TV3 pisze: ↑26 sty 2021, 13:05
Też coś skrobnę...
Pandemia (od pewnego momentu z dodatkiem
Na krawędzi).
Ostatnio z rzadka ląduje na stole, jednak przez lata posiadania partii nabiło się sporo. Nigdy nie liczyłem / nie zapisywałem, będzie togo trzycyfrowa liczba. Choć czy to w granicach 200, czy 600 rozgrywek - bardzo trudno mi określić. Jednak bez wątpienia jest to najbardziej wyeksploatowana gra, łupało się w nią bardzo ostro.
Strasznie żałuję, że nie dotarłem na rozgrywki kilka lat temu - najpierw na poziomie krajowym były jakieś tam organizowane. Później można było (w razie sukcesu), o ile dobrze pamiętam, coś tam międzynarodowego machnąć.
Zalety?
Bardzo dobrze się przy niej bawię. Niepewność przy dociągu kart. Częstokroć dramat, bo kolejny łańcuch chyba już nie do opanowania, po czym euforia, bo Logistyk tak przetransportował Sanitariusza do miasta, w którym była Badacz, stawiając im zawczasu pod tyłkiem Stację Badawczą kartą Dotacji Rządowej, że ów Sanitariusz w jednej swojej turze, biorąc od brązowej pani dwie (aż!) brakujące do wyleczenia choroby karty, potrafił jeszcze chorobę tę wyleczyć i (wspomagając się Mostem Powietrznym) dodatkowo wyczyścić całe trzy zawalone tąże chorobą miasta. Takie ciekawe i rozbudowane mixy działań można wydziergać. Bywa też odwrotnie rzecz jasna - wygląda dobrze, jest plan na najbliższe 3 tury, a tu pojawia się zielona karta, która statystycznie nie miała prawa się pojawić, albo dwie Epidemie pod rząd i kostki choroby dosłownie wysypują się na planszy. Sinusoida od dramatu do euforii, znów do dramatu itd. Zatem pranie się równe po pyskach z grą. Oddech globalnej kostuchy na plecach. Tematyka zagłady. I często właśnie ten wspomniany fajny poziom kombinowania, szczególnie pod koniec, jak z dostępnych zdolności postaci i żółtych kart wycisnąć tyle, żeby jednak uratować ten ziemski padół. Przed np. czerwonym cholerstwem, co to z Sydney aż po Zatokę Meksykańską zawędrowało. Mimo, że na pierwszy (i drugi) rzut oka partia w zasadzie do poddania. Dość dobre skalowanie poziomu trudności. Choć po pewnym czasie 6 kart Epidemii z podstawki to trochę mało. Zatem bardzo często grywaliśmy bez Na-krawędziowych fioletowych i czerwonych kart, za to pakując do talii siódmą Epidemię. Na ilość partii pozytywnie wpłynął też fakt, że gra z jednej strony wymaga odrobiny pomyślunku (co jest zaletą oczywistą), jednak nie wykańcza umysłu i bez problemu można łupać kilka pod rząd. A trwa z godzinkę może. I na koniec - bardzo ciekawa mechanika. Zgaduję, że niezbyt często spotykana i dość niepowtarzalna.
Wady?
... jeśli wybiera się tę grę będąc świadomym jej czasu trwania, takiego, a nie innego stopnia skomplikowania i główkowania oraz faktu, że to kooperacja...
Nie ma wad.
Poza jedną w sumie. Plansza aż prosi się, by widniejący na niej projekt graficzny był na wysokim poziomie. Nie jest. Cóż, może kiedyś pokuszą się o wydanie dorównujące wizualnie Epoce Kamienia czy nowemu Brassowi. Karty i znaczniki od biedy mogą być. Ale wyobrażam sobie, jaką wizualną perełkę można by z tej pozycji zrobić. Oj grałoby się grało...
Aa.. no i jeszcze jedno, co bez wątpienia należy wziąć pod uwagę przy ewentualnym rozważaniu zakupu - Teheran na mapie to nie Teheran tylko Tehran
![Very Happy :D](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
. No katastrofa no...
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Chyba, że poprawili, bo jakieś nowe wydanie / dodruk wyszedł bodaj. Wtedy można brać.
Skalowalność?
Nie ma najmniejszego znaczenia, czy 2 czy 4 graczy (a skoro tak, na 3 też tak być musi - nie wiem, nigdy nie grałem chyba). Rozgrywka równie emocjonująca być potrafi. U mnie, z racji posiadania jednej żony (która z resztą tę grę uwielbia), zdecydowana większość partii w duecie. W pojedynkę rzecz jasna też pyknąć można.
To dobra gra jest.
Przy czym, zaznaczę, nie ta gra jest moim ulubionym numerem jeden.