Top uznanych projektantów gier planszowych, których znacie, ale nie chcę wam się sięgać po więcej ich tytułów

Tutaj można dyskutować na tematy ogólnie związane z grami planszowymi, nie powiązane z konkretnym tytułem.
Awatar użytkownika
Nidav
Posty: 704
Rejestracja: 14 sty 2016, 19:33
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 91 times
Been thanked: 338 times

Top uznanych projektantów gier planszowych, których znacie, ale nie chcę wam się sięgać po więcej ich tytułów

Post autor: Nidav »

Na bazie różnorakich topek, które ostatnio względem autorów się pojawiło, wpadłem na taką oto idę kolejnej, może trochę kontrowersyjnej, ale za to zachęcającej do dyskusji - wasz własny prywatny top autorów, którzy mają na koncie wiele gier, w środowisku graczy są uznani, jednak przyszło wam zagrać w jedną lub dwie ich gry, które lubicie i z jakiegoś powodu nie korci Was, żeby spróbować więcej ich tytułów, oczywiście z uzasadnieniem dlaczego tak jest oraz wskazać na ten tytuł/tytuły (przyjmijmy, że maksymalnie dwa), które Waszym zdaniem są co najmniej dobre. Przyjmijmy też, że wspomniany autor musi mieć na koncie co najmniej 5 gier, o których było chociażby nieco głośno. Nie daję też wymogu czy ma to być TOP10, TOP3 czy TOP1000, bo dla wielu to może być różna liczba - mi przykładowo na myśl przyszło 5 autorów.

Podejrzewam, że nie będzie to temat dla osób, które sprawdzają wszystkie gry możliwe gry, więc jeśli ktoś taki chciałby też się wypowiedzieć, to może podejść do tematu jako "top uznanych autorów, których mam co najwyżej dwie gry, bo reszta do mnie nie przemawia" ;)

Zatem moje top!

1. Stefan Feld (Zamki Burgundii)
Zamki Burgundii to bez wątpienia klasyk. I to bardzo dobry klasyk, którego swego czasu mocno ogrywałem, zarówno na żywo, jak i w internecie. Ostatnimi czasy dawno nie grałem, ale doceniam samą mechanikę, która jest bardzo dobra, zaś sama gra mieni mi się jako świetny tytuł do grania na luzie w imię relaksacji. Mimo to nie sprawdziłem ani jednej gry Felda więcej, chociaż parę razy się do tego przymierzałem i śledziłem doniesienia na temat wszystkich jego wychodzących gier. Niestety żadna ostatecznie nie przemówiła do mnie na tyle, żeby coś kupić/spróbować - Wyrocznia Delficka zbierała średnie opinie, zatem odpuściłem. O Merlinie nikt już chyba za bardzo nie pamięta. Forum Trajanum tak samo zbierało raczej różne recenzję, podobnie Carpe Diem. Czytając o tych grach nigdy nie potrafiłem wykrzesać w sobie na tyle entuzjazmu, żeby koniec końców jakąś kupić. I cóż, może Bonfire w końcu przełamie dla mnie ten schemat, bo z jakiegoś powodu jednak Felda chciałbym lubić bardziej. Warto wspomnieć, że mam też W Roku Smoka, kupione dwa lata temu za grosze przy okazji najbardziej dla mnie pamiętnego Black Friday, ale od tego czasu stanowi główną ozdobę mojej półki wstydu i nie wiem kiedy nadejdzie moment, w którym postanowię w końcu w tę grę zagrać.

