No dobra, Everdell już trochę sobie ograłam, przybył do mnie pod koniec maja i od tego czasu zaliczyłam 16 rozgrywek jak dumnie głosi BGG. Testowałam już solo i grę w każdym dozwolonym składzie osobowym. Co więcej, nie tylko liczbowym, ale także jakościowym.
Z moim chłopakiem, który jest osobą planszówkowo ograną gra mi się najlepiej i najgorzej zarazem, bo nie mogę sobie robić co chcę, bo zawsze mi pokrzyżuje plany i żaden błąd nie zostanie "wybaczony". Nie mogę z żadną akcją poczekać na później, bo mam pewność, że mi ją zablokuje.
Na dwie osoby grywałam też z moimi braćmi (z każdym osobno, ale graliśmy też we trójkę). Bracia, jak już kiedyś wspominałam, są osobami niepełnosprawnymi intelektualnie. Reguły udało im się ogarnąć, do w pełni świadomej gry trochę im brakuje, ale dają sobie radę. Trochę im podpowiadam, podsuwam rozwiązania kiedy wydaje im się, że są już w ślepym zaułku i nic więcej nie mogą zagrać, ale generalnie grają sami. Podoba im się bardzo, sami chcą do gry siadać, nie muszę ich szczególnie namawiać. Tylko będę musiała dać im w końcu wygrać, bo ile można przegrywać zanim się człowiek nie zniechęci?
Generalnie nie uznaję podkładania się, ale w tym wypadku wydaje mi się, że będzie uzasadnione. Everdell jest jednak minimalnie zbyt strategiczne, żeby dało się wygrać "ślepym trafem", a jednak pojedynek intelektualny nie jest tu wyrównany. Ale powiem wam, że aż łezka mi się w oku kręci jak chłopaki dodają, odejmują, mnożą i dzielą podczas podliczania punktów na koniec gry albo jak ładnie rozpoznają, które karty się dobrze combują. Komuś może się to wydać dziwne, ale w szkole mieli z tym wszystkim ogromne problemy. Cieszę się, bo planszówki zmuszają ich do ćwiczenia neuronów, to im na pewno wyjdzie na zdrowie
Uważam, że Everdell mogłoby się nawet znaleźć w szkołach specjalnych i być grywane właśnie w celach edukacyjnych. Dużo łatwiej tak uczyć dzieciaki dodawać niż na sucho na białej kartce papieru.
Graliśmy też z naszymi kuzynami, którzy w planszówki grają tylko ze mną i też dali radę. Ogólnie komu Everdella nie pokażę to się podoba, łatwo mi znaleźć towarzystwo do gry w niego. Problem jest taki, że mieszkam trochę na dwa miasta, z których jedno to Kraków, a drugie Gdańsk i wygląda na to, że będzie trzeba kupić drugi egzemplarz gry
Także mimo posiadania jednego chyba czekam na dodruk
Mamy oczywiście więcej gier, ale tylko w stosunku do tej czuję potrzebę posiadania jej w obu domach.
Sama rozgrywka jest tym czego od dawna szukałam. Lubię średnie euro (TM, GWT, Abominacja), lubię mechanikę worker placement, ale po każdej z tych gier miałam ochotę czym prędzej spakować je do pudełka i odpocząć. Może to też trochę dlatego, że grywam z samymi downtimerami (mój facet myśli i myśli, bo musi zaplanować 3 ruchy do przodu, inaczej nic nie zrobi, natomiast bracia dłużej grają, no bo wiadomo, że potrzebują więcej czasu, żeby ogarnąć). Z Everdell tego problemu nie mam. Po jednej partii mam zaraz ochotę usiąść do kolejnej. Nawet z osobami dłużej myślącymi downtime nie boli jakoś strasznie. Myślę, że jak mi się ekipa ogra to nawet na 4 graczy będzie szło sprawnie. Wszystko to sprawia, że po rozgrywce nie czuję zmęczenia, ale satysfakcję. I chcę spróbowac co uda mi się zrobić kolejnym razem.
