Re: Gra miesiąca - październik 2019
: 04 lis 2019, 11:43
Październik był u mnie bardzo nierówny. Początek miesiąca to praktycznie tylko przymusowa abstynencja, która pięknie została statystycznie wyrównana pod koniec miesiąca wyjazdem na Essen Spiel. W ostatecznym rozrachunku wyszło dobrze, czyli średnio jedna rozgrywka dziennie (30 rozgrywek w 19 tytułów).
A jako, że było Essen pojawiło się też trochę Essenowości:
Glen Moore II (+/-) - Na pewno dużo ładniej wykonana gra w porównaniu z pierwowzorem. Niestety nie usprawiedliwia to w moim mniemaniu ceny, która jest nieco z kosmosu. Odczucia płynące z gry niewiele się różnią od pierwszej części. Graliśmy w 3 osoby i wszyscy mieliśmy wrażenie, że gra się zdecydowanie za długo ciągnie jak na to, co sobą oferuje. Na półkę nie trafi. Jeśli już, wolałbym się rozejrzeć za pierwszą częścią.
Ishtar (-) - Wydawca postarał się zrobić wiele, by gra wydawała się klimatyczna, z LEDowymi zniczami udającymi świeczki na stolikach włącznie. W naszym mniemaniu nie bardzo mu to wyszło. Do tego o ile drewienka całkiem ładne, to już np. jakość wykonania planszy pozostawiała sporo do życzenia (plansza złożona z kilku dużych sześciokątnych modułów, które notorycznie rozjeżdżały się na stole). Brak w grze bardziej złożonych wyborów. Ogólnie mnie gra znudziła doszczętnie, acz w grupie pojawiło się votum separatum (od zagorzałej zwolenniczki Carcassone'a). Dla mnie tytuł zdecydowanie do odpuszczenia.
Kingdom of Middag (++) - Podczas pobytu na targach większość czasu starałem się przeznaczyć na poznanie gier, które mają raczej niewielkie szanse na ukazanie się w Polsce. I stąd dotarłem między innymi do tajwańskich stoisk. Co prawda wiodła mnie tam głównie Formosa Tea, której poznać się nie udało (w czwartek o 11:00 była sold out i pan sprzątał właśnie egzemplarz pokazowy ze stołu, bo po co demonstrować coś czego i tak już się nie da kupić), ale w to miejsce poznaliśmy właśnie Kingdom of Middag. W sumie bardzo proste Euro o wymianie zasobów na PZ (ciężkością porównywalne do np. Epoki Kamienia), małe, dość szybkie, i bardzo przyjemne. Reguły dość family-friendly (skoro jest remis przy rozpatrywaniu przewag, to wszyscy punktują górną wartość itp), więc gra spokojnie nada się do grania z ludźmi mniej ogranymi (każdy jakieś tam punkty wyskrobie), a jak ktoś lubi przeliczać i optymalizować, to też chociaż trochę pogłówkuje. Wykonanie niestety dość budżetowe (po wypraśnięciu z wyprasek bez kleju się nie obędzie), ale odczucia na tyle przyjemne, że gra wylądowała w naszej torbie i już zdążyła kilkukrotnie pojawić się na stole. Trochę żałuję, że nie przyjrzałem się bliżej dwóm pozostałym grom tego wydawnictwa...
Naga Raja (+/-) - Tytuł chyba wydany już u nas, ale mi dane go było poznać właśnie na Essen. W sumie przyjemna dwuosobówka, którą jednak trochę zabija zbyt duża jak dla mnie losowość (losowy dociąg kart, losowe rzuty kostkami, na które nie mamy za wielkiego wpływu, losowy układ kafelków, który przy pewnej dozie pecha może spowodować natychmiastową przegraną. Ogólnie zagrać - zagram, ale znam wiele przyjemniejszych dwuosobówek do położenia na stole.