2. Martin Wallace (Brass: Birmingham, Londyn)
Ciężko nie znać tego nazwiska, w szczególności, że gier z nim na pudełku jest naprawdę ogrom. I tu mam tak, że nawet jakbym chciał sprawdzić coś więcej, to w dużej mierze nie wiedziałbym za co się nawet wziąć. O paru grach czytałem, ale znowu do mnie nie przemawiało, nie mówiąc już o tym, że mam wrażenie hurtowego wydawania gier przez tego Pana - przykładowo w 2018 roku wydał 6 gier. I tylko nad Lincolnem i Auztralią się zastanawiałem, ale w pierwszym przypadku ciężko byłoby mi znaleźć partnera do gry, w drugim jednak nie przekonuje mnie temat Cthulu, którego zwyczajnie fanem nie jestem. No i recenzje też często mieszane w obu przypadkach. Londyn sprawdziłem po polskiej premierze drugiej edycji z lekką obawą, ale nie będę ukrywał, że grę kupiłem bardziej wzrokiem, bo pudełko i ilustracje kart bardzo do mnie przemawiały. No i zagrałem i uznałem, że dobra gra, ale potem jakoś na stół nie wracała. Inaczej za to było z Brassem, który został ostatnio kupiony niemalże w ciemno i który chwycił już od pierwszej partii - co prawda 3 miejsce na BGG zarazem mnie nie dziwi, ale też nie uważam, żeby gra zasługiwała na aż tak wysokie miejskie. Niemniej jest świetnym, pięknym tytułem, który bardzo ostatnimi czasy cenię i zawsze z chęcią zagram - może nawet kiedyś sprawię sobie drugą odsłonę (czy też pierwotną w nowej odsłonie, jakkolwiek by Lancashire nie nazwać). Z chęcią spróbowałbym też mitycznego Ankh-Morpork, który wyprzedał się nim wszedłem w hobby, przy czym też raczej z racji kultowego statusu, bo recenzję słyszałem mieszane.

3. Eric Lang (Godfather)
Kiedyś myślałem, że Lang to będzie dla mnie taki autor, że będę brał wszystkie jego gry - przynajmniej myślałem tak, nim zagrałem w Blood Rage. I muszę przyznać, że strasznie się od tej gry odbiłem. Wygląda fenomenalnie, ale ma dla mnie coś w sobie podobnego do Scythe - wygląd obiecuje co innego, niż dostarcza. Przy czym myślę, że trochę całą grę zepsuł też mi i kumplowi mój współlokator, który sobie BR kupił, po czym przed pierwszą grą przeanalizował wszystkie karty, przeczytał porady strategiczne w internetach, poogarniał combosy itp. potem kiepsko wytłumaczył grę i zmiótł nas bez większego kłopotu. Wiem, że kiepskie odczucia były winą gracza, a nie gry, niemniej jakoś niesmak pozostał. Interesowałem się Rising Sun, ale przy takiej cenie bez uprzedniego sprawdzenia raczej bym się nie pchał. I dopiero Godfather pokazał dla mnie klasę i przez jakiś czas był regularnie ogrywany. Niestety wciąż nie na tyle, żebym wbić się do mojej topki gier i chociaż doceniam, z chęcią zagram, to ostatecznie z kolekcji wyleciał jako prezent dla brata, który był tytułem zachwycony. Przynajmniej wszystko zostaje w rodzinie - jeszcze kiedyś zagrać będę mógł.

4. Bruno Cathala (Pięć Klanów)
Z Cathalą mam ten problem, że tworzy gry, których ciężkość nijak mi nie siada z racji zazwyczaj lekkości, przy czym często sama mechanika w założeniach mnie nie porywa. Kingdomino przykładowo, które w koncepcie brzmi ciekawie, ale nie na tyle, żebym się faktycznie zdecydował sprawdzić, poza tym wydaje się aż zbyt lekka. Lubię Pięć Klanów i uważam ją za dobrą grę, chociaż po parunastu rozgrywkach nieco mi się już przejadła i jakiś czas temu poszła na sprzedaż. Może sprawdzę Abyss z racji zapowiadanego dodruku, ale też jeszcze nie jestem do końca przekonany. Ishtar za to zaciekawił mnie okładką i wykonaniem, ale po przeczytaniu paru recenzji uznałem, że odpuszczam na ten moment i może kiedyś na jakiejś wyprzedaży się zaopatrzę w egzemplarz. Swego czasu miałem też okazję zagrać w Siedem Cudów Świata: Pojedynek i po jednej rozgrywce jakoś nie zachwyciło - jak na tyle dobrych opinii, to nie rozumiem do końca hype'u, no ale cóż. Ciężko też po jednej grze wyrokować, niemniej chęci na ponowne sprawdzenie nie mam.

