Pograłem trochę więcej i czas na poważne podsumowanie.
TL;DR Uprising i D:I mają się do siebie jak Brass: Lancashire i Brass:Birmingham.
Śmieszne wydają mi się teraz oburzenia jak oni mogli wydawać standalone kiedy można było wydać to jako suplement... tylko praktycznie wszystko co jest w grze z wyjątkiem startowego decku + elementów gracza (te pomalowane drewno) jest zmienione.
Meta jest nowa. Teraz jest rush po robaki. Inaczej się zdobywa VP. W D:I przy dużej wprawie można przewidzieć, że nabijemy 5VP z frakcji, 1 VP z Tleilaxu i planujemy skąd wziąć pozostałe 4VP, żeby wygrać. Jedni nastawiają się na Spice Must Flow inni na Konflikty a jeszcze inni mają farta i zgarną jakąś kartę generator punktów, technologię albo intrygi pod VP (znienawidzone powszechnie kradzieje zwycięstw Plans within Plans i Corner the Market).
Teraz za to robaki... i konflikty z kosmosu. Czy to problem? Nie wiem sami oceńcie.

Mamy tu obok siebie dwie karty konfliktu. Po lewej karta z Uprising, po prawej z D:I. Specjalnie wybrałem podobne karty, żeby drugie miejsce miały podobne nagrody. Od razu rzuca się w oczy, że karta z Uprising ma nagrody o wiele lepsze... a w Uprising są jeszcze robaki, które podwajają nagrody z konfliktu! Nie tylko za wygranie konfliktu ale jakiekolwiek miejsce w konflikcie!
Wyobraźcie sobie sytuację, że idziecie po robaka i wstawiacie jeszcze 2 troopersów z garnizonu (o garnizonach zaraz powiem) licząc na wygraną w konflikcie. Niestety sytuacja się tak rozwija, że zajmujecie drugie miejsce: oj jak przykro... za starania oto ciężarówa zasobów, walizka z diamentami i dwie taczki dolarów... po prywatny odrzutowiec proszę się zgłosić do portiera.
Rozumiem, że to design i pierwsze miejsca nabijają VP drugie dają tony zasobów, żeby nadgonić. W D:I podoba mi się właśnie te napięcie: kiedy wejść w konflikt, jak zaplanować rundę, których kart użyć żeby zmaksymalizować swoje szanse na zwycięstwo w konflicie. Drugie miejsce w konflikcie to straszna porażka - zwłaszcza jak poszedłeś all in. W Uprising nic się w zasadzie nie stało.
No ale ktoś mógłby powiedzieć, że przecież wystawiamy żołnierzy których najpewniej będzie ciężko naprodukować: nic z tych rzeczy. Drugie pójście na High Council produkuje kosmiczne ilości zasobów. Research Station produkuje 2 żołnierzy, jest pole Gather Support. Garnizony niemal nigdy nie są puste możliwości produkcji żołnierzy jest w opór. Na wszystko są zasoby, dobrze rozstawieni szpiedzy gwarantują, że będzie dostęp.
Uprising zdecydowanie przechylił szalę na konflikty. Teraz to główna mechanika produkcji VP (+frakcje oczywiście)
Odnośnie kart: chyba z 70% kart z Imperial row w Uprising ma jakiś tekst. Karty z IR są zdecydowanie bardziej wyspecjalizowane w działaniu.
Intrygi są potężniejsze ale bardziej skillowe. Można jeszcze gorzej albo lepiej grać intrygami. Nawet spoko bo chyba ogólnie gracze mają ich mniej (nie ma pola Arrakeen)
Podsumowując wrażenia to przeczytajcie jeszcze raz co napisałem na początku za TL;DR. Niby ta sama gra ale inna. W Uprising jest luz - dużo dużo więcej zasobów, szpiedzy gwarantują dostęp. Ja lubię tę ciasnotę w D:I - zasoby nie przychodzą łatwo, najlepsze pola na planszy są drogie, żołnierzy ciągle brakuje, jestem trzeci w kolejności rundy a na dodatek przeciwnicy mają więcej ode mnie intryg. Za to kolega z discorda zdecydowanie woli Uprising i do starej D:I nie wraca. Pewnie debaty o wyższości jednej nad drugą jeszcze długo potrwają.
No właśnie porównuję Diunę Imperium z dodatkami z grą pozbawioną dodatków (Uprising). Jak dla mnie każda złotówka wydana na Diunę nie jest złotówką zmarnowaną no ale rozumiem, że nie każdy tak ma. Zestaw D:I + dodatki to chyba jakieś 400 złotych sam Uprising będzie kosztować pewnie ok 200. Jeśli będziesz grać okazyjnie to lepiej czekać na Uprising.