Był to miesiąc dziwny. Niby partii mało i miałem wielki niedosyt grania, ale jednak satysfakcji przy stole było sporo. Głównie z powodu doskonałych gier i kilku rewelacyjnych partii, które będę długo wspominał. Był to też miesiąc zaskakujący pod względem ilości nowości, jak i równie zaskakujących, udanych powrotów. No i wreszcie zacząłem ogrywać dodatki, które leżały odłogiem! Udało się rozegrać tylko 28 partii, za to aż w 18 różnych tytułów.
LIPIEC 2020
GROG ISLAND – Michael Rieneck, to zdecydowanie mój ulubiony twórca gier. Absolutny top. No i niestety tym razem coś nie pykło. Chyba samotny Rieneck nie kontroluje do końca swoich pomysłów. W duecie ze Stefanem Stadlerem, robili gry wybitne. Tutaj samotny Michael coś nie do końca przemyślał. Bardzo ciekawa jest licytacja kości i intrygujący jest mechanizm pasowania, ale... To niestety za mało na emocjonującą rozgrywkę. Niby jest tu dużo świetnych i oryginalnych pomysłów, ale czuć totalny brak szlifu. Endgame trigger jest pozbawiony sensu, i absurdalny, bo można go olać i grać... W nieskończoność. Co mi się jeszcze nie podoba? Że zwycięzca licytacji buduje jako ostatni. To nie ma absolutnie sensu! Generalnie jestem mocno zawiedziony. Nawet oprawa zawodzi, choć Klemens Franz tym razem bardziej kolorowy niż zwykle i to chyba najładniejsza jego gra. (sic!) Ech... Pomimo dobrych pomysłów, moim zdaniem gra jest posuta. 4.5/10.
MANGO VILLAGE (dodatek do RAJAS OF THE GANGES) – minidodatek do genialnej gry. Nic nie zmienia, ale dodaje ciekawą opcję i dlatego na +. Oceny nie będzie, bo to jest promka, a nie pełnoprawny dodatek.
VILLAINOUS – Ciekawa, asymetryczna karcianka, z dość oryginalną mechaniką. Dużo ciekawych pomysłów, ale kompletnie nie podoba mi się w tej grze negatywna interakcja. „Take that” w czystej postaci. Jako jedyny miałem łatwy do śledzenia cel, przez co byłem chłopcem do bicia. Gang Bang totalny. Dlatego choć zamysł mi się nawet podobał, a oprawa zasługuje na piątkę z plusem, to niestety bawiłem się średnio fajnie. Może jeszcze kiedyś spróbuję, ale nie wiem, czy z równym entuzjazmem podejdę do rozgrywki. Niemniej fanom Disneya, pięknie wydanych gier i budowania układów kart – polecam. Ja na razie wystawiam 5/10 i może kiedyś siądę jeszcze raz, żeby sprawdzić, czy ta pierwsza negatywna przygoda, to był tylko wypadek przy pracy.
THE PURSUIT OF HAPINESS – worker placement połączony z… simsami? Nie mam zbyt dużo przemyśleń o tej grze. Wszystko działało, ale trochę wiało sztampą. Gra nie grzeszy urodą i szkoda. Bo rozgrywka jest bardzo klimatyczna, ale niestety oprawa ciągnie całość mocno w dół. Co mi się najbardziej nie podobało? Gra jest zdecydowanie za długa, jak na to co oferuje. No i zbyt losowa, żeby chciało się w nią wkładać więcej intelektualnego wysiłku. Średniak, w którego można bez większego bólu zagrać, ale równie dobrze można się przy nim wynudzić. 6/10.
