Lothrain pisze: ↑04 kwie 2019, 22:35Z jednej strony masz rację Kwiatosz, ale oni to tłukli w Stanach na każdym konwencie na potęgę, to był szał. Wszyscy w to rżnęli.
I tylko o to chodzi. Mam wrażenie, że "geekowie" czasem zapominają, jaką funkcję pełnią gry planszowe - tą funkcją jest bawić. W przypadku literatury, kina, innych dziedzin sztuki można się doszukiwać celów wyższych: artystycznych, edukacyjnych, ideowych. Ale planszówka? Jeśli na konwencie w Stanach więcej ludzi rżnie w
The Mind niż w
Brassa, to znaczy, że
The Mind lepiej wypełnia funkcję, dla jakiej w ogóle tworzy się i produkuje te zabawki z kartonu, drewna i plastiku. A skoro tę funkcję wypełnia lepiej, to z czysto utylitarystycznego punktu widzenia jest grą od
Brassa lepszą. Tak, wiem, toż to niemal herezja!
Niestety, tak zwani "ograni" gracze mają tendencję (zrozumiałą, ale czy uprawnioną?) nadawać tym planszówkom jakąś funkcję dodatkową, zgodną z ich osobistymi potrzebami i preferencjami. Że na przykład dobra planszówka musi być innowacyjna. A niby dlaczego musi? Otóż to bardzo proste - bo jest grupa zblazowanych graczy, którzy wszystko już widzieli i we wszystko już zagrali, żeby więc ta podstawowa funkcja planszówki wciąż była właściwie wypełniania (czyt.: by bawiła), to musi mieć coś nowego, ekscytującego, niespotykanego. (A tymczasem większość świata... przepraszam, ci głupi Amerykanie wciąż się nieźle bawią przy
The Mind). Najlepiej jeszcze, żeby to była gra ciężka, angażująca wszystkie szare komórki i któż wie, co jeszcze. Z tego się później rodzą jakieś tajemnicze i niepoznane systemy oceny, gdzie innowacyjność zapewnia X punktów, mózgożerność Y i tak dalej, i tak dalej. Wszystkie te procesy toczą się w jakichś ciemnych zakamarkach internetów, gdzie nikt normalny nie zajrzy, bo się przestraszy (a przecież lepiej sobie zagrać w
The Mind). Następuje tam fascynująca wymiana myśli między planszowymi autorytetami i ich adeptami, systemy oceny są dopracowywane, miarki przykładane, równania rozwiązywane, całki obliczane, pierwiastki wyciągane, i z tego wychodzi czarno na białym, że gra X powinna wygrać. Albo chociaż Y. Okej, może być też Z albo w sumie dowolna inna, byleby współczynnik geekowatości się zgadzał!
A plebiscyt wygrywa
The Mind. Jezus Maria, jak to możliwe?! To nie tak miało być!
A może wygrało dlatego, że się ludzie przy tym świetnie bawili i uznali, że tylko z tego powodu jest do gra wystarczająco dobra, by na nią zagłosować? Może zagrało w nią mnóstwo ludzi, bo jest krótka, bo ma banalne zasady, bo można wyciągnąć gdziekolwiek i zagrać z kimś, kto nigdy planszówki nie widział na oczy? Zapewne dokładnie tak było, choć przerobimy tu wszystkie możliwe teorie, te bardziej i mniej spiskowe też, zanim komukolwiek przejdzie to choćby przez myśl. I jeszcze się @bogas dziwi, że mnie to bawi. A to przecież JEST śmieszne - wystarczy na moment wyjść ze swojej planszowej skorupki i spojrzeć na całą sprawę z boku, żeby to dostrzec.