Zdaję sobie sprawę, że miesiąc jeszcze nie dobiegł końca, ale niestety wylatuję jutro z kraju na urlop, jakiś czas mnie nie będzie i być może nie będę miał dostępu do sieci, więc publikuję swoją listę dzisiaj. Podsumowanie troszkę przyspieszone, ale mam nadzieję, że nie umniejsza to jego wartości.
Marzec niestety nie był może wybitnym miesiącem w mojej planszówkowej karierze, ale i tak nie było źle. Powoli zaczyna się sezon wyjazdowy, więc naturalnym jest, że intensywność grania nieco spadła. No i wiem, że będzie coraz gorzej, bo gdy zaczyna być ciepło, to ciągnie mnie do aktywnego spędzania czasu i okazji do intensywnego grania jest mniej. Pomimo spadku formy - udało się nabić 47 partii, w 19 różnych tytułów, z czego aż 11 to nowości. Tradycyjnie już od kilku miesięcy największą ilość rozgrywek zaliczył Magic: The Gathering, bo jakoś tak po kilkuletniej przerwie znowu nabrałem na niego ochoty. Marzec obfitował jednak w bardzo dobre nowości i tylko jedna gra mnie wkurzyła i nie dostarczyła przyjemności.
Nie przedłużając - statystyka wyglądała tak:
MARZEC 2019
NOWOŚCI:
Tuareg – Sprytna dwuosobówka. Trochę worker placement, trochę kółko i krzyżyk i zabawa w zbieranie setów. Gra jest bardzo dobrze wymyślona, fajnie masuje zwoje, ale żeby nie było zbyt różowo - jednocześnie jest bardzo abstrakcyjna, a temat kompletnie mi nie pasował do mechaniki (bieganie dookoła pustyni? ). Gdyby wyszła wersja ze zmienioną tematyką i atrakcyjną oprawą wizualną, to pewnie Tuareg już byłby u mnie na półce. Fanom dwuosobówek, którym nie straszna abstrakcja – zdecydowanie polecam! 7,5/10
Arkham Horror 3rd ED – o trzeciej odsłonie AH pisałem sporo w wątku na forum, więc tutaj tylko pokrótce napiszę o wrażeniach. I... Jest to miłe zaskoczenie! Ciekawa fabuła, wszystko (niemal) fajnie działa. Gra ma swoje wady, przeszkadza mi obsługa gry, a ciągnięcie żetonów z worka to najgorszy element rozgrywki ale... „Owe wady nie przesłaniają mi zalet”. Bardzo podobają mi się teksty na kartach i rozwiązania fabularne, oprawa jest super klimatyczna, więc... Chętnie pogram więcej, bo pomimo ewidentnych niedoróbek – to i tak, obok Posiadłości Szaleństwa, najlepsza moim zdaniem gra w lovecraftowskim uniwersum ze stajni FFG. 7,5/10
Ex Libris – Jestem wściekły! To mogła być fenomenalna gra rodzinna! To mógł być przebój! Niestety na skutek dziwnych decyzji, ta śliczna gra z kapitalnym tematem, będzie niestety kurzyła się po domach i na sklepowych półkach. Kto wpadł na pomysł, żeby umieścić olbrzymią ilość tekstu, który ciężko odczytać na kolorowym tle, na rotujących kaflach z polami akcji!? Czytanie tego tekstu totalnie zaburza rytm rozgrywki, generuje spory downtime i sprawia, że nie bardzo ma się ochotę na kolejną partyjkę. Mechanicznie jest tu od groma fajnych pomysłów, temat jest boski, tytuły książek przedowcipne! Oprawa graficzna i ilustracje, to sam miód. Tylko brakowało doświadczonego wydawcy, który by to wszystko doszlifował. Choćby zamienił ten tekst na łatwe do zapamiętania ikony. Zmarnowany potencjał, bo tu jest mnóstwo dobroci. Wielka szkoda! Niemniej marzy mi się kolejna edycja, najlepiej w Świecie Dysku z akcją osadzoną w Niewidocznym Uniwersytecie! 6/10
Shadows of Brimstone: City of the Ancients – Wiem, rozumiem, mechanicznie to jest relikt minionej epoki. Archeologiczne wykopalisko. Totalny dicefest. Nawet roll to move tu jest! Kwintesencja ameri i duchowy spadkobierca Talismana. XD Niby nie powinno mi się to podobać. Niby nie powinno podobać się nikomu… A jednak – bawiłem się przy tej grze REWELACYJNIE. Oczywiście wszystko zawdzięczam doborowemu towarzystwu. Gra nam zwyczajnie siadła! Ze zwykłej turlanki zamieniła się w prawdziwą sesję RPG, z porywającą historią i niesamowitymi przygodami. Żadna gra w tym miesiącu nie dała mi tyle CZYSTEJ FRAJDY. Bawiłem się jak dzieciak. Spędziliśmy przy planszy niemal cały dzień. No więc czy polecam SOB? Nie bardzo. Bo to jedna z tych gier, go których trzeba mieć dobrane towarzystwo, które będzie się jednakowo dobrze przy tej grze bawiło i wszyscy będą mieli ochotę na taką, a nie inną rozrywkę. Którzy nie będą oceniali mechaniki (mizernej), a dadzą się uwieść klimatowi Dziwnego Zachodu i będą bawili w odgrywanie ról. Aha - no i jest to w cholerę długie. 6 godzin to minimum by rozegrać scenariusz + miasto. Tak, czy siak - goście z Flying Frog mi zaimponowali. Nikt, tak dobrze jak oni, nie potrafi robić ameri z klimatem. 7/10
