Wczoraj miałem przyjemność zagrać pierwszy raz w 3 osoby – i to prawdziwe, nie solo gearloci
Odbyło się pierwsze spotkanie fanklubu TMB w Szczecinie, ja,
sitfun oraz
miras23 . Może nie jestem mistrzem pióra, ale skleiłem sobie taki oto opis i wrażenia ze spotkania:
Zagraliśmy na Goblin Kinga, nasze party – Boomer (miras23), Picket (sitfun) oraz Tantrum (ja). Bez Patchesa (healer), ale Picket to tank, Tantrum może całkiem nieźle się leczyć, a Boomer siedzi z tyłu i się ją chroni, choć z atakami dystansowymi już ciężej.
Grę rozpoczęliśmy na najniższym poziomie trudności, jako, że to była nasza pierwsza, wspólna rozgrywka. Widać, że gra na 3 osoby jest łatwiejsza niż na jedną/dwie. Ten najniższy poziom był trochę zbyt łatwy, choć nie obyło się bez emocji
Na początku było luźno, każdy sobie elegancko podbił statystyki, skille itp. Później trafiliśmy na te wydarzenie, które spowodowało, że spotkanie tyranta idzie na górę talii (tzn. spowodowało, bo ja wyrzuciłem 1 na D6, koledzy elegancko wysokie wyniki, Tantrum się potknął, no cóż). No i te spotkanie tyranta okazało się niezłym wyciskiem
Nagle ni z tego ni z owego masa 5pkt baddies, gobliny z mischief, które nam ściągały kostki. Wyjątkowo upierdliwy był goblin z signal 3 – no walka przez niego trwała i trwała, ale przyznaję, że baddies pkt 1 dosyć łatwo się nam ubijało. Tylko hola, okazało się, że ta karta ma efekt, który jest aktywny do końca gry - a mianowicie, że do każdej BQ: Baddie Points na górę dorzucamy ostatniego ubitego goblina… no i co? I to, że myśmy ciągle, prawie do końca gry, mieli ubitego tego goblina z signal 3
Co znaczy, że nasze bitwy trwały długo i bywało ciężko, choć do ogarnięcia.
Dobra, więc te wszystkie walki trochę trwały, ale dawaliśmy radę i jak tylko dobiliśmy 8 punktów progresu (w dniu 9) poszła decyzja, że idziemy na tyranta. Na pewno do tej decyzji dołożyło to, że graliśmy już 3h, a każda kolejna bitwa stawała się coraz dłuższa.
Bitwa z tyrantem to już był ogień. Naprawdę, sam Goblin King nie był taki zły, choć jego odrzucanie nas na koniec mapy i przez to konieczność ciągłego palenia dexterity żeby podbiec do jego tronu była skutecznie spowalniająca. Jednak wyszła nam taka 20, że ooo Panie. Cyk 9HP, 6 inicjatywy, 5 ataku, Inspire 2, Terrify, Thick Skin 2. Więc tak, ta 20tka była na górze toru inicjatywy, przez co Goblin King pod nim rzucał 4 kostkami ataku (2 kostki + 2 od Inspire 2) we dwóch najsłabszych gearloców – oj oberwało się mirasowi
Widać, że potwór, więc skupiliśmy się tylko na nim, ale ze względu na Terrify w kolejnej rundzie nie było można go targetować… do tego Thick Skin 2, więc słabsze ataki w ogóle nie wchodziły w grę. Ledwo udało nam go ubić w 3 rundzie, bo sitfun miał loot, który negował jedną kostkę efektu, dzięki czemu na niego nie poleciało Terrify i mógł go dobić, ale naprawdę ledwo ledwo bo wyrzucił 3 ataku na dwóch kostkach, przy 1HP tego stworka.
Finalnie skończyło się w rundzie 5, udało się rzucając wszystkim co mieliśmy w Kinga. Jedna runda dłużej i Boomer by padł, a w kolejce czekały kolejne 5tki przyzwane przez Goblina. Ale ile nam zajęło planowanie tej całe 5tej rundy przed jej rozpoczęciem
Kto gdzie pójdzie, jakie skille, może lepiej ubić tego...
Luźne spostrzeżenia:
Tantrum na przeciwników z Mischief mocno obrywa, ani razu nie skorzystałem ze swojej kości RAGE;
Picket jest bestią, jak jeszcze ma Innate +1 oraz dużo Def to zadaje po 7-8 obrażeń lekką ręką;
Boomer ma też fajne kostki utility, raz jak każdy miał na sobie poison to poleciała taka kostka ściągająca z całego party efekty. Albo krycie się przed wszelkimi atakami, ciekawe;
Staraliśmy się mieć podobny poziom HP żeby wybierać najsłabszy/najsilniejszy;
Brak ogrania z 20tkami skutecznie przeszkodził nam w poprawnym scoutingu tychże;
Bywa tak, że lepiej baddies nie ubijać. Np. mieliśmy na macie 2x 1, 1x 5 plus tyrant. Jedną jedyneczkę wyłączyłem z gry, tzn. rzuciłem jej status –1 kość ataku, a on rzucał normalnie tylko jedną – więc wybite zęby i sobie tak siedziała ta jedynka w rogu, nie ma po co ubijać. Drugą jedynkę można było ubić jak przeszkadzała, ale w kolejce już stała 5tka, więc lepiej było ją odpowiednio ignorować.
Grało się bardzo przyjemnie, dużo rozmów nad stołem, kombinowania. Autentycznie byłem po rozgrywce zmęczony, od rozkminy i emocji. Kolejny raz na pewno z mniejszym dopalaczem na początku. Nie obyło się bez paru potknięć z zasadami, ale w tej grze ciężko czasami czegoś nie pomieszać.
Na pewno jeszcze zagramy i oby nie raz, jest tyle kombinacji do wypróbowania!
Jak zawsze, polecam.