Zarówno pod względem ilości rozgrywek, jak i jakości - to był mój najlepszy planszówkowo miesiąc wszech czasów!
Myślałem, że po intensywnym październiku nie będzie lepiej, a jednak stało się inaczej. Udało się rozegrać aż
54 partie w
27 różnych tytułów. Jak na mnie – to ekstremalna ilość! Na stole wylądowało bardzo dużo nowości (12), dwa powroty okazały się smakowite, ale żeby nie było za różowo – pojawiły się niestety dwa srogie rozczarowania.
LISTOPAD 2020:
NOWOŚCI:
PARADE – Mega sprytna karcianka. Niby prosty filerek w (nie) zbieranie lew, ale rozgrywka dostarcza przyjemnego kombinowania, ciekawych decyzji i niezłych emocji. Gdyby nie absurdalna cena jak na to, czym gra jest (karcianko-popierdółko-filerkiem) – Parade z miejsca wylądowało by w mojej kolekcji!
8,5/10
GLEN MORE II – Sprytne budowanie silniczka z kafelków, z bardzo ciekawie rozwiązanym draftem. Od dobrego euro oczekuję – prostych zasad, sporo głębi, sprytnej mechaniki, pięknego wyglądu i emocji. Ta gra dostarcza mi tego wszystkiego w zgrabnym pakiecie.
8,5/10. Będę się rozglądał za prywatnym egzemplarzem.
ELECTROPOLIS – Rewelacyjna gra o budowaniu sieci elektrowni. Znakomicie pomyślany draft kafelków, mega proste zasady, super ciekawe decyzje do podjęcia i emocje, których gra dostarcza aż w nadmiarze. Polecam sprawdzić! Kapitalna zabawa. Marzy mi się polska edycja.
8,5/10
BITES – Prosty, ale bardzo sprytny filerek z ciekawym systemem punktacji. Chodzimy mrówkami, zbieramy resztki żarcia i punktujemy za różne sety. Świetny gateway dla planszówkowych laików. Nie wiecie jak wciągnąć znajomych w planszówki? Dajcie im do zjedzenia resztki!
7/10
HONEY BUZZ – Prześliczny worker placement z pszczółkami w roli głównej. W wersji z kickstartera gra jest obłędnie wydana! Wszystko jest przesłodkie i wysokiej jakości! I pomimo, iż wygląda jak „klasyczny cukierek z KS” – tym razem obyło się bez beczki dziegciu. Gra jest bardzo dobra, dużo świetnych pomysłów, a wyścig o cele dostarcza wielu emocji. No i tytuł wręcz kipi interakcją. Wbrew pozorom to nie jest milusia gra! Polecam!
8/10
HARBOUR + HIGH TIDE – Wielka gra w maciupkim pudełeczku. Przepełniony klimatem, dowcipem, znakomicie ilustrowany worker placement. Ot – mocno uproszczone Le Havre, które pomimo prostoty, kryje kilka świetnych pomysłów. Polecam poczytać teksty na kartach postaci! W kilku przypadkach prawie spadłem z krzesła ze śmiechu! Dodatek zmienia rozgrywkę, czyniąc ją nieco mniej losową. Zakochany w klimacie – kupiłem swój egzemplarz.
8/10
OSTATNIA WOLA – Nadrobiłem zaległości, które powinienem nadrobić dawno temu! Suchy zrobił świetną, pomysłową grę z oryginalnym tematem. Miliony Brewstera na planszy! Naszym celem jest jak najszybsze zbankrutowanie wydając kasę na wszelkie zbytki. -Co robisz? -Ładuję na parostatek konia, psa i pannę lekkich obyczajów. Ale będzie impreza!
![Laughing :lol:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Sprytna zabawa, mnóstwo dowcipu na poziomie i bardzo przyjemna i intuicyjna mechanika. Tak mi się spodobało, że złamałem żelazne postanowienie o nie powiększaniu kolekcji. Zamiast tego poleciało combo Ostatnia Wola + Klub Utracjuszy.