O mechanice nie będę się rozpisywać, bo nie widzę sensu. Podoba mi się to, że nie ma typowej fazy produkcji (która strasznie mnie irytuje np. w TM). Podoba mi się tylko 1 ruch na turę, bo gra jest płynna. Generalnie Everdell naprawił wszystko to, co w Terraformacji Marsa mnie męczyło i sprawiało, że gra się ciągnęła. Tym samym dużo chętniej siądę budować swoje miasto w baśniowej krainie, niż wybiorę się terraformować czerwoną planetę.
Mój facet zwrócił uwagę na bardzo dopracowane rysunki na kartach. Twierdzi, że jego ulubione zajęcie to wyszukiwanie gdzie na kartach budynków kryją się postaci, które można dzięki tym budynkom zagrać za darmo. Ja za to uwielbiam meeple, które są wyjątkowo urokliwe i kocham to, że nie są klasycznymi meeplowymi meeplami, bo klasycznych meeplowych meepli po prostu nienawidzę.
Co do dodatków to trochę poczytałam i mam swoje przemyślenia. Na pewno będę chciała przetestować duże dodatki, ale smuci mnie, że nie wnoszą one zbyt wielu kart budynków i postaci. Z tego względu skłonię się pewnie bardziej w kierunku małych dodatków. Fakt, że w tych kilkunastu rozgrywkach przemieliłam już właściwie całą talię i karty znam na pamięć sprawia, że czuję potrzebę "powiewu świeżości". Z drugiej strony chyba nie chcę w tej grze całkowicie nowych mechanik komplikujących rozgrywkę i tłumaczenie zasad. W tej grze urzeka mnie właśnie jej prostota. Z tego względu najbardziej skłaniam się w stronę
Bellfaire, które zdaje się rozgrywkę usprawniać, a nie komplikować. Spirecrest i Pearlbrook wyglądaja fajnie, ale... Dodatki do Pandemica też wyglądały fajnie, a z perspektywy to jednak strasznie popsuły mi tę przyjemną, prostą grę i w efekcie preferuję jednak grać w podstawkę bez dodatków. Obawiam się, że z Everdell skończy się tak samo. A tutaj jednak cena niektórych dodatków przekracza cenę podstawki, więc ewentualne rozczarowanie zaboli bardziej niż przy Pandemicu. Chętnie przytuliłabym jednak dodatkowe karty wydarzeń specjalnych i leśne polany. Dla mnie w nich leży sedno dużej regrywalności Everdella i uważam, że powinno być więcej wariantów.
Na plus też mała ilość negatywnej interakcji. Podrzucenie sobie błazna do miasta, które w dodatku można łatwo zneutralizować + blokowanie pól akcji i podbieranie kart z łąki. Wolę to niż kradzież roślinek w TM
(mało nie doszło do rozwodu).
Co do
trybu solo to pograłam na razie tylko troszkę, ale podoba mi się jak został technicznie rozwiązany. K8 losuje którą kartę z łąki zagrywa przeciwnik, robi to wtedy kiedy my, a dodatkowo blokuje nam pola akcji i później niektóre sloty na łące. Z góry wiemy jednak co będzie w której rundzie zablokowane, można więc opracowywać strategię. Mi się z Krostawcem jeszcze nie udało wygrać, ale solo grałam może ze 3 razy.
Nie wiem czy nie odkrywam tym postem Ameryki na nowo, ale tak bardzo polubiłam tę grę, że chciałam w jakiś sposób "zaznaczyć" swoje uwielbienie. Opisałam swoje wrażenia jako gracza stosunkowo świeżego, ale już troszkę ogranego
Generalnie wygląda na to, że ja chyba nie lubię zbyt ciężkich tytułów. Nie dlatego, że nie lubię myśleć, ale właśnie dlatego, że mierzę swoją satysfakcję syndromem jeszcze jednej partii. Tutaj ten syndrom mam i to sprawia, że jestem z gry ogromnie zadowolona.