To ja odświeżę wątek. Kilka dni temu mimo szalejącego kryzysu kupiłem sobie niemieckie wydanie Honoru Samuraja (bardzo przyjemna cena: 25zł). Zagrywałem się w tą grę już kilka lat temu, nawet się przymierzyłem do samoróbki (prehistoria: wtedy bardzo trudno było dostać większość gier), ale po drodze zdążyliśmy ze znajomymi rozegrać tyle rozgrywek, że mi się już dokumentnie znudziła. Jak zobaczyłem ostatnio Honor na półce, nie mogłem się powstrzymać.
Uwielbiam tą grę. Naprawdę niewiele mam gier, w które grałem tyle razy, że mi się znudziły. Mam ich po prostu więcej niż czasu. A w tą grałem dziesiątki razy. Dzisiaj w pracy, korzystając z nieobecności szefowej graliśmy większość dnia
Krótka recenzja. Przenosimy się do XV wiecznej Japonii, wcielając się w postać samuraja uczestniczącego w bezwzględnej walce potężnych daimjo o władzę. Zasady są banalnie proste (5 minut tłumaczenia), rodzajów kart jest naprawdę niewiele (po kilkunastu kolejkach znamy je już w zasadzie na pamięć). Cudowna w tej grze jest interakcja: praktycznie wszystko, co robimy służy tylko temu, żeby wrazić szpilę przeciwnikom. Do tego sytuacja zmienia się wręcz błyskawicznie: w ciągu jednej tury najpotężniejszy gracz zostaje zrównany z ziemią, żeby 2-3 tury później znów powrócić do równorzędnej walki. Te cechy sprawiają, że rozgrywka jest emocjonująca i bardzo agresywna, ale nie ma mowy o jakiś szczególnych urazach: przecież praktycznie każdy zostanie kilka razy zmiażdżony i będzie miażdżył, a odbudowa zajmuje chwilę. Chociaż żywot daimjo i samurajów jest bardzo krótki, to nikt nie odpada z gry czy nie ciągnie się ze znudzoną miną w tyle stawki. Do tego dochodzi klimat: mamy zabójców i złodziei ninja (ależ oczywiście, że to nie ja!- to byłoby niehonorowe!), są piękne okugaty (małżonki), czasem trzeba popełnić seppuku (w co weselszych grupach inscenizowaliśmy je
![Very Happy :D](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
). Szczytem wredności jest oddać się pod opiekę daimjo innego gracza, tylko po to żeby podstępnie z pomocą ninja zamordować jego samuraja i tą metodą przejąć jego wypieszczonego daimjo. Miodzio.
Gra ma masę wad (na bgg ocena poniżej 6!). Jak gracze są zbyt krewcy, to ma tendencję do przedłużania się niepomiernie (za większość wrednych zagrań płaci się honorem, czyli punktami zwycięstwa). Jest po niemiecku i nie najpiękniejsza (amerykańskie wydanie jest znacznie ładniejsze, ale i droższe). Jest za prosta (nie ma żadnych różnych strategii- ot, napakować się i do ataku). Jest losowa (karty i kosteczki turlu, turlu...). Trzeba liczyć jak u Knizii (stół nam się zmienia jak w kalejdoskopie, więc ciągle musisz przeliczać siłę i ilość akcji). Ale jest w tej grze coś, co mnie bardzo bawi i co sprawia, że chętnie odrywam się od Agricoli, Through the Ages czy Caylusa i siadam do Honoru Samuraja z entuzjazmem. Kojarzy mi się z Bangiem- też karcianka, której cała zabawa polega na bardzo bezpośredniej rywalizacji, do tego w Bangu jest (przynajmniej na początku) element niepewności: kto jest kim. Jednak nauczenie i rozegranie Banga potrafi czasem zająć naprawdę dużo czasu, ludzie odpadają z gry i się nudzą, w Honorze Samuraja tego nie ma. Jak ktoś jeszcze nie próbował, polecam. 25zł to nie majątek.
Grał ktoś kiedyś? Komuś się spodobało podobnie jak mi czy przeważyły wady?