8/10
TAINTED GRAIL – Bardzo pozytywne zaskoczenie! Obawiałem się ciężkiego kasztana pokroju 7th Continent. Na szczęście Tainted Grail jest lepszym produktem pod każdym względem! I mechanicznie i fabularnie i wizualnie jest to DUŻO lepsza gra od Siódmego Kontynentu. Dodatkowo – ilustracje, historie i rozmaite smaczki poukrywane tu i ówdzie, generują bardzo fajny klimat. Niestety gra ma jedną, podstawową wadę – to jest gra wyłącznie dla graczy SOLO. Na dwie osoby jest niestety momentami nudnawo, a walka, czy testy na dyplomacje strasznie szybko stają się nużące. W ogóle w grze sporo jest „przeszkadzajek”. Bardo dużo czasu pochłania zarządzanie postacią, gasnące menhiry – zamiast generować presję – na dłuższą metę stają się uciążliwe. Niemniej polecam. To bardzo drobiazgowo przygotowany produkt. Zrobiony z zaangażowaniem, profesjonalizmem i z sercem. Dla mnie tylko
7/10, ale jak ktoś gra solo i kocha paragrafówki – to może to być dla niego
Święty Graal!
MOA - Martin Wallace pnie się u mnie w drabinie designerów na sam szczyt. I tym razem nie zawiódł. Moa to świetne, rodzinne area majority. Absolutnie nie zgadzam się z zarzutami Toma Vasela. Po farmazonach, które opowiadał w swojej recenzji, mam wrażenie, że ktoś mu źle wytłumaczył zasady. A na pewno nie wiedział, jak duże gra daje możliwości manipulacji swoimi „ptaszkami”. Moa to jest świetna, bardzo sprytna gra, w której każda decyzja jest ciekawa i brzemienna w skutkach. Jasne, jest tu sporo losowości i mechaniki push Your Luck, ale absolutnie wszystko można przewidzieć i kontrolować. Po prostu trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność i podejmować dobre decyzje. Ja jestem oczarowany i nie mogę doczekać się kolejnej rozgrywki.
8/10
ROZCZAROWANIE MIESIĄCA
LOST RUINS OF ARNAK – To był pierwszy przypadek od dobrych czterech lat, gdy wstałem od stołu NIE UKOŃCZYWSZY rozgrywki! Niemal rok temu jak pojawiła się pierwsza grafika LROA, gra z miejsca wskoczyła na wishlistę. Liczyłem na sprytną grę w klimatach Indiany Jonesa. Dostałem suchą, losową, nudną, irytującą wydmuszkę. Gra jest równie zjawiskowo wydana, co pozbawiona ikry. Grałem w pełnym składzie, na planszy było tłoczno i miałem wrażenie dojmującego braku kontroli nad rozgrywką. Gra ma do tego skandalicznie krótki market row i co sobie upatrzyłem kartę, to niestety zwykle nie dotrwała do mojego ruchu. Ostatni raz tak wielką irytację sprawiła mi Terramara, ale nawet tam nie męczyłem i frustrowałem się tak bardzo jak w Ruinach Arnaku. Nie chce mi się o tym dłużej pisać. Raczej nigdy w to więcej nie zagram. Gra działa, ale jest tak bardzo nie dla mnie, że nie mam jej sumienia wystawić więcej niż
4/10. Masakra.
NAGRODA BRĄZOWEGO KASZTANA:
PEAK OIL – Niebywałe jak ta gra mnie rozczarowała i jak bardzo jest zła. Skusiła mnie znakomita oprawa graficzna i tematyka. Zawsze chciałem być potentatem naftowym. Niestety klimat jest tu mocno umowny. Gra jest nudna, oderwana od tematu i co gorsza – popsuta. W zasadzie w pierwszej rundzie decydują się losy całej partii. Powodzenia, jak jesteś ostatnim graczem w kolejce. Najlepsze pola i najlepsze karty już zniknęły i w zasadzie nie ma jak się odbić od dna. Najgorsze jest to, że gra odbiera później graczom, którzy są w tyle z „produkcją” agentów, możliwość akcji. To było twarde zderzenie z rzeczywistością. Daje
3/10, ale tylko ze względu na znakomitą, schludną i oryginalną oprawę. Sama gra powinna dostać góra 2/10. Załamałem się bardzo, bo byłem strasznie napalony na rozgrywkę, a gra była półkownikiem z najdłuższym stażem w mojej kolekcji. Nie warto było czekać...