Nova Luna (+++) - Jeżeli ktoś lubi Patchworka (a kto nie lubi?) to gra stanowi zakup obowiązkowy. Podobny ciężar i przebieg rozgrywki i do tego chodzi zgrabnie na 2 do 4 osób (Podobno solo też, ale nie próbowałem). Teoretycznie jest to pasjans, w którym jedyna interakcja między graczami polega na podebraniu tego upatrzonego kafelka (znane z Patchworka?), ale podebranie tegoż może być niekiedy bardzo bolesne. Gra nieco bardziej losowa od pierwowzoru (w patchworku wszystkie dostępne kafelki mamy od razu wyłożone, tutaj losujemy ich pewien podzbiór i nie wiemy jakie kafle wyjdą po uzupełnieniu displaya), co niestety może czasem namieszać w naszych planach. Ale wzbudza chęć "jeszcze jednej partii" i oczywiście po ograniu trafiła do naszej torby. Jak znam życie pewnie ktoś to w Polsce wyda, bo gra naprawdę zacna, a jednocześnie nie jest koszmarnie droga.
Pharaon (++) - trochę większe i cięższe od Kingdom of Middag euro w klimatach około starożytno-egipskich. Na duży plus zasługuje wykonanie, zarówno pod kątem jakości, jak też samego wyglądu gry. Oczywiście standardowe przetwarzanie zasobów na punkty. Gramy 5 rund. Na początku każdej rundy dostajemy trochę zasobów i wykonujemy akcje póki nam tych zasobów wystarczy. Akcje są dość proste (wymień zasoby na inne zasoby / punkty zwycięstwa). Ciekawym twistem jest opłata za samo prawo do wykonania akcji oddzielnie od kosztu samej akcji. Jednak jeżeli ten sam zasób występuje w "opłacie za wejście" oraz w koszcie samej akcji nie musimy go oddawać podwójnie. A że koszt wejścia co rundę jest inny, niektóre akcje w danej rundzie będą bardziej popularne od innych. Dodatkowym mykiem jest niewielki przychód dla osób, które wcześniej spasują, zależnie od tego, jak długo inni będą jeszcze rozgrywać swoje akcje. Wrażenia z rozgrywki na tyle dobre, że gra została zakupiona.
Queen of Hansa (+) - Lekka i przyjemna karcianeczka od japońskiego wydawnictwa. Zdobywamy karty ze wspólnej wystawki i zagrywamy je w sposób albo przynoszący nam punkty w trakcie rozgrywki, albo na koniec gry. Jest troszkę kombinowania. Są cztery kolory kart, w których staramy się zdobywać przewagi. Dodatkowo w ciągu gry sami ustalamy "wartość" danego koloru. W efekcie staramy sie albo mieć przewage w dużo wartym kolorze, albo podnosić na maksa wartość koloru, w którym już tą przewagę mamy. Do tego dochodzi jeszcze małe set collection i powstaje ogromna sałatka punktowa, w której wyniki powyżej 200 pkt jakoś szczególnie wrażenia nie robią. Ostatecznie gra nie została zakupiona, ale pewnie gdyby była nieco tańsza, to bym się skusił...
Trial of temples (-/+) - Kolejny poznany Made in Taiwan - tym razem od Emperor S4 (znanego u nas choćby z Rotundy). Dotychczas najczęściej grałem w gry, gdzie albo to kto jest pierwszym graczem nie ma zbyt dużego znaczenia, albo ma znaczenie fundamentalne i każdy tym pierwszym graczem chce być. W tej grze każdy chce być ostatnim graczem, bo to on ma największy wpływ na to kto i jakie zasoby otrzyma na początku danej rundy. W grze zaciekawił mnie właśnie dość nietypowy mechanizm zdobywania zasobów - mogę zdobyć sporo, ale przeciwnik też zdobędzie sporo. Mogę ograniczyć przychód przeciwnika, ale jednocześnie ograniczę swój przychód. Natomiast ostatni gracz na ogół wie jakie zasoby dostanie on i pozostaje mu dość radosna decyzja, który z współgraczy dostanie więcej, a który mniej... Niestety to pozyskiwanie zasobów to jedyna ciekawa część gry. Im dalej w rundę tym nudniej. I nawet ładne plastikowe kryształki i kosteczki nie poprawiają samopoczucia. Gra do zagrania, ale nie do kupienia
Century - Korzenny szlak (+) - Gra ma już parę lat, ale jakoś omijała mnie szerokim łukiem i udało się zagrać dopiero teraz, w oczekiwaniu na rozgrywkę w inną część trylogii, czyli Nowy Świat. Przyjemne i lekkie budowanie silniczka, chyba ciekawsze od porównywanego do tej pozycji Splendoru. Partii nie odmówię, acz raczej nie będę sam proponował.