COVIL: THE DARK OVERLORDS – Uwielbiam gry Luisa Brueha. No dla mnie gość robi perełki. Były by to planszówkowe diamenty, ale niestety nie są do końca doszlifowane. Covil mnie jednak bardzo pozytywnie zaskoczył. To niby banalne area control, ale zmyślnie zarządzane akcjami z kart. Gra jest sprytna, oryginalna w swojej prostocie i super sympatyczna. Zaskakujące jak dużo gry dało się upchnąć w tak małe pudełko. Decyzje są ciekawe, oprawa jest kapitalna, a za popkulturowe smaczki z lat 80-tych dałbym się pokroić. Uroczy produkt i planuje zakup swojego egzemplarza! 8/10
TZOLKIN – Wreszcie udało mi się zagrać w tego klasyka. Gra ma świetną, super oryginalną mechanikę, ale... Ma tak krótką kołderkę, że nie czerpałem z niej przyjemności. Rozgrywka była dla mnie frustrująca i męcząca. I nawet pomimo mojego zwycięstwa w tej partii, nie mogę powiedzieć, że bawiłem się dobrze. Jak lubię trudne decyzje, tak tutaj wkurzały mnie nieustające dylematy i notoryczny „brak czegoś”. A to za mało akcji akcji, a to surowca, a to meepla, a to meepel za daleko na kole, a to za blisko. Miałem poczucie braku pełnej kontroli nad rozgrywką. No nie ściemniając - irytował mnie ten Tzolkin bardzo. Doceniam mechanikę, ale jak dla mnie za sucho i zdecydowanie za ciasno. Polecam w każdym razie spróbować, bo to jest bardzo ciekawe planszówkowe przeżycie i prawdziwy klasyk... Do którego nie wiem, czy będę miał ochotę jeszcze wrócić. Trochę za dużo masochizmu jak dla mnie. 7/10
ILOS – Nie spodziewałem się wiele. Kupiłem w promocji za 39 zł. I ta cena zasługuje na temat p.t. „skandal miesiąca”! Przykre, że tak fajny produkt nie jest dostatecznie promowany. Gra jest dobra, oszałamiająco wyprodukowana i przepiękna! No i nie udaje tego, czym nie jest. Ot, prosta gra o zbieraniu surowców i manipulacją cen na rynku. To bardzo dobry gateway. Proste zasady, ale sporo ciekawych decyzji do podjęcia. Świetne wprowadzenie w świat gier ekonomicznych. I dlatego, choć jak dla mnie gra jest ciut za prosta, to uważam, że doskonale sprawdza się jako „wprowadzacz” ludzi do świata nowoczesnych planszówek. Wspominałem już, że gra jest śliczna? Aż szkoda, że nie ma na kartach więcej tych oszałamiających ilustracji! Niby nic specjalnego, ale jest to fajne, szybkie, przyjemne, a na koniec daje sporo satysfakcji. No i podoba się moim rodzicom, co jest warte każdych pieniędzy! 7/10
SWINGING JIVECAT VOODOO LOUNGE – Mega oryginalne area control. I to w zasadzie w każdej dziedzinie! I mechanicznie i tematycznie i... komponentowo. No bo kto widział, by punkty liczyć małpami wiszącymi na kieliszku? Tak! Te kielonki to komponenty w grze. Absolutny bajer, nikomu nie potrzebny, ale za to jak fajnie wyglądający i jak bardzo klimatyczny! W grze jesteśmy czarownikami voodoo, którzy jako duchy wbijają na imprezę z przełomu lat 50-tych i 60-tych i będą starali się opanować swoimi czarami klientów przebywających w danej części sali. Więcej nie powiem, żeby nie psuć niespodzianki, a jest ich sporo. Bawiłem się nieźle, jest tu od groma fajnych pomysłów, ale gra ma dwie wady. Pierwszą jest czytelność planszy. Trudno czasem odnaleźć na niej konkretnego klienta. Drugi mój zarzut to losowość. No niestety jest jej bardzo dużo. Irytuje też mocno zmieniająca się po każdym ruchu sytuacja na planszy, przez co nie ma jak obrać jakiejś długofalowej strategii. Generalnie partyjka na plus, było trochę śmiechu i gra nadrabia (niemal) wszystko obłędną oprawą i kapitalnym klimatem. Jak komuś nie przeszkadza losowość – niech spróbuje. Dla mnie było jej zdecydowanie za dużo i gdyby jej odjąć choć trochę, to pewnie chciałbym mieć tego cudaka w kolekcji. Aha – mega duży plus za to, że na kartach są prawdziwe receptury na drinki. Więc jeżeli ktoś chce kupić jakąś książkę, żeby dowiedzieć się jak poprawnie i w jakich proporcjach zrobić Sex on the Beach, albo klasyczne Mojito – to niech lepiej zamiast tego kupi Swinging Jivecat Voodo Lounge. 6.5/10
ZGLISZCZA (dodatek 51st Stan MS) – Pierwszy raz z dodatkiem i muszę powiedzieć, że bardzo mi się podobało. Nie wiem, czy to nie kwestia tego, że uwielbiam tą grę, czy sam fakt, że dodatek daje dużo ciekawych opcji. Niemniej bawiłem się swietnie, sporo kart i mechanik w dodatku bardzo mi się podobało, więc niech będzie 7/10