POWRÓT/Y MIESIĄCA
WENDAKE + NEW ALLIES – Wreszcie udało się rozegrać partię z dodatkiem! I choć sam dodatek nie jest specjalnie porywający, to sama gra jest dla mnie genialna. Uwielbiam i mechanikę i klimat i ciekawe decyzje jakie mamy do podjęcia. Gra na każdym kroku udowadnia graczowi, że jest głupi. „Ten uczuć, kiedy wiesz, że zwaliłeś ruch i mogłeś zrobić coś lepiej”.
9/10
FILARY ZIEMI + ROZSZERZENIE – Uwielbiam Filary, ale gra przeleżała na półce i nie trafiała na stół przez blisko DWA lata! Powróciła jednak w glorii i chwale. Dodatek jest świetny, zmienia odrobinę dynamikę i dodaje nowe możliwości. Wkręciłem rodziców, którzy złapali totalną zajawkę i gdyby nie „gra miesiąca” poniżej, to pewnie skończyło by się na tym, że Filary nabiły by najwięcej partii w miesiącu.
8,5/10
GRA MIESIĄCA:
Tym razem nagroda będzie podzielona, bo jedna gra musi dostać laury za największą ilość partii w miesiącu, a druga gra musi dostać nagrodę, bo była największym i najprzyjemniejszym zaskoczeniem.
SANTA MONICA – W zeszłym miesiącu była to „nowość miesiąca”, w listopadzie w zasadzie nie mogło się stać inaczej – Santa Monica całkowicie zdeklasowała oponentów i najczęściej lądowała na stole. Budowanie własnej plaży i nabrzeża nigdy nie było tak przyjemne. Ten sprytny mechanicznie „city/beach building” dostarcza takiej frajdy, że niemal każdy, komu pokazałem Świętą Monikę, zapragnął mieć swój egzemplarz. Dziesięć partii w miesiącu nie miała u mnie nigdy żadna gra, za wyjątkiem MTG! Coś więc w tym musi być!
8,5/10
AUZTRALIA – Ech ten Martin Wallace! Co zagram w jakąś jego nową grę - to zachwyt. AuZtralia skusiła mnie promocyjną ceną. Ale zanim kliknąłem „kup”, poczytałem wszystko o grze i obejrzałem filmiki. Wiedziałem, że to będzie wyjątkowy tytuł. I nie myliłem się! Kolejna implementacja kolejowych gier Martina mocno poruszyła moje serduszko. Gra ma świetną dynamikę, jest emocjonująca, dostarcza sporej dawki przyjemnego główkowania i jest bardzo tematyczna. Do tego ma świetną dramaturgię! Pierwsza połowa wolna, przeznaczona na rozbudowę kolejowo-rolniczego imperium. Z każdym kolejnym ruchem okazuje się, że jest to wyścig po ostatnie zasoby na planszy. Rozgrywka jeszcze bardziej przyspiesza, gdy budzą się przedwieczni. Wtedy zaczynają się emocje i walka o przetrwanie. -Hej tutaj są przedwieczni! Idą zniszczyć moją farmę! Macki precz od moich łowiecek!
![Laughing :lol:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Obie partie były miodzio i nie mogę doczekać się kolejnych. Najprzyjemniejsze zaskoczenie, które spowodowało, że MW trafił na listę ulubionych twórców gier. Gra ma jedną drobną wadę – upierdliwy, długi setup. Ale po partyjce - zapominamy, jak bardzo umęczyliśmy się rozkładając tą grę.
9/10