Century - Nowy Świat (-/+) - Trzecia gra z trylogii Century. Niestety moim zdaniem najsłabsza z całej trójki. O ile w Korzennym szlaku mogłem próbować tworzyć jakiś własny silniczek w oparciu o posiadane karty, o tyle tutaj praktycznie przez całą rozgrywkę mam poczucie nudnego dreptania w miejscu, bez jakiegokolwiek większego rozwoju i praktycznie powtarzając w kółko te same posunięcia. Zdecydowanie jestem na nie.
Ale że nie samym Essen żyje człowiek - były również inne nowości
Dice Settlers (+) - Chyba po dość entuzjastycznej recenzji Gradania obiecywałem sobie po tej grze więcej, niż mi ona zaoferowała. Nie jest to gra zła, ale jakoś mnie nie uwiodła. Jeśli ktoś zaproponuje, zagram, ale odnoszę wrażenie, że mam na półce sporo bardziej ciekawych gier.
First Class (++) - Znacie to uczucie, gdy przed sobą widzicie 18 kart, z których przynajmniej 12 po prostu musicie mieć, a możecie wziąć dokładnie trzy, o ile przeciwnicy wam na to pozwolą? Podobne uczucia zwykle towarzyszą mi, gdy gram w Lorenzo Il Magnifico. I dokładnie tak jest w First Class. Ogólnie rzecz ujmując jest to praktycznie karciana wersja Rosyjskich Kolei i o ile nie lubię planszówek przerabianych na karcianko-kościanki, o tyle First Class spokojnie daje radę w konkurencji z pierwowzorem. Gra się szybko i dynamicznie. Poczucie krótkiej kołderki jest spore. Efekt kuli śnieżnej nieco mniejszy niż w RR, ale podobnie punkty zdobywane w kolejnych rundach narastają bardzo wyraźnie powodując wyraźne poczucie rozwoju. Zdecydowanie bardzo udany nabytek MatHandlowy.
Podwodne Miasta (+++) - Wreszcie udało się zdjąć z półki chyba jedną z trzech najgłośniejszych (obok Blackout HK i Teo...coś tam) gier ubiegłorocznego Essen. To u mnie ostatnia w kolejności ogrania gra z tej trójki i moim zdaniem... bezsprzecznie najlepsza. Nie to, żebym miał coś np. do Blackouta, ale Podwodne Miasta sprawiają mi znacznie więcej frajdy podczas rozgrywki. Wszyscy piszą, że ta gra wcale nie jest podobna do Terraformacji Marsa (bo nie jest), a jednocześnie budzi nie tylko we mnie skojarzenia z tą właśnie pozycją. I to są dobre skojarzenia. Zakładam, że Portal wyda tegoroczny dodatek, bo dobrego nigdy nie za wiele
(Udane) Powroty zdarzyły się jedynie dwa:
Lorenzo Il Magnifoco (+++) - co tu dużo pisać, gra, do której zawsze usiądę z bananem na twarzy
Wysokie napięcie (+++) - W sumie nie wiem, czemu tak rzadko gram w tą grę. A właściwie od teraz już wiem. O ile gra nawet na dwie osoby nie chodzi źle, o tyle przy pięciu graczach tak bardzo rozwija skrzydła (o czym dopiero teraz się przekonałem), że w dwie / trzy osoby chyba nie będę już chciał jej wyjmować na stół.
Poza tym, jak zwykle na stole gościły:
Bruges (+++) - Miesiąc bez Bruges to miesiąc stracony
Downforce / Bolidy (+++) - Wyrasta ma mój ulubiony fillerek
Snowdonia (++) - w dalszym ciągu przeraża mnie ogrom tej gry (w znaczeniu ilości dodatków chociaż do wypróbowania). Póki co jeszcze nie udało się wyjść poza podstawkę
Viticulture (+++) - No bo jak Bruges to musi być i Viti
Podsumowując:
Tytuł Gry miesiąca oraz jednocześnie Nowości miesiąca zdobywają ex aequo: Podwodne miasta w kategorii gier cięższych i Nova Luna w kategorii gier lekkich, łatwych i przyjemnych
Powrotem miesiąca oraz Rozgrywką miesiąca zostaje Wysokie napięcie na 5 osób.