Now Boarding – Kooperacja o prowadzeniu linii lotniczych w USA. Gra roku 2018 według Non Pun Included. Wprawdzie nie do końca zgodzę się z aż tak entuzjastyczną opinią Efki i Elaine, ale również uważam, że jest to bardzo dobra gra. Wyśmienita wręcz. Mechanicznie świetnie to działa. Jest nad czym pomóżdżyć. Dobrze podjęte decyzje mają znaczenie, a losowość - choć potrafi dać w kość – ma bardzo wyważony, akceptowalny poziom. Gdybym miał się do czegoś przyczepić, to nieznacznie zwiększyłbym rozmiar komponentów. A na pewno powiększył planszę. Nie zmienia to faktu, że to gra zrobiona z sercem. Rozgrywka jest super przyjemna, emocjonująca, przy planszy jest wesoło i niebanalnie. Polecam! 8/10
Spring Meadow – Uwe powtarza swój pomysł z Tetrisem po raz czwarty (licząc „Ucztę” – piąty). Odgrzany kotlet i to niekoniecznie smaczniejszy niż pozostałe. Może być, ale po co – „Ogródek” jest moim zdaniem ciekawszy i lepszy. 6/10
For Sale! – Wreszcie zagrałem w ten kultowy filer. I rozumiem dlaczego jest kultowy. To po prostu bardzo sprytnie wymyślona gra licytacyjna. Nie jest to ósmy cud świata, szczególnie dla wyrobionego planszówkowicza, ale jak ktoś chce wprowadzić KOMPLETNYCH laików w świat planszówek – to „Na Sprzedaż” będzie jak znalazł. 7/10
Reykholt – Najnowszy Uwe i bez wątpienia to jego najładniej wydana gra! Po licznych głosach krytyki, jestem bardzo mile zaskoczony, bo się z tą krytyką nie zgadzam! Siłą Reykholta jest nie tylko piękne wydanie. Jest to też gra ciekawa i niebanalna. Nie ma tu wielkich odkryć, wszystko jest oczywiste i było już w wielu eurosucharkach, poza dość oryginalnym systemem punktacji, wokół którego kręci się cała rozgrywka. A ta jest zaskakująco przyjemna i wymagająca. Trzeba uważnie liczyć, planować na kilka rund do przodu i mieć jakąś wizję tego, jakie akcje wykonywać w jakiej kolejności i co zrobić, gdy ktoś zajmie nam upatrzone pole. Jest momentami ciasno, różnice punktowe na koniec oscylują w zakresie od 1 do 3 punktów, więc trzeba grać bardzo uważnie. Jak wspominałem – nie jest to odkrywcze, ale czacha momentami paruje, a sprytne zarządzanie przynosi satysfakcję. Niestety - jak to u Rosenberga - mechanicznie jest dość sucho i część akcji wydaje się nie mieć logicznego wyjaśnienia tematycznego. Regrywalność i powtarzalność rozgrywki też stoi pod znakiem zapytania, ale może nie jest tak źle, jak mi się wydaje. Bawiłem się dobrze i chętnie zagram jeszcze (nie jeden) raz. 8/10
Rozczarowanie miesiąca:
Crisis at Steamfall – Trochę enginebuilding, trochę acion selection, trochę pickup & delivery w steampunkowych klimatach. Od momentu kampanii na KS bardzo chciałem w to zagrać. Wreszcie nadarzyła się okazja, żeby zakupić własny egzemplarz i... Żałuję, że to zrobiłem. xD Żyłbym sobie nadal marzeniami, że to jest mój panszówkowy Święty Graal. Uwielbiam steampunk, a oprawa Crisis at Steamfall i klimat wręcz wgniatają w fotel. Mechanicznie jest tu dużo świetnych pomysłów, na papierze wygląda to rewelacyjnie, ale... Całość niestety kompletnie nie spina się w pasjonującą rozgrywkę. Mieliśmy wrażenie (i to zarówno grając w tryb kooperacji, jak i rywalizacji), że gra nie została gruntownie przetestowana. To jest worek z rewelacyjnymi pomysłami, w którym panuje chaos i bałagan. Wszystko w tej grze jest „clunky”. Nic nie jest domyślone do końca. Szczytem są niewygodne, dwustronne żetony, których w każdej rozgrywce brakuje w sporych ilościach. Nie pomagały nawet mnożniki! Musieliśmy posiłkować się znacznikami z innych gier – bo inaczej nie szło w to w ogóle grać!!! Nigdy w żadnej grze nie miałem takiej sytuacji! Tryb kooperacji jest fatalny – długi, żmudny i nudny. Tryb rywalizacji – nieznacznie lepszy, ale nadal ma się wrażenie rzeźbienia w g....e. Niby dużo się tu dzieje, ale nie robimy nic spektakularnego. Grubo ponad dwie godziny gry i wyniki – jeden gracz 7 punktów, trzech pozostałych – równo po 6 punktów i ten remis rozstrzygnięty przez tie-breakery (dość losowe). Ech... Bardzo chciałem, żeby ta gra mi podeszła i starałem patrzeć się na nią SUPER łaskawym okiem, wybaczając niedociągnięcia. Niestety w mojej opinii było tych niedoróbek po prostu za dużo. Moi współgracze nie byli dla tej gry tak wspaniałomyślni i zmieszali CaS z błotem. OLBRZYMI zawód, bo to była jedna z gier, na którą czekałem najbardziej w całym roku 2018. 5/10 to nieco zawyżona ocena, ale nie mam serca wystawić niższej, bo wizualnie jest to PRZEPIĘKNE, kilka pomysłów jest przeuroczych i żal, że to wszystko zostało niestety... Spaprane.
Kasztan… Czyli, suchar z placu daleko od Pigalle:
Teotichuacan – Ech... Nie będę się pastwił, bo wiem, że gra ma swoich fanów i mogę im podpaść (i dostać bana)... Napiszę tylko: Jestem totalnie „na nie”. Mówię „NIE” totalnie suchym, abstrakcyjnym grom z doklejoną tematyką. Mówię stanowcze „NIE” grom, w które gram po raz pierwszy i w które wygrywam wyprzedzając weteranów o prawie 100 punktów. Nie wiem co zrobiłem źle, co zrobiłem dobrze, ale jeżeli przepaść pomiędzy moim pierwszym miejscem a drugim - to ponad 80 punktów, to nie jest to gra, którą chce eksplorować. Dla mnie Teotihujakan to abstrakcyjny, nudny pasztet z sałatki punktowej. Zero frajdy, zero klimatu, zero satysfakcji ze zwycięstwa. No, ale może nie jestem targetem. Przepraszam z góry miłośników i obrońców mezoamerykańskiego Excela, ale nie będę odpowiadał na zaczepki. Nie chcę w to więcej grać. 4/10 - bo działa i komuś ten planszówkowy pumeks może się podobać.
Nowość Miesiąca:
Tunderstone Quest – Wzorcowo zrobiony deckbuilder. Więcej napisałem o grze w wątku na forum. Nie jestem fanem gatunku, większość gier deckbuildingowych mi nie pasuje przez znikomą decyzyjność, ale TQ siadło jak złoto. Jest klimatycznie, oprawa zachwyca, a mechanicznie wszystko ładnie się spina. Bawiłem się wyśmienicie i czekam na więcej. Świetny produkt - dużo frajdy w dużym pudle! 8/10
POWRÓT I GRA MIESIĄCA:
Najeźdźcy z Północy z dodatkami – Mam słabość do Najeźdźców. To jedna z moich absolutnie ulubionych gier rodzinnych. Miałem okres, kiedy bardzo dużo grałem w podstawkę z moimi rodzicami. Dodatki zaliczyły jednak tragiczny w skutkach fuckup na wspieram.to i gra zaczęła obrastać kurzem na półce. Nie powiem – sporą cegłę dodały do tego moje przejścia z GF(p) i w rezultacie trochę straciłem do Raidersów serducho. W końcu jednak zdecydowałem się zakupić dodatki, które tez swoje odleżały na półce. Kiedy jednak zagrałem, to miłość odżyła na nowo – ze zdwojoną siłą. Nie waham się napisać: to jest GENIALNA gra! Z dodatkami nie tylko otrzymała drugą szansę, ale weszła na kompletnie nowy poziom i zdecydowanie ma szansę wskoczyć do mojego top 10. Te dwa z pozoru niepozorne dodatki dodały sporo ciężkości. Decyzje już nie są oczywiste. Opcji jest mnóstwo, a każdy ruch jest istotny. Z dodatkami, z leciutkiej gierki, Najeźdźcy solidnie zwiększyli swoją wagę i stanowią fajną, inteligentną i wymagającą rozrywkę. Dla mnie – produkt bliski ideału. Bawiłem się wyśmienicie i jedyna wada, to wydłużony setup i czas gry. Jest to do przełknięcia, dlatego bez wahania przyznaję najwyższą możliwą ocenę – 9/10. (10-tka to gra-ideał, a to się w przyrodzie nie zdarza...). Liczę na to, że kwiecień upłynie mi pod banderą Najeźdźców, bo chcę w to grać tak często, jak się tylko da!
P.S. Przepraszam za literówki, ale pisałem wszystko na szybko, w przerwach od pakowania walizki.