5. Vital Lacerda (Kanban)
Grałem tylko w Kanbana i On Mars od pana Lacerdy, który ma dla mnie wyjątkowo specyficzny fanbase. I cóż, tyle słyszałem, tyle czytałem o jego tworach, że byłem bardzo podjarany możliwością zagrania w Kanbana. Zagrałem i stwierdziłem, że to dobra gra. Może nawet bardzo dobra, chociaż dużo mikro zasadach, niemniej ma swój klimat i doceniam kunszt. Ale niczego mi nie urwało i po grze byłem lekko zawiedziony. Może gdyby nie ten hype, który wokół tego autora narósł, to byłoby inaczej. Potem miałem okazję rozegrać partię w On Mars i cóż, po grze miałem takie "meh". Gdybym sam miał zapłacić za to tyle, ile kosztuje, to potem byłbym zwyczajnie zawiedziony - ceny jego gier są dla mnie nieadekwatne do tego, co oferują. Ale wiem, o gustach się nie dyskutuje, za to same gry mają swój urok, zatem jestem w stanie zrozumieć, że ktoś może go uwielbiać, zaś pewnie ceny i nie rzadko trudna dostępność mogą kusić kolekcjonerów, bo to jednak jest dobro bardziej luksusowe niż większość gier planszowych. Niemniej jakoś nie mam wielkich chęci sprawdzać innych jego gier - może tylko Galleristowi dałbym szansę, bo temat mi się podoba i jednak wiele osób uznaje to za najlepszy tytuł od Lacerdy. Gdyby nie cena i dostępność, to zapewne już dawno bym sprawdził. Niemniej w Kanbana z chęcią jeszcze zagram, bo to dobra gra, ale tylko jeśli będę miał okazję na cudzym egzemplarzu - własnego nie potrzebuję posiadać.

I tyle. Honorowo jeszcze mogę wspomnieć o Corey Konieczce, przy którym zastanawiałem się czy umieścić go na szóstym miejscu, ale uznałem, że jedna gra w Zakazane Gwiazdy to za mało, niemniej tak samo nie kusi mnie do sprawdzania większości jego gier, bo zwyczajnie tematy i mechaniki mi nie siadają ;)

Od razu też może zaznaczę, że temat może budzić nieco kontrowersji, bo jeszcze komuś ulubionego autora obrażą, niemniej mam nadzieję, że bardziej będzie to motywator do ciekawych dyskusji na temat ulubionych autorów (tylko często nie naszych ulubionych, a kogoś innego ;) ).
feniks_ciapek
Posty: 2290
Rejestracja: 09 lut 2018, 11:14
Has thanked: 1596 times
Been thanked: 931 times

Re: Top uznanych projektantów gier planszowych, których znacie, ale nie chcę wam się sięgać po więcej ich tytułów

Post autor: feniks_ciapek »

Wallace - Brass Birmingham
Chvatil - Tash-Kalar
Matsuuchi - Reef (ale nie wiem, czy się kwalifikuje)
Stegmayer - Scythe
Laukat - Empires of the Void II
feniks_ciapek
Posty: 2290
Rejestracja: 09 lut 2018, 11:14
Has thanked: 1596 times
Been thanked: 931 times

Re: Top uznanych projektantów gier planszowych, których znacie, ale nie chcę wam się sięgać po więcej ich tytułów

Post autor: feniks_ciapek »

feniks_ciapek pisze: 06 gru 2020, 18:00 Wallace - Brass Birmingham
Chvatil - Tash-Kalar
Matsuuchi - Reef (ale nie wiem, czy się kwalifikuje)
Stegmayer - Scythe
Laukat - Empires of the Void II
OK, może jeszcze parę słów wyjaśnienia, zacznę od końca.

Laukat - Miałem jego The Ancient World 2 edycja i o ile doceniam pomysł i nawet mechanikę, to strasznie ta gra była męcząca i nie dawała mi prawie żadnej przyjemności z grania - sprzedałem. Kilka razy przyglądałem się też Near and Far oraz Above and Below i za każdym razem dochodziłem do wniosku, że jest za mało gry w grze. Tak samo nie zachwyciło mnie Sleeping Gods. Natomiast Empires of the Void II jest bardzo dobrą kosmiczną przepychanką, w której całkiem sporo się dzieje i wybory są wcale nieoczywiste. Momentami mam aż żal, że tak szybko się kończy, bo poeksplorowałbym ten jego wszechświat jeszcze przez chwilę.