Wydarzenie miesiąca mogło być tylko jedno, czyli Essen Spiel 2019.
A jako, że było Essen pojawiło się też trochę Essenowości:
Glen Moore II (+/-) - Na pewno dużo ładniej wykonana gra w porównaniu z pierwowzorem. Niestety nie usprawiedliwia to w moim mniemaniu ceny, która jest nieco z kosmosu. Odczucia płynące z gry niewiele się różnią od pierwszej części. Graliśmy w 3 osoby i wszyscy mieliśmy wrażenie, że gra się zdecydowanie za długo ciągnie jak na to, co sobą oferuje. Na półkę nie trafi. Jeśli już, wolałbym się rozejrzeć za pierwszą częścią.
Ishtar (-) - Wydawca postarał się zrobić wiele, by gra wydawała się klimatyczna, z LEDowymi zniczami udającymi świeczki na stolikach włącznie. W naszym mniemaniu nie bardzo mu to wyszło. Do tego o ile drewienka całkiem ładne, to już np. jakość wykonania planszy pozostawiała sporo do życzenia (plansza złożona z kilku dużych sześciokątnych modułów, które notorycznie rozjeżdżały się na stole). Brak w grze bardziej złożonych wyborów. Ogólnie mnie gra znudziła doszczętnie, acz w grupie pojawiło się votum separatum (od zagorzałej zwolenniczki Carcassone'a). Dla mnie tytuł zdecydowanie do odpuszczenia.
Kingdom of Middag (++) - Podczas pobytu na targach większość czasu starałem się przeznaczyć na poznanie gier, które mają raczej niewielkie szanse na ukazanie się w Polsce. I stąd dotarłem między innymi do tajwańskich stoisk. Co prawda wiodła mnie tam głównie Formosa Tea, której poznać się nie udało (w czwartek o 11:00 była sold out i pan sprzątał właśnie egzemplarz pokazowy ze stołu, bo po co demonstrować coś czego i tak już się nie da kupić), ale w to miejsce poznaliśmy właśnie Kingdom of Middag. W sumie bardzo proste Euro o wymianie zasobów na PZ (ciężkością porównywalne do np. Epoki Kamienia), małe, dość szybkie, i bardzo przyjemne. Reguły dość family-friendly (skoro jest remis przy rozpatrywaniu przewag, to wszyscy punktują górną wartość itp), więc gra spokojnie nada się do grania z ludźmi mniej ogranymi (każdy jakieś tam punkty wyskrobie), a jak ktoś lubi przeliczać i optymalizować, to też chociaż trochę pogłówkuje. Wykonanie niestety dość budżetowe (po wypraśnięciu z wyprasek bez kleju się nie obędzie), ale odczucia na tyle przyjemne, że gra wylądowała w naszej torbie i już zdążyła kilkukrotnie pojawić się na stole. Trochę żałuję, że nie przyjrzałem się bliżej dwóm pozostałym grom tego wydawnictwa...
Naga Raja (+/-) - Tytuł chyba wydany już u nas, ale mi dane go było poznać właśnie na Essen. W sumie przyjemna dwuosobówka, którą jednak trochę zabija zbyt duża jak dla mnie losowość (losowy dociąg kart, losowe rzuty kostkami, na które nie mamy za wielkiego wpływu, losowy układ kafelków, który przy pewnej dozie pecha może spowodować natychmiastową przegraną. Ogólnie zagrać - zagram, ale znam wiele przyjemniejszych dwuosobówek do położenia na stole.
Nova Luna (+++) - Jeżeli ktoś lubi Patchworka (a kto nie lubi?) to gra stanowi zakup obowiązkowy. Podobny ciężar i przebieg rozgrywki i do tego chodzi zgrabnie na 2 do 4 osób (Podobno solo też, ale nie próbowałem). Teoretycznie jest to pasjans, w którym jedyna interakcja między graczami polega na podebraniu tego upatrzonego kafelka (znane z Patchworka?), ale podebranie tegoż może być niekiedy bardzo bolesne. Gra nieco bardziej losowa od pierwowzoru (w patchworku wszystkie dostępne kafelki mamy od razu wyłożone, tutaj losujemy ich pewien podzbiór i nie wiemy jakie kafle wyjdą po uzupełnieniu displaya), co niestety może czasem namieszać w naszych planach. Ale wzbudza chęć "jeszcze jednej partii" i oczywiście po ograniu trafiła do naszej torby. Jak znam życie pewnie ktoś to w Polsce wyda, bo gra naprawdę zacna, a jednocześnie nie jest koszmarnie droga.
Pharaon (++) - trochę większe i cięższe od Kingdom of Middag euro w klimatach około starożytno-egipskich. Na duży plus zasługuje wykonanie, zarówno pod kątem jakości, jak też samego wyglądu gry. Oczywiście standardowe przetwarzanie zasobów na punkty. Gramy 5 rund. Na początku każdej rundy dostajemy trochę zasobów i wykonujemy akcje póki nam tych zasobów wystarczy. Akcje są dość proste (wymień zasoby na inne zasoby / punkty zwycięstwa). Ciekawym twistem jest opłata za samo prawo do wykonania akcji oddzielnie od kosztu samej akcji. Jednak jeżeli ten sam zasób występuje w "opłacie za wejście" oraz w koszcie samej akcji nie musimy go oddawać podwójnie. A że koszt wejścia co rundę jest inny, niektóre akcje w danej rundzie będą bardziej popularne od innych. Dodatkowym mykiem jest niewielki przychód dla osób, które wcześniej spasują, zależnie od tego, jak długo inni będą jeszcze rozgrywać swoje akcje. Wrażenia z rozgrywki na tyle dobre, że gra została zakupiona.
Queen of Hansa (+) - Lekka i przyjemna karcianeczka od japońskiego wydawnictwa. Zdobywamy karty ze wspólnej wystawki i zagrywamy je w sposób albo przynoszący nam punkty w trakcie rozgrywki, albo na koniec gry. Jest troszkę kombinowania. Są cztery kolory kart, w których staramy się zdobywać przewagi. Dodatkowo w ciągu gry sami ustalamy "wartość" danego koloru. W efekcie staramy sie albo mieć przewage w dużo wartym kolorze, albo podnosić na maksa wartość koloru, w którym już tą przewagę mamy. Do tego dochodzi jeszcze małe set collection i powstaje ogromna sałatka punktowa, w której wyniki powyżej 200 pkt jakoś szczególnie wrażenia nie robią. Ostatecznie gra nie została zakupiona, ale pewnie gdyby była nieco tańsza, to bym się skusił...
Trial of temples (-/+) - Kolejny poznany Made in Taiwan - tym razem od Emperor S4 (znanego u nas choćby z Rotundy). Dotychczas najczęściej grałem w gry, gdzie albo to kto jest pierwszym graczem nie ma zbyt dużego znaczenia, albo ma znaczenie fundamentalne i każdy tym pierwszym graczem chce być. W tej grze każdy chce być ostatnim graczem, bo to on ma największy wpływ na to kto i jakie zasoby otrzyma na początku danej rundy. W grze zaciekawił mnie właśnie dość nietypowy mechanizm zdobywania zasobów - mogę zdobyć sporo, ale przeciwnik też zdobędzie sporo. Mogę ograniczyć przychód przeciwnika, ale jednocześnie ograniczę swój przychód. Natomiast ostatni gracz na ogół wie jakie zasoby dostanie on i pozostaje mu dość radosna decyzja, który z współgraczy dostanie więcej, a który mniej... Niestety to pozyskiwanie zasobów to jedyna ciekawa część gry. Im dalej w rundę tym nudniej. I nawet ładne plastikowe kryształki i kosteczki nie poprawiają samopoczucia. Gra do zagrania, ale nie do kupienia
Century - Korzenny szlak (+) - Gra ma już parę lat, ale jakoś omijała mnie szerokim łukiem i udało się zagrać dopiero teraz, w oczekiwaniu na rozgrywkę w inną część trylogii, czyli Nowy Świat. Przyjemne i lekkie budowanie silniczka, chyba ciekawsze od porównywanego do tej pozycji Splendoru. Partii nie odmówię, acz raczej nie będę sam proponował.
