Lothrain pisze: ↑18 kwie 2018, 08:21
Z tym jednym punktem się nie zgodzę. Przeczytawszy książkę znasz jej treść i możesz o niej dyskutować do woli.
Też się nie zgodzę z tą niezgodą. Jakbyś miał rację nie istniałby żaden powód powtarzania lektury. W czytaniu znanego tekstu też można odkryć nowe rzeczy. Zmiana perspektywy zmienia rozumienie odczytu, a perspektywa zmienia się z upływem czasu.
Żeby też nabudować na poprzedniej myśli i podpiąć pod Twoją odpowiedź: praktyka wyrabia zdolność oceny u znawcy. Jeśli zapoznasz dość literatury nie musisz czytać całej książki
50 twarzy Greya, żeby wiedzieć że to gniot. Kilka do kilkunastu stron powinno całkowicie wystarczyć. Tak samo jako gracz, nie musisz zagrać w
Candyland, żeby wiedzieć jaki to gniot z samego opisu "mechaniki". Nie jest to konieczne do zrozumienia z czym się obcuje. Ale...
Efekt Dunninga-Krugera ma zastosowanie wszędzie. Łatwo jest mieć poczucie znawstwa i wypowiadać niedoinformowane sądy nawet jak się nie ma podstaw, bo się nam wydaje, że je mamy. Dlatego tak ważne jest mieć jakiś tam standard powściągliwości w wypowiadaniu sądów. Z tego powodu przecież tyle osób ciśnie recenzentów, żeby zwolnili i faktycznie zagrali tych kilka razy w daną grę, zanim ją ocenią (ekhem*Dice Tower*ekhem). Ale im więcej produktu, tym szybciej trzeba zasuwać... Brzydko to wygląda jak się nad tym zastanowić. Z drugiej bowiem strony są akolici produktu, którzy - jeśli twoja ocena jest nie dość wysoka - będą próbowali udowodnić, że Twoje zdanie jest nic nie warte, bo za mało (lub źle) grałeś. Dużo tego rodzaju dyskusji ostatnio było przy okazji Rising Sun na reddicie wokół recenzji od SU&SD i No Pun Included.
Koniec końców jednak nacisk jest na to, żeby było szybko. Żeby szybko grać i szybko sformułować opinię. To sprzyja konsumpcji, choć dla mnie samego trochę wykracza przeciw idei gry: uczysz się gry żeby w nią grać, nie żeby uczyć się kolejnej gry. Wiesz z czym mi się to kojarzy? Z testem IQ. Przedstawiam Ci problem, uczysz się schematu, rozwiązujesz, bam - kolejny problem. A w grach - dla mnie przynajmniej - chodzi o rozwój poprzez repetycję. Uczysz się i stajesz się lepszym - chyba że się nie da. Ale czy to wtedy dobra gra, czy tylko swego rodzaju "doświadczenie"? W szachy możesz być lepszym graczem, w pokera też - a w Time Stories albo EXIT? Grząska sprawa.
W każdym razie uważam, że niewielki promil graczy jest w stanie zagrać niepełną partię i wiedzieć o grze więcej, niż przeciętny gracz. Ale to naprawdę garstka ludzi. Uprzedzając pytania: nie nie należę do tej grupy.
Lothrain pisze: ↑18 kwie 2018, 08:21Nie wszyscy jednak dotarli do tej refleksji, że czasem warto się zastanowić nad kolejnym zakupem dla jednej partii. Ale może po prostu ja tego nie ogarniam.
To nie jest mit, że niektórzy mają więcej pieniędzy niż rozumu. Jakby to był mit, to Las Vegas by nigdy nie zbudowano.
Trolliszcze pisze: ↑18 kwie 2018, 08:51
Dziś przed kliknięciem w "kup" patrzę na swój regał z planszówkami i zadaję sobie pytanie, czy tytuł z promocji wygra konkurencję o mój czas z tytułami, które już mam i uwielbiam. W 95% przypadków odpowiedź brzmi nie.
Tyle że widzisz, to wymaga poczucia, że masz w miarę dobrze (i różnorodnie) zaopatrzony regał. Ja jeszcze zapełniam i podczas tego zapełniania ciągle się uczę. Od pewnego czasu mam dobrego nosa do tego, co trafia idealnie w moje potrzeby (z małym wyjątkiem w postaci "Wierteł", ale to właśnie była moja pokusa. Gra o kopaniu w której mi osobiście paradoksalnie zabrakło głębi). Ale takich uczących się jak ja jest więcej, myślę. To chyba naturalny proces. Łatwo jest się w każdym razie zachłysnąć, a i rynek temu zachłyśnięciu sprzyja.
A czy 40 dni to jest długo czy krótko, ciężko mówić, bo czas mamy taki relatywny. Jeśli się wie, że się ma tendencje do zachowań kompulsywnych, można się kontrolować - a zakupy mogą należeć do aktywności kompulsywnych. W takich sytuacjach 40 dni to kawał czasu. Jeśli rzucałeś kiedyś palenie albo inny nałóg, to wiesz że każdy dzień wydaje się ślamazarnie ciągnąć. Z tym może być podobnie.