Przyznaję, że
moje odczucia są po partii z teobotem, ale:
Słodki jeżu... od czego tu zacząć...
Wykonanie - świetne. Rzeczywiście żetony miewały drobne problemy z opuszczeniem wypraski, ale wystarczyło wyciskać je od tyłu i wszystko szło cacy. Kolory, projekt graficzny - śliczne to i nieprzecukierkowane jak w Tzolkinie (do którego będę pewnie dalej grę porównywał) czy troszkę w Mexice. ALE! Fakt, że pola akcji są numerowane, zamiast posiadać symbole (pole 1 - kluczyk?, surowcowe - drewno, kamień, złoto, budowa - plecy płytki piramidy?, budowa domów - domek?, cokolwiek? czemu to są cyfry?, okropnie irytujące w pierwszej partii, zwłaszcza sprawdzając bonusy z technologii) nieziemsko mnie irytował. Ale trudno - zakładam, że po pierwszych partiach jest to intuicyjne. Projekt graficzny kafelków teobota, to nie-po-ro-zu-mie-nie! Mogłyby być nieco większe i zmieściłoby się na nich symboliczne przedstawienie wszystkiego co z każdym należy zrobić, wrrr. Tak, zerkanie do instrukcji było irytujące. Nie jest niby tak źle, bo większość kafelków ma podobny schemat postępowania, ale wygląda to tak, jakby ktoś nie dał tego do przetestowania świeżakowi.
Mechanika - jest sprytna. Bieganie w kółko z ulepszaniem robotników działa. To że należy ich ustawiać w kupce by mieć mocniejszą akcję też jest bardzo fajne. Surowce mają bardzo ograniczone wykorzystanie - złoto do technologii i zdobień, drewno do domków i piramidy, kamienie do piramidy... co jest i dobre, bo bardzo lubię kiedy zasoby nie różnią się tylko kolorem, ale mają różną wartość i zastosowanie w grze (vide Goa
), ale z drugiej strony idę po kamień, bo chcę budować piramidę. Tylko po to. Jakoś tak ubogo się w tym czuję, ale ok, taki charakter gry. Dalej - żywienie jest tu chyba nieco dociśnięte na siłę (żeby była krótsza kołderka i więcej rund marnowało się na zdobywanie kakała?), w Tzolkinie miało ograniczać rozpęd jakiego doznaje się po zdobyciu kolejnych robotników. Tu? Trudno powiedzieć.
Ograniczenie możliwości ruchu przez zwiększenie kosztu w kakale (wiem, wiem, w kakao
) jest pozornie spoko i przypomina nieco (zwłaszcza z alternatywą - zdobądź odpowiednią ilość kakao) Spyrium! Tylko tam było jakby bardziej elegancko zaimplementowane. Nie chwycił mnie ten mechanizm za serce. Z drugiej strony - jak wcisnąć w tego excela inaczej interakcję? Jak w Fince, że mój bonus jest też bonusem dla innych, tylko minimalnym? Nie wiem.
Zbieranie masek? Zieeeew.
Plansza jest czytelna, gra działa i daje wybory. Przesuwanie się po torach świątyń, gdzie co ruch, to bonus też jest fajne, ale być może nieco to rozmydla przyjemność z tego bonusu?
Z pewnością muszę zagrać raz jeszcze, tym razem z żywym przeciwnikiem. Przez całą rozgrywkę miałem wrażenie pewnej wtórności i próby zrobienia Tzolkina inaczej. Zamiast ulepszania pracownika z użyciem koła - ulepszenie kosteczki. Reszta narzuca się sama.
Mamy określone bonusy, jak monumenty w Tzolkinie, na koniec gry. Powinny nam kanałować rozgrywkę w konkretne zadania, tylko... jakoś tego nie czułem, jakieś takie to wszystko nieco mydlane. Nie umiem napisać o co biega, ale jakoś mi całość nie bunga.
Szkoda, bo gra jest śliczna.