Jako że czuję się nieco dotknięty tym, że właśnie ta kropla przepełniła czarę goryczy i zaGoTowała Pitona tak, że tylko przybył, zobaczył i się pożegnał, to odpowiem jakoś na ten szereg przemyśleń i aluzji.
Przede wszystkim: mimo, że widok zamyślonych twarzy nad planszą bywa mylący, żadne z nas nie potrafi czytać w myślach. Szkoda, że skończyło sie na krótkim: "grajcie sobie", bo na pewno dałoby się coś zaradzić na poprawę humoru. A tak to mamy zepsuty niejeden humor.
Mi to wygląda na, ogólnie mówiąc, wygórowane wymagania. Nie wnikam już w to, czy wobec tego, co trafia na stół (lub stoły), czy też wobec tych, którzy maja okazję się tymi kartonami, plastikiem i doborowym towarzystwem nacieszyć. Oczywiście jak wymaga się tyle od siebie, to można również tego samego wymagać od innych. A także odwrotnie. Brak mi należytego porównania, kilkanaśnie spotkań wstecz to nie to samo co kilkaset (albo i więcej?). Domyślam się jednak, że ząb czasu nie oszczędził zarówno frekwencji, jak i szeroko rozumianego nastawienia do tej rozrywki. Zatem uważam, że mniejsze wymagania to mniejsze rozczarowania. Sam to stosuję i działa.
Nie jest łatwo lepiej sie poznać tylko i wyłacznie przy jakiejkolwiek planszówce, ale za którymś razem w końcu przeciwnik przestaje być anonimowy i ta brakująca dodatkowa przyjemność choćby ze zwykłej rozmowy w końcu się pojawia i uzupełnia z całą resztą. Sporo jest takich co się zjawiają i znikają, ale najbardziej brakuje tzw. stałych bywalców, którzy byli solą dla tych spotkań.
Będzie mi brakować tego poczucia humoru jakim zawsze byłeś laskaw nas uraczyć
Jeśli biblioteczna cisza i skupienie nadal będą ranić uszy, razić wzrok i mieszać w głowie, to gdy tylko się rozchmurzysz, napisz czasem do nas.
=========
Na koniec dorzucam parę słów komentarza odnośnie ostatniej partyjki:
Zeszło nam długo - na tyle, że nadużyliśmy cierpliwości pana stróża, ale chyba tylko dlatego, że praktycznie wszystko musiałem wytłumaczyć i sporo przypominaliśmy sobie w trakcie. Wybaczcie, jeśli przynudzałem. Gry nad stołem oczywiście nie było na tyle, ile mogłoby być, ale przynajmniej mi nie doskwierał jej niedostatek. Grając w pojedynkę. tj. sterując tylko jednym rodem, jest się skazanym na współpracę w mniejszym lub większym stopniu z żywym przeciwnikiem. W przypadku korzystania z wielu wasali tak nie jest (a przy 4 graczach 3 lub nawet wszyscy mogą się na jakiegoś załapać). No i ciężko jest zaproponować coś przydatnego to negocjacji, bo jest dużo więcej opcji do przetrawienia; właśnie z powodu kontroli nad dodatkową frakcją.
Na duży plus (jak dla mnie) jest także możliwość wyboru dowolnego rodu, niemal niezależnie od liczby graczy. Wcześniej bez pełnego składu nie dało się pograć południowcami (lub też: było im zbyt łatwo i balans się sypał). Po dorzuceniu wasali nadal może byc nierówno, jeśli ktoś się zamelinuje w jakimś kącie mapy daleko od (żywych) przeciwników, ale nawet wtedy współpraca sąsiadów-wasali może mocno utrudnić życie na tyle długo, by rody suwerenów mogły się rozstawić na planszy w jakiś mniej uprzywilejowany dla outsidera sposób.
Dzięki za grę i do następnego razu, może przy czymś mniej słabym
i łatwiejszym w obsłudze. Jeszcze kiedyś to przyniosę, ale nieprędko, chyba że ktoś zażyczy sobie kolejne Starcie Królów
No i zdjęcie dla nieobecnych: