Spokojny miesiąc...
Nowości :
Maracaibo - Nowość, bo zagrane wreszcie z poprawnymi zasadami
Wbrew moim obawom o losowość wspólnej talii grało się bardzo przyjemnie i nikt na ten element nie mógł narzekać. Jedynym zabawnym kopniakiem zaserwowanym przez los była ostatnia walka najbogatszgo patrona Hiszpanii, który nieostrożnie zostawił sobie tylko jedną monetę na dociągnął płytkę z czerwonymi za dwie monety
. Z ciekawostek :
- Pierwszym odblokowanym wzmocnieniem statku u wszystkich graczy było nędzne 5 kasy
- Zwycięzcą ze znaczną przewagą blisko 30 punktów był gracz, który samotnie wypchnął Anglię na prowadzenie
- Drugie miejsce zajął gracz, mający najmniej wystawionych kart, który większość punktów wyciągnął za wystawionych na planszy pomocników
- Tuż za nim był gracz, który miał pięciu Master Builderów (-1 do wystawiania kart), a większość jego akcji poszła na skakanie od wioski do wioski i odrzucanie kart za pieniądze
Bardzo fajna gra.
Burano - Największa wtopa miesiąca.
Grało mi się nawet przyjemnie prawie całą partię. Niestety, w ostatniej rundzie akcja rybołówstwa otrzymała dokładnie te dwa kolory, które zdobyć mi było najtrudniej, co kosztowało mnie masę punktów (szczególnie bolesne, bo założyłem sobie na początku, że spróbuje pchać się głównie w ryby). W teorii mógłbym poświęcić wcześniejsze akcje by przygotować się na taką ewentualność, ale grając pierwszą partię ciężko mi było wyliczyć co będzie mi potrzebne i jakie karty ryb finalnie będę miał, a dwa, irytująca wydaje się konieczność tracenia tempa w środku by wyrównać totalnie losową decyzję gry.
Meh.
Tajemnicze Podziemia - Strasznie przypadła mi do gustu ta gra. Jest banalnie prosta, partia trwa ledwie kilka minut, ponieważ jednak kafelki możesz układać jak chcesz, czujesz się w pełni odpowiedzialny za swoje kretyńskie decyzje i fatalny wynik. Jak kiedyś kniziowe ZERO, tak i Podziemia są dla mnie wyjątkowo przyjemną niespodzianką zafundowaną przez Mathandel
.
Inne :
Arkham Horror (Trzecia Edycja) - "Zasłona Świtu" pokonana.
Scenariusz wydał mi się bardzo podobny do "Azathotha", fluff inny, ale schemat działania dosyć podobny. Gdy padła pierwsza postać od ciągu niefortunnych zjadających-poczytalność wydarzeń, pozostałe zaczęliśmy dobierać dosyć mechanicznie pod wymagania scenariusza i klimat znacząco na tym ucierpiał. Strasznie brakuje mi kart Ran i Szaleństwa z drugiej edycji, które pozwalały przeżyć losowość kosztem zabawnych wad, a weterana żegnało się z łzami w ocza, gdy sama myśl o kolejnym wyciągnięciu go ze szpitala powodowała wyrzuty sumienia.
Iliad - Staroć wygrzebany po latach.
Gracze kolejno wystawiają bądź aktywują karty, starając się uzbierać jak najwięcej siły. Karty wystawiamy dopóki wszyscy gracze nie spasują, przy czym pasujący wcześniej mogą wybrać najlepszych bohaterów. Na końcu rundy najsilniejsi gracze zgarniają nagrody i tak gramy dopóki ktoś nie dobije do 12 punktów zwycięstwa.
Karty mają bardzo proste zależności - zwykli żołnierze dają bezpośrednio siłę (szczególnie gdy zagrać ich w odpowiedniej formacji), łucznicy katrupią żołnierzy, rydwany rozjeżdżają ludzi, zasieki zatrzymują rydwany, słonie chronią jednostki i robią za platformę dla snajperów, balisty zabijają słonie, katapulty niszczą balisty, i wreszcie konie trojańskie pozwalają ukryć jednostki. Co zabawne, kiedyś zdolność kart wydawały mi się dosłownie nieogarnialne bez ciągłego zaglądania do instrukcji, teraz okazały się być całkiem proste.
Los tutaj ma duże znaczenie, bo karty dociągamy ze wspólnej talii i można skończyć z niegrywalną ręką. Po bitwie jednakże nie uzupełniamy kart do stałej wartości a tylko dociągamy trzy nowe karty, tak że duża część gry jest "nad stołem", gdzie podjudzać będziemy przeciwników przeciw sobie starając się nakłonić ich do "wykrwawienia" swoich zasobów, sami czekając za strategicznym blefem.
Do tego jest jeszcze kilka smaczków jak nagrody przechodnie dla ostatniego zwycięzcy lub zdobywców największej liczby statków bądź miast, klątwa Tanatosa dla najsłabszego, specjalna zdobycz w postaci Heleny, różne warunki bitwy a nawet tryb zespołowy.
"Iliad" rewelacją nie jest (niestety grałem w pięć osób a podobno szczególny pazur pokazuje dopiero w trybie zespołowym), ale muszę przyznać, że potrafi mile zaskoczyć, szczególnie jak na blisko 15-letni tytuł.