Century - Nowy Świat (-/+) - Trzecia gra z trylogii Century. Niestety moim zdaniem najsłabsza z całej trójki. O ile w Korzennym szlaku mogłem próbować tworzyć jakiś własny silniczek w oparciu o posiadane karty, o tyle tutaj praktycznie przez całą rozgrywkę mam poczucie nudnego dreptania w miejscu, bez jakiegokolwiek większego rozwoju i praktycznie powtarzając w kółko te same posunięcia. Zdecydowanie jestem na nie.
Ale że nie samym Essen żyje człowiek - były również inne nowości
Dice Settlers (+) - Chyba po dość entuzjastycznej recenzji Gradania obiecywałem sobie po tej grze więcej, niż mi ona zaoferowała. Nie jest to gra zła, ale jakoś mnie nie uwiodła. Jeśli ktoś zaproponuje, zagram, ale odnoszę wrażenie, że mam na półce sporo bardziej ciekawych gier.
First Class (++) - Znacie to uczucie, gdy przed sobą widzicie 18 kart, z których przynajmniej 12 po prostu musicie mieć, a możecie wziąć dokładnie trzy, o ile przeciwnicy wam na to pozwolą? Podobne uczucia zwykle towarzyszą mi, gdy gram w Lorenzo Il Magnifico. I dokładnie tak jest w First Class. Ogólnie rzecz ujmując jest to praktycznie karciana wersja Rosyjskich Kolei i o ile nie lubię planszówek przerabianych na karcianko-kościanki, o tyle First Class spokojnie daje radę w konkurencji z pierwowzorem. Gra się szybko i dynamicznie. Poczucie krótkiej kołderki jest spore. Efekt kuli śnieżnej nieco mniejszy niż w RR, ale podobnie punkty zdobywane w kolejnych rundach narastają bardzo wyraźnie powodując wyraźne poczucie rozwoju. Zdecydowanie bardzo udany nabytek MatHandlowy.
Podwodne Miasta (+++) - Wreszcie udało się zdjąć z półki chyba jedną z trzech najgłośniejszych (obok Blackout HK i Teo...coś tam) gier ubiegłorocznego Essen. To u mnie ostatnia w kolejności ogrania gra z tej trójki i moim zdaniem... bezsprzecznie najlepsza. Nie to, żebym miał coś np. do Blackouta, ale Podwodne Miasta sprawiają mi znacznie więcej frajdy podczas rozgrywki. Wszyscy piszą, że ta gra wcale nie jest podobna do Terraformacji Marsa (bo nie jest), a jednocześnie budzi nie tylko we mnie skojarzenia z tą właśnie pozycją. I to są dobre skojarzenia. Zakładam, że Portal wyda tegoroczny dodatek, bo dobrego nigdy nie za wiele
(Udane) Powroty zdarzyły się jedynie dwa:
Lorenzo Il Magnifoco (+++) - co tu dużo pisać, gra, do której zawsze usiądę z bananem na twarzy
Wysokie napięcie (+++) - W sumie nie wiem, czemu tak rzadko gram w tą grę. A właściwie od teraz już wiem. O ile gra nawet na dwie osoby nie chodzi źle, o tyle przy pięciu graczach tak bardzo rozwija skrzydła (o czym dopiero teraz się przekonałem), że w dwie / trzy osoby chyba nie będę już chciał jej wyjmować na stół.
Poza tym, jak zwykle na stole gościły:
Bruges (+++) - Miesiąc bez Bruges to miesiąc stracony
Downforce / Bolidy (+++) - Wyrasta ma mój ulubiony fillerek
Snowdonia (++) - w dalszym ciągu przeraża mnie ogrom tej gry (w znaczeniu ilości dodatków chociaż do wypróbowania). Póki co jeszcze nie udało się wyjść poza podstawkę
Viticulture (+++) - No bo jak Bruges to musi być i Viti
Podsumowując:
Tytuł Gry miesiąca oraz jednocześnie Nowości miesiąca zdobywają ex aequo: Podwodne miasta w kategorii gier cięższych i Nova Luna w kategorii gier lekkich, łatwych i przyjemnych
Powrotem miesiąca oraz Rozgrywką miesiąca zostaje Wysokie napięcie na 5 osób.
Wydarzenie miesiąca mogło być tylko jedno, czyli Essen Spiel 2019.