Artur Bishop
Czy ja już mówiłem, że świat już kompletnie oszalał??? Nie?
To, mówię. Świat stanął na głowie i to nie jest kwestią tego, że nie nadążam za postępem. To jest kwestia tego, że się coś grubo
(...).
W tym konkretnym przypadku, AUTOR:
- tworzy grę pod profil Ravensburgera
- poświęca czas na testy, no bo przecież nie pośle nieprzetestowanej
- inwestuje w grafiki lub sam ilustruje jeśli potrafi, bo proto musi jakoś wyglądać
- wysyła grę
Na tym etapie wygląda to jak każdy normlany znany do tej pory konkurs. Autor zatem może odpaść odrzucony przez pierwsze sito jurorskie, ale dla dobra analizy załóżmy, że przechodzi dalej
- gra autora trafia jako jedna z 3 wybranych do kolejnego etapu
- od teraz zaczyna się akcja przygotowania do zbiórki, a zatem autor musi
- ogarnąć grę do finalnego poziomu,
- musi ubrać ją w piękne ilustracje na które wywali kupę siana podejmując ryzyko na poziomie 66.6%,
- musi nauczyć się jak robić marketing,
- musi przejść proces wyceny gry u producenta, aby nie rozdać jej za darmo i solidnie policzyć koszta produkcji, wysyłki, ceł, pakowania itd,
- musi przygotować layout strony na zbiórce,
- fajnie byłoby nagrać lub przygotować jakiś filmik ( uwaga teraz poprzeczka jest postawiona wysyoko), a jak nie ma pieniędzy to byłoby miło aby w kilka tygodni opanował Blendera,
- w międzyczasie musi zebrać followersów projektu..
- itd. itd. Generalnie firmy z doświadczeniem i zespołem przygotowują się do tego procesu kilka miesięcy, a biedny autor będzie miał kurs przyspieszony, bo jak czytamy na stronie konkursu "All crowdfunding campaigns shall be set up and managed by the creators themselves."
- jeżeli autorowi uda się zebrać 30.000 Euro co na dzień dzisiejszy daje jakieś 140,690 zł to nie oznacza sukcesu, gdyż inni laureaci również będą się ścigać.
Teraz mamy dwa scenariusze:
1. Autor przegrywa z konkurencją i musi dostarczyć grę dla wspierających, ponosząc wszelkie możliwe koszty tej operacji.
2. Autor wygrywa z konkurencją i Ravensburger jak możemy przeczytać: "If your campaign is fully funded and has the most backers, a retail version of the game will be published by Ravensburger"
Co zatem w tym konkursie robi WYDAWCA:
- wymyśla konkurs (dodam, że przełomowy w swojej oryginalności)
- czeka na dziesiątki nadesłanych prototypów
- wybiera 3 najbardziej rokujące projekty
-
(...) nogi na blat biurka, czeka i patrzy w monitor podśmiechując się na samą myśl o swoim sprytnym planie.
- pomaga zrobić gameplay
- wciąż trzymając nogi na biurku, obserwuje zbiórkę, zacierając ręce.
- Gdy zbiórka dobiega końca, przejmuje zwycięski projekt, który zrobił najlepszą robotę.
- Czy musi zrobić z nim coś dalej? Owszem musi go potanić, bo jak czytamy "The Ravensburger version is the "retail" version that will be available in toy stores and must therefore be less costly to produce."
- na końcu drukuje 10 000 kopi (więcej nie musi, ale może jeśli się gra dobrze sprzeda) i sprzedaje dając od ceny hurtowej 10% autorowi, który z jednej strony się cieszy bo to nie mało siana, a z drugiej płacze w momencie gdy sobie uświadomi jak bardzo został wykolegowany robiąc 60% - 70% roboty wydawcy.
Reasumując, bo się ze wzburzenia rozpisałem, osobiście temu konkursowi mówię zdecydowanie NIE!