ROZCZAROWANIE MIESIĄCA:
SANCTUM – Miało być “Diablo na planszy”, ale okazało się, że to gra o zarządzaniu kartami i surowcami. Śliczna i wyprodukowana na poziomie. I do tego dość przyjemna. I na początku, po pierwszych kilku turach podobało mi się bardzo... Ech... To mogłaby być dobra gra! Przez pierwszą godzinę bawiłem się świetnie! Niestety później okazało się, że w grze za dużo nie ma i wciąż robimy to samo. I trwa to zdecydowanie za długo. Za to ostatni akt totalnie psuje ogólne wrażenie! Zmieniają się nagle zasady, a walka z bossem ani nie jest przyjemna, ani intrygująca, ani mózgożerna. I trwa zdecydowanie za długo!!! Trzy godziny rozgrywki w grę „o zbieraniu przedmiotów”, to już abstrakcyjnie dużo. Wstałem od stolika rozczarowany i umęczony. Szkoda wielka, bo jest tam mnóstwo dobra! Gdyby ta gra trwała godzinkę i gdyby wywalić ostatni akt, to nawet chciałbym mieć swój egzemplarz. Niestety twórcy podjęli inną decyzję i zamiast przyjemnej, niezobowiązującej gierki, mamy ciągnący się, nużący, męczący i trwający zdecydowanie za długo festiwal nudy i powtarzalności. Chciałbym wystawić inną ocenę, bo pomimo wymienionych wad, jest tu też dużo dobrych pomysłów, które mi się bardzo podobają. Niestety – tylko 5/10
POWRÓT MIESIĄCA:
EMPIRES OF THE VOID II – Po bardzo długiej przerwie usiadłem do tej gry i… Kompletnie nie pamiętałem jak w nią grać. Nie pamiętałem zasad, nie pamiętałem co powinno się robić i grałem jakby słoń nadepnął mi na mózg. Generalnie cała partia była dla mnie koszmarem, gdyby nie to, że sama gra jest... Świetna i MEGA klimatyczna. Czuć, że ten kosmos żyje, czuć asymetryczność frakcji, czuć przygodę i epickość. Zawiera się sojusze, robi misje, dostarcza towary. Generalnie wybaczam tej grze wiele, choć tym razem nie mogę wybaczyć jej jednego. Kiedy grałem po raz ostatni, a było to blisko rok temu, nie odczuwałem aż tak bardzo losowości. Niestety EOTVII jest momentami bardzo losowe i często trudno nad tą losowością sensownie zapanować. Nadal lubię tą grę, nadal bardzo mi się podoba, ale chyba za bardzo stałem się euro graczem, żeby teraz nie kręcić nosem na losowość. Niemniej, po skończonej grze nie mogłem przestać o niej obsesyjnie myśleć. A to chyba najlepszy dowód na to, że gra wkręca i wzbudza silne emocje. Chce jak najszybciej powrócić w ten kosmos! 8/10
PARTIA MIESIĄCA:
GODSPEED – Choć przegrałem sromotnie i to z nowicjuszami, to emocji najwięcej przy stole dostarczył mi znakomity Godspeed. Uwielbiam podejmowanie decyzji w tej grze, uwielbiam wyścig, uwielbiam ciekawą licytację i budowanie swojego silniczka. Jasne, przez ilość decyzji powstaje paraliż decyzyjny i... Rozgrywka staje się za długa. Ale wybaczam tutaj akurat długość rozgrywki, bo każda minuta spędzona przy Godspeed dostarczyła mi bardzo dużo przyjemności. Zdecydowanie najbardziej satysfakcjonująca partyjka w miesiącu. Czekam na więcej! 9/10
NOWOŚĆ MIESIĄCA:
ANDROMEDA – O grze pisałem już w dedykowanym jej temacie. Napiszę więc tylko tyle – to absolutne genialne, oryginalne, mechanicznie świetne area control. Już po tłumaczeniu zasad wiedziałem, że będzie mi się podobało. Wstałem od stołu zachwycony, z postanowieniem, że muszę mieć swój egzemplarz! Zamierzam być zealotem i nieść Andromedę na sztandarach chwały! Będę starał się ją pokazywać innym, by nie popadła w zapomnienie, choć pewnie na nieznacznie zmodyfikowanych zasadach (odsyłam do tematu o grze). Gdyby nie partyjka w Godspeeda, to byłaby to partia miesiąca. REWELACJA! 9/10!
GRA MIESIĄCA:
WILDLANDS – W zeszłym miesiącu była to „nowość miesiąca”, a w lipcu nie mogło stać się inaczej... Wildlands królował na stole i zajął centralne miejsce w moim serduszku. Wkręcałem w niego kogo się dało i już dwójka moich znajomych stwierdziła, że „musi to mieć” i kupiła swoje egzemplarze! Wildlands jest zaraźliwe. To prosta, szybka karcianka. Hand managment połączony z przesuwaniem figurek po planszy. Emocji sporo, ciekawe decyzje i super przyjemna rozgrywka. Tak mi się spodobało, że wydałem majątek na malowanie figurek, by wyglądały pięknie na planszy (można zerknąć na forum, bo Lunatykuku wrzucił fotki*). Chce mieć wszystko do tej gry. WSZYSTKO! Odwaliło mi na jej punkcie! Ten Martin Wallace to jest jednak gość! 9/10
*
viewtopic.php?f=61&t=65639&start=50#p1266305