z kim o nie ścigać. To w sumie ciekawe, ale podobnie ma Dominion - kupowanie kart i ich zagrywanie to w większości pasjans, ale granie samemu nie ma sensu
- to pierwsza gra Knizii jaką znam, która nie ma mechanizmu kończenia gry niezależnie od poczynań graczy - tu można np. by było kręcić się w kółko w nieskończoność (tak, to by było debilne, ale można). Wszystkie inne gry Reinera jakie znam, nawet jeśli gracze wykonują najgłupsze na świecie ruchy prędzej czy później się skończą. Ta nie.
- najbliższe skojarzenie mam z Wiertłami (skałaminerałami) - lekkie składanie talii, dość niewielkiej dodajmy (max 1 karta kupiona na turę, a i to niepewne); jest lekko i familijnie, ale podoba mi się, że mamy spore możliwości grzebania w talii (polami na planszy z tym, że opóźnia to nas!)
- myk z ,,rynkiem kart" jest pomysłowy i ciekawy. Chcę sprawdzić jak działa przy współzawodnictwie.
- Jedyne co mnie irytuje w mechanice, to ,,przeszkody" - losowe kafelki utrudniające przebicie się z jednej planszy na drugą.
Mam nadzieję, ze w tym tygodniu zagram we 3 i będę mógł zdać pełną relację.