Stegmayer - Podobnie: miałem Euphorię z dodatkiem, ale nigdy nie wyszła na stół w większym towarzystwie. Viticulture nawet nie trafiła na radar. Jego gry są ładnie wydane, mają świetny marketing i ogólnie dość dobrze zaprojektowane, ale jakieś takie miałkie, użyłbym nawet stwierdzenia "przeprojektowane", brakuje w nich jakiegoś pazurka. Scythe jest dla mnie najciekawszym z jego projektów, nawet jeśli nie oceniam tej gry bardzo wysoko.

Matsuuchi - Reefa mam, bo jest dobrą krótką grą na wieczór, która nie nudzi się aż tak szybko, jak Azul. Pozostałe jego pozycje mnie zupełnie nie interesują. No dobrze, jestem ciekaw, co wymodzi z Metal Gear Solid, ale musiałoby to być coś naprawdę dobrego, żebym się faktycznie zainteresował zakupem.

Chvatil - Doceniam jego kunszt, ale jakoś tak zdarza mu się projektować gry, które do mnie nie trafiają. Tash-Kalar jest obłędny i wyjątkowy. Through the Ages toleruję tylko jako aplikację, w ogóle mnie nie ciągnie do wersji papierowej, Dungeon Lords miałem i sprzedałem. Gdzieś tam poniewiera się Space Alert, ale nie wiem, czy w końcu kiedyś wyjdzie na stół.

Wallace - Podobnie. Brass Birmingham mnie bardzo przyciągnął, chociaż nie mam go w kolekcji, ale to tylko dlatego, że ma go mój przyjaciel, z którym grywamy, i nie widziałem potrzeby duplikowania tytułu. Miałem wsparte Nanty Narking, ale sprzedałem jeszcze zanim do mnie dotarła. Reszta gier przewinęła się przez radar, ale nigdy nie wpadła na celownik.

Po przejrzeniu kolekcji dołożę jeszcze kilka, chociaż schemat w zasadzie jest podobny, a sami autorzy "na granicy" wymagań. Jeden interesujący tytuł, a reszta mało ciekawa. Ciężko jakoś szukać uzasadnień, ale spróbuję.

Antoine Bauza - Takenoko przez długi czas było ulubioną grą rodzinną, ale reszta nie przemawia. 7 Cudów mnie zawiodło, mogę czasem z nudów włączyć apkę, Ghost Stories było blisko, ale też jakoś nigdy nie wylądowało w kolekcji. Conana nawet nie rozpakowałem, w Victorian Masterminds zagrałem chyba 3 razy i się jej pozbyłem.

Mac Gerdts - Concordia jest rewelacyjną grą. Przez chwilę wiązałem nadzieje z Imperial 2030, ale jednak trochę zbyt toporny się okazał. Reszta jego tytułów mnie w ogóle nie zachęca. Nie wiem, czy to tematyka, czy oprawa graficzna, ale w sumie nawet na Concordię przez długi czas patrzyłem krzywo i dopiero jak w nią zagrałem, to miałem możliwość ją docenić.

Gil Hova - Mam Networks i w zasadzie tyle. Ciekawie się go słucha, jak opowiada o grach w swoim podcaście, ale już same gry mnie nie porywają. Ma ciekawe pomysły, ale ich realizacja nie wychodzi mu jakoś zbyt dobrze. Nawet Networks nie stoi jakoś wysoko w rankingu. Być może jakby zrobił reedycję Battle Merchants, to bym się nad tym pochylił.

Phil Walker-Harding - Kakao. Świetna gra kafelkowa. Pozostałe tytuły nigdy nie znalazły się nawet w polu widzenia, musiałem sprawdzić, co tam jeszcze natworzył.

Sébastien Dujardin, Xavier Georges, Alain Orban - Zrobili Troyes. I tyle :)

Dan Verssen - Modern Warfighter: Shadow War. Ciekawa symulacja tajnych misji wojskowych. Pozostałe jego gry (nawet z tej samej serii) zupełnie mnie nie interesują - nie wiem, dlaczego.
ODPOWIEDZ